niedziela, 29 września 2019

veni vidi, vici?

naukowy rynek pracy jest okrutny. trwa dlugo, nie wiesz na co sie szykujesz, nie wiesz dokladnie czego chce twoj przyszly pracodawca, nie wiesz, jakie masz szanse. 

wlasciwie pakujesz sie w samolot, walczysz z jetlagiem i brakiem pewnosci siebie spotegowanym do niemozliwosci, wyglaszasz seminarium, uczestniczysz w rozmowach z waznymi ludzmi i starasz sie byc bardzo mila. i zadawac duzo pytan, bo to pokazuje, ze jestes naprawde zainteresowana. 

ja pierdole. jasne, ze jestem zainteresowana. przebylam 10 000 km, zeby wyglosic ten wyklad i odpowiedziec na pare pytan. ale pozory musza byc zachowane z kazdej strony. 
na tyle, ze 10 dni pozniej nie mam pojecia czy mnie zatrudnia.

btw. totalny fail = pojsc do galleria borghese i dowiedziec sie po fakcie, ze przegapilo sie slynny punk widokowy, z ktorego podziwiac mozna cale stare miasto.