środa, 28 grudnia 2011

I have a doubt

dzisiejszej nocy gwiazdy wyglądają jak główki od szpilek. stresuje mnie końcówka tego roku. z czymś nie zdążę, czegoś nie załatwię, już to wiem. mam z tyłu głowy myśl o podsumowaniu i zrobieniu porzadnych postanowień na przyszly rok, ale boję się, że za rok o tej porze będą tylko smutnym świadectwem dobrych chęci i słomianego zapału.
zachowuję się przez ostatnie dni jak skończony stalker i tani prowokator. dobrze wiem dlaczego. nic nie robię konstruktywnego, więc od jednego kliknięcia do drugiego doprowadzam się do jądra ciemności. co mi to daje? złudne poczucie bliskości z kimś, kto nigdy blisko nie był ani nigdy nie będzie.
przez całe święta czułam brak, którego morze alkoholu nie potrafiło przytłumić. dziś jakby trochę lepiej. ten dziwny organ, który rozwinął się w moim ciele i produkuje enzymy zaburzające postrzeganie świata, sprawiał, że czułam się jak najsamotniejsza istota we wszechświecie. tak łatwo zapominam czy tak bezboleśnie przychodzi mi mydlenie sobie oczu i pocieszanie się w lepszych momentach?
Obejrzane: Rozstanie, Bella, Chłopiec na rowerze


piątek, 23 grudnia 2011

ginger bread

Mam mokre oczy w te dni. Boże Narodzenie mnie rozczula, natrętnie cisną mi się do głowy wspomnienia sprzed 15 lat i sprzed roku, kiedy wszystko, co mnie otaczało było zupełnie różne niż teraz. Chyba nie lepsze, bo w powietrzu unosił się już swąd rozkładu, którego ja zupełnie nie rozpoznawałam.
Wypełnia mnie jedzenie i pustka.Pierniki wyszły w tym roku przepyszne.

Skończyłam czytać dzisiaj rano reportaż Martina Pollacka pt. Śmierć w bunkrze, opowieść o moim ojcu, czyli historia o synu, próbującym zrozumieć dlaczego jego rodzina uległa magii narodowego socjalizmu. Nie czytuję reportaży, i w ogóle czytuję mało mądrych lektur ostatnio, bo mam nadal problemy ze skupieniem uwagi na dłużej niż 15 minut.

Do końca roku chciałabym móc uporać się z całym tym gównem, które przewaliło się przez mój żywot w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy. Wycisnąć z niego jakiś sens, zagospodarować te doświadczenia, żeby nie wzdrygać się z odrazą za każdym razem gdy pomyślę o...albo o...Nie chcę też dostawać zawału serca, kiedy wydaje mi się, że widzę...ani wtedy kiedy myślę o głupotach jakie wyrabiałam kiedy...
O, już wiem. Chcę stanąć przed lustrem takim dużym, w którym widać mnie dokładnie, takim jak w przebieralni w h&m, w niepochlebiającym mi zupełnie świetle białej lampy, i powiedzieć sobie: Je ne regette rien




sobota, 17 grudnia 2011

karaoke

nie jestem zbyt dumna z tego, że czekam dopiero aż rzeczywistość mnie przygniecie, żeby zdobyć się na podjęcie jakiejś mądrej decyzji. tak jakbym czekała aż wypełni się czara goryczy. teraz też nie jest za fajnie, ale widocznie nie jest też dość źle. a przede wszystkim nie czuję, żebym czegoś bardzo chciała, brak pomysłów. dawniej miałam jakieś marzenia, całkiem szalone, ale jakieś. teraz miewam jedynie ochoty i kaprysy.
tak jak np. kaprys pójścia na karaoke. zadanie wykonane. i wcale nie było tak jak sobie wyobrażałam, że będzie (nie żeby kiedykolwiek moje przewidywania się sprawdziły). ja zawsze byłam przekonana, że to zbiorowe ośmieszanie się, poklepywanie po plecach, wszystko, tylko nie konkurs śpiewaczy. myliłam się.
dochodzi 13, jest sobota a ja leżę w łóżku. odliczam dni do świąt idealizując czas odpoczynku, którego przecież tak nie znoszę. rozmyślam nad strategiami, nad podsumowaniami, nad strachem i smutkiem.

2 filmy: Portret Doriana Greya i ta nieszczęsna Midnight in Paris.

piątek, 9 grudnia 2011

de momento diciembre

Mocniej świeci słońce, gdy masz przyjść
Mocniej pachną kwiaty, gdy masz przyjść
Ciszej gada rzeka, gdy masz przyjść
Ciszej szepcą drzewa, gdy masz przyjść

Chciałabym to poczuć, tę ekscytację, napięcie, niepewność, które sprawiają, że nie jest się w stanie myśleć o niczym innym, że spędza się przed wyjściem tysiące minut w łazience, że w tramwaju się rumieni i się uśmiecha do własnego odbicia. Bo już nie chodzę po rozżarzonym piachu, ale w którymś momencie okazało się, że mam pod stopami trawę. Byłam tak zajęta byciem nieszczęśliwą, że nie zauważyłam kiedy to się dokładnie stało. Jestem trochę ja Kolumb: niemal pewna tego, że Ziemia jest okrągła, ale ciągle szukam kogoś kto mi uwierzy i zasponsoruje podróż do Indii.

Słucham płyty, którą G. złapała podczas koncertu, czyli podjadam folk w tle, podjadam grissini, w filmowym menu na dziś Midnight in Paris.


Takie myśli krążą mi po głowie, kiedy w piątkowy wieczór patrzę na kończącą się butelkę piwa i zwinięta w kłębek regeneruję się po kolejnym wyczerpującym tygodniu.

niedziela, 4 grudnia 2011


Powyżej efekt pięciominutowej zabawy programem graficznym Paint. Wczoraj na koncercie Kapeli i Żywiołaka wyskakałam się za wszystkie czasy. Zdziwiło mnie tylko jedno: publika. Nie wiedziałam, że tacy ludzie jeszcze istnieją: hipisi, metale, dziewczynki w długich spódnicach i rozwianym włosem. Prawie jakbym się przeniosła do lat 70tych. Co niektórzy stosowali też chyba kosmetyki z epoki, gdyż zupełnie nie działały. Szczególnie pozdrawiam kolesia, który przyszedł na ten koncert w bielusieńkiej sukmanie.

Trzęsie mnie ze złości, ale nie mogę się wydrzeć na tę osobę,która zawiniła więc zostawiam przypadkowe ofiary przy drodze.



czwartek, 1 grudnia 2011

I fix things only to the point of working

they fixed me only to the point of working.

szkoda, że prawdy nabyte nie są na zawsze. doszłam do czegoś mądrego we wrześniu a teraz ani śladu po tym. pamięć wykrzywia wszystko, zwłaszcza fakty.

zastanawiałam się ostatnio co by było gdybym spotkała siebie sprzed lat. taką zastraszoną 8-letnią dziewczynkę albo tego nieopierzonego pisklaka, któremu w wieku 15 lat wydawało się, że przełknął już morze goryczy i zamartwiał się tym czy grać jeszcze na wiolonczeli czy nie i ile osób jej nie lubiło. ta mała ja cofnęłaby się gdybym chciała dodać jej otuchy i objąć ramieniem, ta większa popatrzyłaby na mnie jak na idiotkę.

Staram się czytać milijon rzeczy naraz. Nabyłam ostatnio Wieczór trzech króli Shakespeare'a w tłumaczeniu Barańczaka. 19 zł a tyle radości. W ręce wpadła mi też książka Martina Pollacka. A na półce czeka jeszcze zaczęty Szczygieł i niedokończona Satrapi. Jestem beznadziejna.




niedziela, 27 listopada 2011

suicide song

kiedy mam brązowe paznokcie
kiedy wiem, że znowu wydałam za dużo kasy na ciuchy z tego samego powodu co zwykle
kiedy kolejne złudzenie okazuje się być tym właśnie
kiedy nieudolnie usiłuję opowiedzieć komuś jak to jes,t kiedy w okolicach żołądka ma się otwartą ranę/czarną dziurę
............................................................................
wtedy ogarnia mnie ta panika, co zwykle. a mianowicie, że koniec zawsze jest taki sam: piekące policzki, zimne stopy od podłogi w łazience.
jestem potworem zdolnym do strasznych rzeczy, o których nie śniło się nawet filozofom.

niedziela, 20 listopada 2011

transsmisja

Wybiła Siódma Osiem. Przegląd wydarzeń ze świata.
Zrobiło się chujowo zimno. (ruchliwa ulica, ludzie w czapkach i szalikach - ujęcie trwające 5 sekund kończące się przejechaniem tramwaju nr 18). Sonda uliczna, p. U. - przechodzień: Tak, jest zimno a ja właśnie zorientowałam się, że zgubiłam jedną rękawiczkę, fuck!

W Krakowie zakończyła się właśnie druga edycja festiwalu Kobieca Transsmisja. Przez ostatnie dni krakowska publiczność mogła uczestniczyć w licznych koncertach. Najważniejszym gościem festiwalu była Rykarda Parasol znana w Polsce głównie z tego, że jest córką polskiego Żyda, który wyjechał po wojnie do Stanów, której jednym z zagorzałych wielbicieli jest m.in. K. Varga. (ujęcie przedstawiające tłum zebrany w Rozrywki 3 w piątkowy wieczór). Sonda klubowa, p.U - członek tłumu: Przyszłam tu zupełnie sama, żeby się odstresować po beznadziejnym tygodniu. Jest masa ludzi w wieku od 16 do 66 lat. Fajnie, właśnie skończył grać zespół Oczi Cziorne z Trójmiasta, takie gorące czterdziestki piątki. Świetne były, chcę się tak zestarzeć. W ogóle Świetlicki dołączył do nich na scenie i robił kocie chórki w jednym numerze. Poza tym fajnie jest, wino za free i takie tam. O, i spotkałam Rykardę w kiblu przed chwilą!

Również w Krakowie można było dzisiaj zwiedzić za darmo muzea w całym mieście. Ale tylko wystawy stałe. Nasza ekipa wybrała się do Sukiennic (widok na Rynek Główny z lotu gołębia, przejście od planu ogólnego do ujęcia przedstawiającego długą kolejkę) Reporter: Długa już pani stoi w tej kolejce? p.U - czekająca w kolejce: Jakieś 15 minut, nie jest źle, świeci słońce, może za kolejne 15 uda mi się wejść do środka. Ale nie ma szału: ponoć Hołd Pruski jest na wycieczce a Sukiennice i tak w każdą niedzielę są za darmo. Reporter: To faktycznie porażka.

W związku z tym, że wieczory stają się coraz dłuższe wielu z nas ogląda filmy przed komputerami. Jeśli państwo również mają na to ochotę, stanowczo odradzamy Norwegian Wood. (fragment filmu, scena pośród traw, potem kamera na eksperta noszącego okulary kujonki i musztardowy sweterek) p.U. - znany krytyk filmowy i ekspert: Jest to ekranizacja głośnej powieści popularnego u nas pisarza, Harukiego Murakamiego. Co roku wymienia się go jako kandydata do Nagrody Nobla, ale przez swoich przeciwników bywa porównywany do wyszydzanego powszechnie Paulo Coelho. Film jest tak zły jak książki Paulo Coelho.
Kącik muzyczny:

W tym serwisie informacyjnym to już wszystko. Dobranoc państwu.




poniedziałek, 14 listopada 2011

what's a girl to do ? II

Powtórzone tysiąc razy zdania powoli zaczynają do mnie docierać. Ale jeszcze wiele przede mną i nie będzie miał nic do powiedzenia na ten temat Przemądrzały Typ rozdający życiowe rady na prawo i lewo. Dłonie swędzą mnie od chęci wypróbowania tego wszystkiego, czego dowiedziałam się w ciągu ostatnich miesięcy. Powinny istnieć jakieś poligony ćwiczebne dla ludzi takich jak ja. Bez trudu potrafię sobie wyobrazić siebie w okopie z czasów 1 wojny światowej: brudna, zawszona, plująca szarą flegmą, pozbawiona prowiantu, tkwiąca w jednym punkcie od ponad pół roku, próbująca zająć co dzień pozycje wroga.

Bardzo lubię mocne herbaty i pistacjowe cupcakes.

Widziałam ostatnio filmy dla bab z morałem: Służące (The Help) i  Joanna Szalona (Juana la Loca)
Słuchałam ostatnio:  radosnego kwiku dzieci mojej kuzynki.




wtorek, 8 listopada 2011

sadness is my boyfriend

Zastanawiam się czy nie zorganizować sobie indywidualnych psychospotkań. Potrzebny mi czasem filtr, przez który przepuścić byłoby dobrze ten cały mętlik, jaki mam w głowie. Tak, żebym wreszcie miała jakąś jasność widzenia. Czasami czuję jakby otaczające mnie szarości sprawiały, że niczego nie mogę rozróżnić ani rozpoznać.

Ktoś powiedział mi ostatnio ktoś, kto pewnie sądził, że ma dobre intencje i mówi to w dobrej wierze, a do kogo czuję/czułam bardzo dziwną kombinację złości, pociągu i odrazy, że powinnam być sama. Jeszcze długo. Rozkurwia mnie od środka kiedy słyszę o filozofii czekania na to, co przyniesie los. Bardzo dziękuję za takie dyrdymały. O, albo jeszcze delikatne uszczypnięcie w postaci cukierkowego: Nie wiem dlaczego tak się mną interesujesz, przecież jest tylu takich facetów jak ja. Fuck. I czy moje obawy, że nigdy nie spodoba mi się ktoś, komu spodobam się ja są aż tak wyssane z palca? Jestem jak brzydki stwór, który siedzi w drewnianej skrzynce i nieśmiało wystawia macki na powierzchnie, ale co jakiś czas ktoś mu te macki przypala i on chowa je z powrotem tam, gdzie ich miejsce.

Ćwiczenia:
1. Przeczytaj ponownie tekst i zastanów się nad jego treścią.
2. Na pewno przeczytałeś tekst i zastanowiłeś się nad jego treścią?
3. Dlaczego stwór jest brzydki?
4. Kto przypala mu macki?
5. Jak długo czeka się na wizytę u psycho w zwykłej poradni i czy znów będę musiała opowiadać całe swoje życie?

Zakupione na Targach Książki: Szczygieł, Satrapi i Piątek (rewelacyjny Podręcznik!!!)





środa, 2 listopada 2011

Boca con boca dudo si la vida es el aire
o es la sangre. Boca con boca muero,
respirando tu llama que me destruye.
Boca con boca siento que hecho luz me deshago,
Hecho lumbre que en el aire fulgura.

Do wszystkiego dochodzi się w swoim czasie. Teraz jest mój czas czytania poezji po hiszpańsku. I jest to też czas układania planu, rozszczepiania uwagi i frustracji.

poniedziałek, 31 października 2011

Śmierć na kredyt

Podatna na wpływy jestem ostatnio. Podsunąć mi pod nos gazetę, czytam i mam ferment w głowie. Tak jak po wywiadzie z listopadowego Zwierciadła, który można by zatytułować Puszczam się, ergo sum. W artykule sformułowanie to użyte jest w szerszym kontekście. Puszczać się to robić to, na co ma się ochotę, pozwalać sobie odczuwać złość albo radość.
Czytam Celine'a i walczę z nim każdym zdaniem.
Słucham hiszpańskiego rapu.
Za rzadko pamiętam o tym, że mogę zmienić zdanie.
Królestwo za świeżo wyciśnięty sok grejpfrutowy, kimono z h&m oraz srebrny łańcuch ze stradivariusa. Ktokolwiek twierdził, że seks jest lepszy niż zakupy, mylił się.






niedziela, 23 października 2011

Chciałabym dzisiaj mieć poduszkę z chmielu

 Dzisiaj będzie dużo o literaturze.
Tytuł pochodzi z wiersza, który uwielbiałam kiedy miałam lat 13. Czytając go po latach czułam jakbym odwiedzała miejsce, w którym dawno mnie nie było. Ma w sobie coś ujmującego, chociaż inne wiersze Pawlikowskiej nie oparły się mojemu dojrzewaniu i wydają mi się obecnie skrajnie grafomańskie.
Skończyłam czytać kolejną książkę Krajewskiego o Breslau. Bo ja w ogóle lubię czytywać kryminały. To jak rozwiązywanie zagadki logicznej, albo po prostu bezbolesne objadanie się kolejnymi stronami, których numery zmieniają się w bardzo szybkim tempie.
Jako pierwszą z serii, przeczytałam Dżumę w Breslau i podobała mi się o wiele bardziej niż Śmierć... . Po pierwsze dlatego, że intryga nosiła jakiekolwiek znamiona prawdopodobieństwa. Po drugie dlatego, że Eberhard Mock, główny bohater cyklu, daje się jeszcze lubić. Już wie jak złapać kogoś w swoje słynne "imadło", ale daleko mu do cynicznego, cwaniaka i manipulatora, w którego ma zmienić się na przestrzeni lat. Nie żałuję, że sięgnęłam po te powieści. Uwielbiam tamtą epokę, aż nabrałam ochoty, żeby odwiedzić wypaczony zbrodnią Wrocław, ale przynajmniej na razie, mam dość tego seksizmu, tego faszyzmu, tej brutalności. Poczytam sobie coś o jednorożcach, tęczach i miłości teraz.
I jeszcze...
Mario Vargas Llosa. To jest ciekawa historia. Było wczoraj spotkanie z nim w Kijowie. Tydzień wcześniej do odebrania były darmowe wejściówki w Znaku na Sławkowskiej. Kiedy tam dotarłam, pocałowałam klamkę i usłyszałam, że wszystkie rozeszły się w 15 minut. Byłam załamana i przekonana, że ominie mnie jedyna okazja w moim życiu, by móc stanąć z nim twarzą w twarz. Ale poszłam tam z W. i nie dość, że udało nam się wejść do środka, żeby obejrzeć relację na telebimie, to jeszcze później weszłyśmy na salę, bo wszystkie dygnitarzyny stwierdziły, że mają lepsze rzeczy do roboty niż słuchanie rozmowy o literaturze.
Don Mario był wspaniały. Miałam wrażenie, że spijam każde słowo z jego ust. Był dowcipny, czarujący a mnie pozostaje tylko żałować, że nie jest 50 lat młodszy. Nic nie poradzę na to, kręci mnie, kiedy facet dobrze się wysławia i świetnie pisze.
A teraz film...
Nie oglądam dużo, chociaż mam masę wolnego czasu. Ciężko mi się zabrać. We wtorek widziałam znów Walc z Bashirem i możliwe, że wywarł na mnie lepsze wrażenie niż za pierwszym razem, ale uświadomiłam sobie, że nie jest to film, o którym można długo dyskutować. To jest jeden z tych, które można podsumować jednym zdaniem.
Obejrzałam jeszcze Pogorzelisko. Polecam. Film, w którym w zasadzie nic się nie dzieje, a który przez ostatnie 30 minut serwuje taką dawkę emocji, że widz otwiera usta ze zdumienia.
I na sobotni wieczór/niedzielny poranek, dla fanek idealnej klatki piersiowej Ryana Goslinga i dziwnej twarzy Emmy Stone: Crazy, Stupid, Love. Rzecz zupełnie nierealistyczna, ale parsknęłam śmiechem 3 razy.

Na koniec: boję się, ale cieszę się. Koniec z myśleniem o rzeczach, o których nie ma co myśleć. Koniec z czasem święta, nadchodzi czas pracy.

wtorek, 18 października 2011

Staram się nie umrzeć z wyrzutów sumienia. Powtarzam sobie, że opłacało się podjąć ryzyko i spróbować czegoś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Przecież musimy popełniać błędy, żeby dowiedzieć się czegoś o nas samych. ALE. Sama już nie wiem kim jestem i w co wierzę. Mam mętlik w głowie. Podświadomie przypuszczam tylko, że zasługuję na coś lepszego. Np. na to, żeby ktoś zauważał mnie w pokoju pełnym ludzi, interesował się tym, czego chcę i liczył się z tym. Jeśli nie, to wszystko nie może mieć sensu.

czwartek, 13 października 2011

Kiedy wczoraj wieczorem wybierałam się w podróż na wschód i prawie wcale się nie zdziwiłam na wieść o 60 minutowym opóźnieniu, poszłam do Empiku. Zawsze wtedy kupuję sobie Kino na drogę, ale tym razem nabyłam Charaktery i doznałam iluminacji po przeczytaniu artykułu o wstydzie. Zacytuję najczęstsze błędy myślowe popełniane przez zawstydzonych:
1. Robienie z igły wideł
2. Czytanie w myślach innych ludzi
3. Branie wszystkiego do siebie
4. Nadmierna generalizacja
5. Myślenie w kategoriach albo-albo
6. Przekonanie o własnej nieomylności
7. Myślenie w kategoriach nakazów i zakazów

8. Błędne przekonanie na temat własnego wpływu na rzeczywistość
9. Wybiórcze przetwarzanie informacji
10. Obwinianie i etykietowanie
Cała ja. Zawstydzają mnie różni ludzie i różne sytuacje, ale przecież najbardziej zawstydzam siebie ja sama. Nawet kiedy nikt już nie pamięta, ja pamiętam, ja się wstydzę i muszę sobie dopiero przypominać, że teraz musi być już tylko lepiej. Najlepsze jest to, że nawet kupując tę gazetę się zawstydziłam, bo dawniej śmiałam się z ludzi, którzy to czytają.
Coś złego się ze mną dzieje? Słucham w kółko tej samej piosenki, wiejskiej melodyjki w stylu country i nawet utożsamiam się z jej słowami. A może właśnie to nic złego?

Odtrutkami na wstyd są być bliskość, szczerość i godność. Czy tylko mi wydają się czasami takie trudne?

niedziela, 9 października 2011

Najgorsze w podejmowaniu decyzji jest później życie z ich konsekwencjami. Dlatego tak bardzo nie lubię ich podejmować. Troszkę konkretów. Nie lubię kiedy zaczynam mieć oczekiwania. Staję się wtedy męcząca, bo często nie dostaję tego, czego bym chciała. Bardzo nie lubię takiej siebie, więc zrobiłam tej maniaczce popieprzonej na złość. Przestanie oczekiwać czegokolwiek. A ja prawdopodobnie będę tego żałować. Już mi smutno trochę. Czy to dziwne, że nie jestem w stanie powiedzieć, że seks to dla mnie jak zapinanie zegarka na ręce, akt zupełnie bez znaczenia?
No i jeszcze coś na co wszyscy czekają, gwóźdź popularnego programu "Moje życie jest beznadziejne":

CO JEST ZE MNĄ NIE TAK?

poniedziałek, 3 października 2011

Czy tego chcemy czy nie, wiatr zmienia czasami kierunek. W sobotę uśmiech nie mógł zejść mi z twarzy i to było wspaniałe uczucie. Nieważne jak to osiągnęłam. Możliwe, że za tydzień nie będę już miała żadnych powodów, żeby się cieszyć. Nieważne - dość analizowania. Jak mówiła Scarlett: pomyślę o tym jutro.

Do 17 października nie prowadzę kursów. To oznacza, że znów stoję przed wyzwaniem - zorganizować sobie czas, zaopiekować się sobą. Dzisiaj wykład w sukiennicach, wreszcie przeczytam książki, które ustawiłam w zgrabny stos i odłożyłam na półkę, to samo z filmami, spotkam się też na kawie z wszystkimi, z którymi powinnam była spotkać się już miesiąc temu. Z daleka wygląda to ładnie, w środku jak zwykle cała się trzęsę.

Pod Wawelem jest fajna wystawa zdjęć: sóweczki, żubry, rysice, puszczyki, ryjówki, rzęsorki, myszorki.
















czwartek, 29 września 2011

girl with the thorn in her side

Kiedy pędzę na rowerze przez miasto, mam zazwyczaj za dużo czasu, więc oddaję się różnorakim rozmyślaniom. Często nawiedza mnie myśl: jak niewiele brakowało, żeby uderzył mnie ten samochód, ten tramwaj, żeby ten koleś wszedł mi pod koła, żeby koło mojej pięknej holenderki utknęło między szynami, żeby moja czaszka rozbiła się o kocie łby. Psycholog mógłby powiedzieć, że fantazjuję o śmierci. Mógłby powiedzieć też, że robię to, bo czekam na moment, w którym zwrócę czyjąś uwagę. Ach, jacy oni są mądrzy ci psychologowie!
Odkryłam, że fotel stojący przy oknie idealnie nadaje się do płakania. Można odchylić głowę do tyłu w geście wyrażającym poczucie beznadziei i ostatecznej rezygnacji. można oprzeć łokieć i głowę na tym łokciu nawet też, bo oparcia są niczego sobie. Można jednocześnie patrzeć przez okno, drżeć z zimna, podglądać sąsiadów, na temat których snuć można fantazje dotyczące ich szczęśliwego życia. Można w tym fotelu czuć się okropnie samotnym, innymi słowy.
Kilka dni temu miałam właśnie taki oto moment samoudręczenia. Tak bardzo chciałabym, żeby już było dobrze.





czwartek, 22 września 2011

tak i nie. nie i tak. jestem jak pluszowa owca nafaszerowana wijącym się robactwem. łapię się ciągle na wszystkich moich złych nawykach. nikt nie jest i nie będzie w stanie tego wytrzymać. miałam ostatnio pierwszą przykrą ofertę czysto seksualną. przedziwne uczucie dowiedzieć się, że tolerowanie kogoś może sprawić, że ta osoba ośmieli się przypuszczać, że ma się ochotę pójść z nią do łóżka. w ogóle czuję jakbym wkroczyła w strefę mroku, gdzie rzeczy zwykłe nie zdarzają się zbyt często, gdzie toczy się jakaś gra pełna niedomówień, której reguły są mi obce. potrzebuję chyba koreańskiego tv show, co najmniej trzech powtórek jednej sytuacji, opisu w dole ekranu i komentarza w studiu. w przeciwnym razie tępa niewiasta nie dowie się co jest grane i będzie wiecznie 3 kroki do przodu albo 3 kroki do tyłu (patrz: utrzymująca się dwuznaczna sytuacja oraz nagła niedwuznaczna propozycja). skoro jednak jest to nieosiągalne pozostaje mi przyzwyczajać się do bycia w pojedynkę.

sobota, 17 września 2011

Wolna sobota

Jeszcze we wtorek popołudniu wyglądało na to, że począwszy od czwartkowego wieczora na niedzielnym poranku kończąc w ogóle nie będę miała chwili żeby zaczerpnąć powietrza, żeby przysiąść na zydelku, żeby martwić się czymkolwiek a co dopiero, żeby odpoczywać. W wyniku jakiejś przedziwnej kosmicznej ironii, nie działo się nic i dziać się nie będzie, jeśli ja sama czegoś nie sprawię.b
Kilka miesięcy temu ukułam własną teorię, która jest może banalna i oczywista i być może wyjdę na człowieka, który odkrył, że ziemia kręci się wokół słońca kilkaset lat za późno. W każdym razie, robocza nazwa to "teoria agrarna". Każdy ma swoje poletko jak w Farmville. Siedzimy sobie, uprawiamy pomidory i czasem zdarzy się coś nieoczekiwanego: huragan, dziki wejdą w szkodę, ktoś wedrze się i ukradnie twoje zbiory. I wtedy można rozpaczać i zazdrościć innym, ale chyba jedyna sensowna opcja to wziąć się w garść i zasiać na nowo, bo inaczej nic z tego nie będzie. Ja teraz jestem w fazie sadzenia, podlewania i nawożenia.
A zatem biorę się w garść, robię śniadanie o 14.34, maluję paznokcie na czerwono i wychodzę wieczorem. Może coś ciekawego się wydarzy?

poniedziałek, 12 września 2011

Jestem okropnie wkurzona na samą siebie. Okazuje się, że nie umiem chyba mówic o sobie. Nie wiem, zatyka mnie, głupieję. Pustka w głowie. Nie potrafię odpowiedzieć nawet na najprostsze pytania: Co myślisz? Co dzisiaj robiłaś? Co wolisz? Dlaczego źle się czujesz? Albo najgorsze pytanie, jakie można zadać: dlaczego się nie cieszysz?

sobota, 10 września 2011

W telegraficznym skrócie

Na tablicy w sekretariacie mojej nowej szkoły wisi cytat z Księżyca w nowiu STOP nie założyli mi kosza na głowę STOP w mieszkaniu "jebie zdechłym gołębiem" STOP nie można jeść świeczek z Ikei STOP chociaż pachną jak czekolada STOP nie wchodź do jego łazienki STOP bo przestanie cię interesować STOP zarówno on jak i jego łazienka STOP sama ukręcam sobie bicz STOP i jeszcze gratuluję sobie niezależności STOP czytam Sofiję Andruchowycz STOP w weekend odpocznę STOP smutno mi kiedy liczę miesiące od... STOP bo tak szybko czas leci STOP a ja nie mam żadnych pozytywnych wyników STOP Andrea Arnold zrobiła nowe Wutherig Heights STOP kropka STOP koniec STOP

środa, 31 sierpnia 2011

Comeback

Tantal został wtrącony przez bogów do Tartaru za pychę i zdradę. Jego kara polegała na tym, że zakuty w kajdany stał w rzece a tuż nad nim wisiała gałąź z owocami. Mimo to cierpiał głód i pragnienie, ponieważ woda opadała, a gałąź oddalała się za każdym razem, kiedy się do nich zbliżał. Zawsze było mi go bardziej szkoda niż Syzyfa. Może było mi szkoda mnie samej.
Kiedy kończyłam terapię wydawało mi się, że zmieniłam się o 180 stopni. a co jeśli to tylko 360?


sobota, 27 sierpnia 2011



Mam zdecydowanie zbyt wybujałą wyobraźnię. Przydaje się ona co prawda, kiedy nudzę się leżąc w wannie, albo kiedy myję zęby, kiedy coś piszę. Przeszkadza we wszystkich innych sytuacjach. Np. kiedy ktoś jest dla mnie miły. Od razu dopowiadam sobie, analizuję, przekształcam tak, że cała sytuacja nabiera jakichś przerażających wymiarów. Po łapach, niedobra Ula!


Co będzie jak już skończy się lato? Racjonalna odpowiedź brzmi: będzie wszystko tak, jak sobie zaplanowałam, będę robiła to, co do mnie należy i być może zdarzy się też kilka przyjemnych rzeczy, których teraz nie potrafię przewidzieć. Ale kiedy już zacznę sobie wyobrażać...: będzie okropnie, nie poradzę sobie z pracą, wszyscy się ode mnie odwrócą, będę zupełnie sama w tym pokoju na poddaszu i znów będę czuła się bardzo bardzo źle.

z bloga qlinarnego: ciasto marchwiowe, tiramisu, panna cotta
z bloga qlturalnego: blair witch project,

piątek, 19 sierpnia 2011

Ziewnik




ostatnie dni mają smak tarty malinowej, którą przyrządziłam już drugi raz. na pewno też nie ostatni. przepis wyrwałam z popularnej gazety dla pań domu. nie, nie kupuję takich. znalazłam ją w poczekalni u dentysty.
postanowiłam cieszyć się każdą sekundą tego mijającego na moich oczach sierpnia, bo wiem, że we wrześniu nie pozwolę sobie na posiadanie wolnego czasu: kursy wakacyjne, nowa praca, starzy uczniowie, nowi uczniowie...

ostatniej nocy śniły mi się kocięta pożerające swoje młodsze rodzeństwo. bezsilnie patrzyłam na to, co się działo. nowy sennik Gaby sugeruje, że koty jako takie mogą być odzwierciedleniem mojej kobiecości rozumianej jako siła, samowystarczalność i kapryśność, natomiast śmierć mówi o momencie przejściowym w moim życiu oraz o tym, że może mnie wiele czekać, jeśli pozwolę sobie na przejście na kolejny etap. no, czyż to nie banalnie proste?

na upały nie ma nic lepszego niż dwa rodzaje filmów: lekkie komedie o zabarwieniu erotycznym (Tamara Drewe) oraz horrory (The woman in black i Los ojos de Julia.

sobota, 13 sierpnia 2011

pajarito del amor



Co się robi kiedy nagle stanie się oko w oko ze swoim największym koszmarem? Ucieka się! (jeszcze)Skutecznie wmawiałam sobie, że go tam nie ma, że umarł, że przecież nie ma czelności stąpać po tych samych ulicach co ja. Uwierzyłam w to na tyle, że konfrontacja z faktycznym stanem rzeczy wytrąciła mnie z równowagi na kilka godzin.

Znalazłam mieszkanie. Pozostaję na Kazimierzu i naprawdę mam nadzieję, że mój strach przed wychodzeniem z domu nie wróci, bo dookoła jest mnóstwo ludzi, którym chciałabym się jakoś zacząć odwdzięczać.

środa, 10 sierpnia 2011

wounded rhymes



Słucham drugiej płyty Lykke Li po raz pierwszy. Jakoś mi umknęła. Ale idealnie wpisuje się w mój aktualny stan ducha.
Jadłabym, a to oznacza, ze sie denerwuje. czym znowu? tym co zwykle - nieznanym. i jeszcze szukaniem mieszkania, bo stosunek jakości do ceny w Krakowie na tym polu akurat jest wyjątkowo niekorzystny.
Co oglądam? Ostatnio jakieś głupoty i powtórki. Głównie zdjęcia z wakacji. Chciałabym jeszcze gdzieś pojechać, ale na razie nie wiem dokąd, więc piję dużo soków marchwiowych, żeby zachować póki co brązowy odcień na mojej skórze. W kolejce: Celda 211, Bienvenido Mr Marchall, Cria cuervos.
Co czytam? Ostatnio pierwszą część Harry'ego Pottera po hiszpańsku. Trochę opowiadań Cortazara, które ostatnio dostałam.


środa, 3 sierpnia 2011

These foolish things


Kiedy jestem w domu mam wrażenie, że nie jestem sobą. Moje kończyny ciążą bardziej niż zwykle, nawet 12 godzin snu to za mało, a do działania nie jest w stanie zmusić mnie nic. Jestem trochę jak mucha, która wpadła przez przypadek do garnka pełnego malinowego syropu. Nie ogarniam tej sytuacji.
Kto zna piosenkę Billie Holiday These Foolish Thins, potrafi sobie dośpiewać co następuje dalej. Mhm, wlasnie tak. Bo mam skłonność do rozpamiętywania oficjalnie potwierdzoną.
Poza tym mam dużo wolnego czasu. Pozwala mi to na nudzenie się. Podobno dzięki nudzie narodziły się arcydzieła. W moim przypadku jednak, rodzi się tylko złość, póki co.

Na zdjęciu Billie Holiday. W głośnikach Ojo de culebra bt Lila Downs.

sobota, 30 lipca 2011

Italia o morte




Jak powiedział mój był współlokator: You can't choose the destination. You can only choose a street, but not the destination. Ja wiem, że chciałabym móc kontrolować wszystko.

Jestem obecnie żywą reklamą wakacji we Włoszech. Opalenizna trochę mnie swędzi, więc drapię się jak chomik albo pies.

Notatki z podróży:
W mediolańskiej katedrze zobaczyć można zwłoki błogosławionych biskupów z początku XX wieku leżące w szklanych trumnach oraz posąg męczennika, który zarzuca sobie na ramię płaszczyk z własnej skóry.
Włoskie gelato są pyszne, ale bez przesady. Lodów chyba nie można spieprzyć.
Genua to miasto schodów i uliczek, które projektowano nie troszcząc się o to, żeby czymkolwiek się od siebie różniły.
Najlepsza pozycja na plaży to zajęcie strategicznego miejsca tam, gdzie fala rozbija się o brzeg.
W Weronie na Piazza di Erbe zobaczyć można mamuci kieł.

piątek, 22 lipca 2011

ulik_ en polvo

nastąpiła poprawa, ale, jak w piosence, Future Starts Slow.

po raz pierwszy nie spinam się na wyjazd. chcę po prostu zobaczyć Italię i palce mnie świerzbią aż na myśl o tym, żeby dotknąć piasku i morskiej wody.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Pedro Paramo

Ciężko mi się zebrać, żeby pójść spać, chociaż ze zmęczenia ledwo unoszę powieki. Boję się burz.


W weekend znów to samo, czyli morze alkoholu, późny powrót poranny na bosaka i ćwiczenie się w nie mówieniu "nie". Może to jeszcze nie jest "tak". I zapewne w ogóle takie zachowanie mi nie przystoi, ale czuję, że teraz tego właśnie potrzebuję - bezmyślności w ciemności.

Dobrych książek nie czytam dwa razy, bo najczęściej nie przywiązuję się do arcydzieł. Ale Pedro Paramo przeczytałam praktycznie jednym tchem. Again.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Are Polish men blind? Yes, they are, probably.

Kończę niedługo terapię. Mogę podsumować sobie to i owo. Ale już może dość. Cieszę się, że poznałam tam dużo ciekawych ludzi, że dobrze się w końcu poczułam wśród nich i że każdego dnia dowiadywałam się o sobie czegoś nowego. Potrzeba zwracania na siebie uwagi była jedną z tych rzeczy. Kto by pomyślał?
Nie mam teraz wielkich planów. Póki co chcę dokończyć tę notkę i obejrzeć nowy odcinek True Blood. Potem zaplanuję dzisiejsze lekcje. Wrócę późno i nie będę miała czasu, żeby się smucić. Po prostu zjem kolację i obejrzę film. Proste czynności wykonywane bez lęku.
Przedwczoraj szłam przez nową kładkę. Na jednej z zawieszonych tam kłódek zobaczyłam moje imię obok imienia, którego nie wolno wymawiać. Były tam razem, a ja akurat nie mogłam się rozkleić. Porozklejam się teraz. Niech tylko ktoś spróbuje mi zabronić.

W tytule dialog przeprowadzony z pewnym Włochem na sobotniej imprezie.

niedziela, 3 lipca 2011

dreszcze


To nie było kilka walizek. Obrosłam w rzeczy przez ostatnie lata.

Boję się pustych godzin teraz chyba najbardziej i ciemności. Przyszłości nawet nie aż tak, bo czy może być gorzej niż jest teraz?

Jakiś czas temu śnił mi się szary łoś przepływający szarą rzekę. Z jednego szarego brzegu na drugi szary brzeg. Tylko raz śnił mi się jakiś kolor i to była czerwień. A to był smutny sen. Nawet teraz mam dreszcze i to na pewno nie z zimna.

wtorek, 28 czerwca 2011

Kieł


Przeprowadzka. Całe 2,5 roku w kilku walizkach i workach foliowych.

Kieł. W ramach kursu samodzielnego chodzenia do kina.

piątek, 24 czerwca 2011

pozwolić sobie

w ciągu ostatniego tygodnia w którymś momencie uświadomiłam sobie, że jestem zbiorem popędów, leków i cudzych ambicji. jestem smutna i zła.

pozbylam sie plastikowej torby zalegajacej od kwietnia w przedpokoju. zaczelo sie od butow, ktore odkrylam jakis miesiac temu pod kredensem. stare i do wyrzucenia. byly jak kopniak w brzuch za kazdym razem, kiedy je mijalam, wiec dzisiaj juz nie wytrzymalam. po prostu. pozbylam sie wszystkiego - jestem smutna i zla.

ostatnie miesiace minely tak szybko i tak bezproduktywnie, ze jestem smutna i zla.

chyba po prostu jestem dzisiaj smutna i zla. pozwole sobie dzisiaj byc smutna i zla.

sobota, 18 czerwca 2011

unwanted attention

bycie singlem jest do dupy: samotne wieczory, wylewanie bezsensownych śluzów za zamknietymi drzwiami, niemoznosc sluchania pewnych piosenek, swiadomosc tego, ze pewnych miejsc nie mozna odwiedzac, uczucie wymiotogenne za kazdym razem, kiedy widzi sie sparowanych.

co jest ze mna nie tak, ze kreca sie wokol mnie same porazki? czy ja mam na twarzy jakies info: "zbliz sie, jeslis tylko chujowy"?? a że łatwo spełnić ten oto warunek, doszło do tego, że muszę się opędzać.

obejrzalam ostatnio Changeling. zazwyczaj lubię filmy Eastwooda,bo jest opowiadaczem ciekawych historii (Gran Torino, Mystic River itede), ale ten tutaj skróciłabym znacznie.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

w niebycie


internetowym.

ciekawe jak mam zaufać innym, kiedy oni zawsze zawodzą?

środa, 8 czerwca 2011

Melancholia


Przez pierwsze 15 minut filmu dostałam gęsiej skórki i zjeżyły mi się wszystkie włosy na całym ciele. Dawno już nic tak na mnie nie podziałało. Von Trier uderza we wszystkie moje lęki i robi z nimi, co chce. Po Antychryście troszkę zrzuciłam go z mojego osobistego panteonu, ale teraz, kiedy jego styl się przeobraża nie widzę już w nim tylko ironicznego buntownika, który filmuje pożyczoną kamerą grupę nagich wariatów. To już nie jest tylko gwałt na widzu.

Ja też się chyba przeobrażam. Nie jestem pewna jeszcze w kogo. Oby w kogoś szczęśliwego.

Czytać: Krystyna córka Lavransa tom 1 (lol)
Słuchać: Mozart - koncert skrzypcowy któryśtam

niedziela, 5 czerwca 2011

how to siappear completely


muszę nauczyć się wielu rzeczy od samego początku. może jutro nauczę się zabierać samą siebie do kina?

słuchać: Radiohead
oglądać: Parks and Recreation
pić: żubrówka z sokiem jabłkowym pozostawiona przez mojego współlokatora
czuć: utratę znów i sen

wtorek, 31 maja 2011

moje poczucie bezradności jest tak żywe, że prawie słyszę jak oddycha. prawie mogę go dotknąć.

ktoś mógłby stwierdzić, że przyzwyczajenie się do strachu nie jest trudne, ale ja czuję, że pękam w środku coraz wyraźniej. to dźwięk przypominający chwiejącą się na wietrze starą wiśnię, pusty trzask.

tęsknię do czasu, kiedy wszystko było znane i, jeśli nie przyjazne, to przynajmniej niewrogie. ale kiedy to było? nie wiem gdzie jest moja poduszka.

czytam: opowiadania M. Hłaski
słucham: Neutral Milk Hotel
nie czytam: ogłoszeń o pracę wystarczająco dużo
nie słucham: dobrych rad
nie widzę: niczego poza skrajem przepaści

poniedziałek, 23 maja 2011

przez zakratowane okno



na terapii co poniedziałek wypełniam kwestionariusz objawowy. są pola, które co tydzień wypełniam tak samo. jednym z nich jest:
Uczucie braku kogokolwiek bliskiego: 0, 1,2,3 (3 = bardzo dokuczliwy objaw)
dlatego pewnie nagły zwrot akcji sprawił, że chociaż odczułam ulgę, zepsuł mi się weekend. zauważyłam też, że powracam do starych schematów. a przecież już powinnam wiedzieć, że samotność niczego nie rozwiąże. potrzebuję jakiegoś elektronicznego pastucha chyba.

z okazji nocy muzeów byłam w MOCAKU. lubię taką nowoczesną sztukę, rozbawiła mnie. i lubię ładne trawniki z soczystą zieloną trawą, które można spotkać pod muzeum.

środa, 11 maja 2011

nomen omen


czyli o znakach na niebie i ziemi

w połowie lutego zaczął mi rosnąć ostatni ząb mądrości, ostatni film, który oglądałam z nim to Blue Valentine a przed wyjazdem do Barcelony powiedziałam: Nigdy z tobą nigdzie więcej nie pojadę.

kupiłam z J. bilety do Italii, ale nie potrafię się z tego w pełni cieszyć, widzę to jakby przez zadymiony kawałek szkła. póki nie odpowiem sobie na wszystkie pytania nie będzie we mnie spokoju. a pytań jest moc.

Czytam (naprawdę nie mogę czytać ostatnio, skupić się nie potrafię, ale...): Mrożka opowiadanie pt. "Poezja"

piątek, 6 maja 2011

on my own like a rolling stone

dziękuję Bob za słowa, które idealnie pasują.

wczoraj stwierdziłam, że byłoby miło wejść o żeliwnej trumny i zalutować się od środka. chociaż właściwie to miło byłoby również wepchnąć tam tego, przez którego czuję się jak się czuję. bo to on na to zasługuje. i zakopać głęboko na tysiąc lat jak odpad atomowy.

mam blokadę i wstydzę się przed grupą mówić co tak naprawdę mam w głowie. wydaje mi się, że moje problemy i ich przeżywanie jest głupie. a czas ucieka.

mój współlokator wyprał swój dowód w pralce.

środa, 27 kwietnia 2011

gorset

jeleń w świetle reflektorów. czerwone znaki ostrzegawcze naokoło mnie. jeden błąd za drugim. same komplikacje. w głowie tylko równoważniki zdań. zero zdrowego rozsądku. wahania nastrojów.

pokochaj swoją nerwicę. dziś. i nie pij już tyle.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Poll/Moja Australia/The Dry Land



Udało mi się w sumie zobaczyć tylko 4 filmy na off camerze. zamiast krytykować, może dla odmiany powiem co mi się w nich podobało: w Poll niesamowite zdjęcia i klimat jak z Czechowa albo Schulza, w Mojej Australii dialogi i lekki humor, w The Dry Land fakt, że trwał 92 min a nie dłużej.

Chyba za dużo piję alkoholu i chyba za dużo jem.

Nie chcę świąt. Ani tego wstrętnego długiego weekendu. Może jest na świecie państwo,w którym nie ma żadnych dni wolnych poza niedzielami. Powinnam się tam przenieść i umrzeć z przepracowania. Nie chcę więc nic. Tylko pracy 24/7.

Moja psycho jest ok.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Skeletons


Nie.
Znowu to słowo. Nie umiem przebywać sama ze sobą. Boję się okropnie, bo wtedy włączają mi się niechciane myśli, pojawiają się w mojej głowie te wstrętne obrazki - stopklatki, albo po prostu kłamstwa.
Podobno strach jest jak pies, uciekasz, więc on biegnie za tobą, ale jeśli się zatrzymasz, on popatrzy na ciebie i po chwili odbiegnie w swoją stronę. To jednak nie jest takie proste. Trudno jest bardzo. Odwiedzam miejsca, w których źle się czuję, rozmawiam z ludźmi, z którymi rozmawiać wcale nie mam ochoty, wychodzę i biegnę i skaczę i gonię, byle tylko nie myśleć o tym, co się stało. Trudno jest bardzo. Nie umiem się skoncentrować i cała się spinam na myśl o tym, że festiwal wkrótce się skończy. Co wtedy?

Jak mam odzyskać stracone 6,5 lat życia? Albo chociaż szacunek do siebie samej po tym jak pewien kłamliwy skurwysyn upokarzał mnie dzień po dniu przez ostatnie półtora miesiąca?

niedziela, 3 kwietnia 2011

Nie chce mi się żyć. Zajebiście mi się nie chce. Brzydzę się sobą i nie mogę patrzeć w lustro.

Wokół mnie prawdziwa pustynia i wiem, że nic się nie zmieni. Karmię się nienawiścią w najgorszych momentach, w najlepszych, przynajmniej przez chwilę, zapominam. Nie czytam, nie oglądam, nie piszę. Tępo patrzę w ekran. Znowu muszę planować sobie każdą godzinę dnia. Wszystko po to, żeby fizycznie się zamęczyć.

Chciałabym dostać od kogoś gwarancję na piśmie, że najgorsze już za mną, że nie wszyscy ludzie są kłamliwi i źli, że są jakieś zasady i sprawiedliwość . Kurwa.

piątek, 1 kwietnia 2011

Strasznie mi przykro, strasznie mi żal. "Nigdy" jest potwornym słowem, ale jeszcze gorszym jest "zdrada". Na szczycie tej ohydnej piramidy znajduje się "nie wiem".

poniedziałek, 28 marca 2011

słyszysz?


-coś pęka?
- to ja.

niedziela, 20 marca 2011

wtorek, 15 marca 2011

tat tvam asi

czyli
co jest kurwa czym?!

niedziela, 6 marca 2011

b o j ę
s i ę

piątek, 4 marca 2011

o jedną pigułkę za mało

jak tak dalej pójdzie, nigdy nie będzie lepiej.

czwartek, 24 lutego 2011

dwudziesty czwarty

Dzięki wizytom u psycho nigdy jeszcze w moim życiu nie byłam tak samoświadoma jak teraz. I co z tego? Tylko to, że potrafię nazwać każdą emocję jaką w sobie mam. To nie pomaga ani trochę.
Czekam, gadam do siebie, prowadzę w głowie rozmowę, ciągle tę samą, której nie mogę przeprowadzić naprawdę.
Po raz pierwszy od wielu dni użyłam tuszu do rzęs. Za wcześnie, bo znowu cały się rozmazał.
Dzisiaj wizyta u lekarza. Chciałabym receptę, ale podobno nie daje każdemu.

Każda sekunda jest smutkiem całkiem nowym i całkiem innym niż wcześniejszy. A świat widzę w szarościach.

piątek, 18 lutego 2011

Najtrudniejsza rzecz na świecie: nie dzwonić, nie prać jego skarpetek, nie martwić się czy nie marznie w nocy.

niedziela, 6 lutego 2011

Co w sobie mam?


Mam w sobie śmierć i strach, zło i ciemność. Szklany klosz, który nade mną wisiał, przygniótł mnie zupełnie. Chciałabym mieć wiertło, żeby wwiercić się w czaszkę i wyciągnąć z niej jeden jedyny plik - coś jakby gif: jedna scena, w kółko ta sama.

Mądrość ludowa głosi, że czas płynie i zabija rany. Pocieszające. Ale tak na dobrą sprawę frazes ten nie oddaje agonii jaką staje się każda sekunda, która odpływa zbyt wolno, zawsze zbyt wolno.

Nie potrafię gotować, nie nauczę się nigdy francuskiego, ani pewnie nie będę nigdy nawet przyzwoicie mówić po włosku, nie umiem popełnić samobójstwa. Chcę umieć wybaczyć.

piątek, 14 stycznia 2011

koszmarów cztery pary


czy to możliwe, żeby jedzenie wpływało na to, co mi się śni? przyznaję, podjadam wieczorami. i to dlatego mam koszmary? takie masakryczne, które sprawiają, że im wierzę, że trzęsę się ze strachu, że płaczę przez sen i że nie mogę przestać o nich myśleć.
Z artykułu "How to avoid nightmares?"
2. Avoid fatty and spicy foods, which could cause gas and, in turn, nightmares.

Przeczytane w nowym roku: Niespokojny człowiek - H. Mankell, Księżniczka z lodu - C. Lackberg
Kilka słów o książce Lackberg: Morderstwo na prowincji, z czym ci się to kojarzy? Tak, z Agathą Christie. Tylko, że tutaj zabrakło detektywa na miarę Poirota. Mamy za to Erikę Falk, którą mam ochotę oblać kwasem za to, że jest tak nudną postacią. Wątek romansowy jest żywcem wyjęty z Harlequina, a bohaterowie drugiego planu rozmawiają ze sobą językiem Em jak Emiłość. Jedyny składnik, który ratuje tę powieść, to zagadka kryminalna. Jej potworność jest tak przejmująca, że nie pozwala zasnąć w nocy.

Aha, to już wiem dlaczego mam koszmary. Punkt 8. z "How to avoid nightmares?"":Avoid getting scared - Watching a scary movie, reading a horror novel or telling ghost stories with your spouse will probably result in nightmares, depending on your susceptibility to such stimuli.

Obejrzane: Les amours imaginaires - X. Dolan. Idealny przykład nadużycia slow motion.

czwartek, 6 stycznia 2011


Ostatnim filmem obejrzanym przeze mnie w 2010 roku był Fantastyczny Pan Lis. Ładnie zanimowana, ciekawa i zabawna bajeczka. To był wyjątek. Pozostałe filmy z naszego końcoworoczno-noworocznego repertuaru były zrobione przez kobiety: Somewhere, Map of the sounds of Tokyo, An Education, Nowhere boy. Scherfig zrobiła coś w stylu "Prawdziwe historie", czym ogromnie mnie zawiodła, Coixet wyszła śliczna banalna bańka mydlana, a opowiastka o Lennonie nie jest tym, czego spodziewa się widz myśląc, że zaraz obejrzy film o młodym Lennonie. Natomiast Somewhere jest dokładnie tym, czego spodziewałam się po S. Coppoli, a momentami nawet po F. Fellinim (sceny z włoskiej TV).

W kinie nagłe zwroty akcji są pożądane, w życiu niespecjalnie. Poza tym okazuje się, że nie należy wcale polegać na innych. Wtedy wszystko może pójść źle.