poniedziałek, 29 grudnia 2014

I've got no distance left to run

Ale staram sie powstrzymywac sie od uciekania, ktore stalo sie moja druga natura. 

To tak jakbym bala sie do czegokolwiek przyzwyczaic. Wiem, ze zaraz moze zniknac, wiec nie traktuje niczego zbyt serio. To skutek wiadomo czego. Wiadomo kogo. 

Ostatnie 12 miesiecy bylo najtrudniejszym okresem w moim zyciu. Nauczylam sie naprawde bardzo wielu rzeczy. Poczawszy od sfery akademickiej, poprzez jezykowa, na zyciu jako takim konczac. I chyba jednym z  najwazniejszych wnioskow, do jakich doszlam jest to, ze niewazne jak niezalezna bede, nigdy nie bede samowystarczalna.

Z jednej strony to przerazajace, z drugiej - czuje w jakims sensie ulge. 









poniedziałek, 22 grudnia 2014

it's X-mas baby

spedzam swieta z rodzina mojego kolegi Rogerio. uff. gdyby nie ta opcja, siedzialabym sama. mialam inne zaproszenia, ale wszystkie one sprawialy, ze czulam sie jak piate kolo u wozu, tudziez jak zebrak. albo jak naprawde zla kobieta.

to ostatnie zdanie jest a propos kogos, kogo teraz widuje. doszlam do wniosku, ze przeciez nie wykorzystuje czlowieka, ktory sam unika pewnych tematow. moze jemu tez to pasuje. moze on traktuje tak wszystkie swoje kolezanki i nie mam sie czym przejmowac.bylo mi tylko troszeczke niezrecznie, kiedy przedstawil mi swoja mame...

z kolei luiz felipe dostal kosza jak stad do madrytu. dobrze mu tak. chociaz zapewne bardzo go to zdziwilo, bo ma sie za 8 cud swiata. koles jest naprawde mega inteligentny (dostal sie w koncu na doktorat w londynie), ale jest tez skonczonym idiota...

na koniec ciekawostka. w brazylii dziala cos na zasadzie secret santa (amigo oculto). ale tutaj wszyscy dowiaduja sie kto kogo mial przy wreczaniu prezentow.u nas wszystko pozostaje sekretem do samego konca. chyba...





sobota, 13 grudnia 2014

Z jakiejs przyczyny mam poczucie winy, chociaz nic zlego nie zrobilam. Jestem wolna, czyz nie?

Obejrzane: Relatos salvajes. Dawno nie widzialam tak zabawnego filmu.

sobota, 6 grudnia 2014

Snilo mi sie dzisiaj, ze bylam na jakiejs bardzo zimnej, pokrytej sniegiem wyspie gdzies w Skandynawii. Dotarlam tam lodka, ktora kierowal moj kolega z dziecinstwa. Na wyspie byl hotel pelen ludzi z roznych stron swiata. Wygladal jak dom muminkow. Byl tam tez on, ciagle tak samo zajety i ciagle dzialajacy na mnie jak  kryptonit.

Dostalam paczke z Polski. Czekalam na nia 3 tygodnie, wiec kiedy juz ja wreszcie dopadlam, wyrzucialm wszystko na podloge i prawie sie rozplakalam. Arcydzielo sztuki paczkarskiej. Moj tata przeszedl samego siebie.

Centrum Rio zmienia sie w weekend. Nikt cie nie potraca a miejsce urzednikow zajmuja zebracy. Wreszcie mozna spokojnie zobaczyc wszystkie historyczne budynki i miejsca gdzie zaczelo sie Rio.

W Glorii stawiaja gigantyczna szopke...a moi znajomi rozjezdzaja sie.Odsuwam mysl o swietach i koncu roku daleko od siebie. Nawet nie chce mi sie wysilac, zeby cos planowac.

Obejrzane: Boyhood. Przypomina mi troche filmy Truffaut o A. Doinel'u.




niedziela, 30 listopada 2014

Za co najbardziej lubię ten kraj i jego mieszkańców? Za to, że nie szukają problemów tam, gdzie ich nie ma.

Nie miałam większych oczekiwań a propos właśnie minionego weekendu. Raczej wyobrażenie, które nie sprawdziło się. Po pierwsze dlatego, że padało. Po drugie dlatego, że absolutnie nie spodziewałam się tak ciepłego przyjęcia. Skończyło się na tym, że sobotnią noc spędziłam na weselu osób, których nie znałam jeszcze 48h wcześniej. W skrócie: polecam kawę z południa stanu Minas Gerais. Robi dobrze na kaca.



sobota, 22 listopada 2014

tabu



papiery podpisane.
nie ma co plakac. jakos  to bedzie. zawsze jakos jest.

dawniej bylam gotowa rzucic wszystko i biec. teraz wiem, ze nie ma sie co spieszyc. do niczego.do nikogo.


w przyszlym tygodniu jade do minas gerais. do malej miejscowosci na kraterze wygaslego wulkanu, bo moja wspollokatorka Amanda stamtad jest. weekend wytchnienia od tego piekielnego Rio.

sobota, 15 listopada 2014

ja i moja rodzina odbylismy niesamowita podroz. nasze relacje zmienialy sie przez zalamania nerwowe, wielkie decyzje, podroze i moje terapie. ale tez przez male codzienne i drobne rzeczy. mysle, ze najwazniejszy jest wzajemny szacunek. to jest cos, do czego mam nadzieje obie strony dojrzaly. bo przeciez nie mozemy siebie zmienic. chyba nawet nie powinnismy.

co ma wiekszy wplyw na nas: decyzje czy przeznaczenie? jesli to drugie, to naprawde naprawde gratuluje poczucia humoru. szlam na spotkanie z luizem felipe, ktory przeprowadzil sie do sao paulo i w dokladnie ten sam dzien spotkalam joaquima na ulicy. za kazdym razem kiedy go widze, to jak razenie piorunem, wybuch bomby atomowej etc. nie jestem w stanie z nim normalnie rozmawiac.staram sie zniknac, stopic z chodnikiem, uciec, zniknac z pola widzenia.a potem, kiedy moje funkcje zyciowe wracaja do normy, pojawia sie mysl, ze this is the real thing a wszystko inne moze isc cholere i wyprowadzac sie do SP.

obejrzane: noce caibirii i noc amerykanska.
zdecydowane: w 99%
zrobione: za duzo i za malo


niedziela, 9 listopada 2014

You are born a chooser.

Przeczytalam na facebooku i mnie zmotywowalo.

Nie ma czego sie kurde bac. Pokazcie mi czlowieka, ktory w zyciu dokonuje samych slusznych wyborow!
Dostalam sie na doktorat. do 21 listopada musze zdecydowac czy chce tu zostac jeszcze na 3 lata.

niedziela, 2 listopada 2014

wiwat autozrozumienie

organizowanie imprez w polsce jest latwiejsze

zabawne jest, ze spedza sie lata w przeswiadczeniu, ze chce sie czegos a potem kiedy juz prawie, okazuje sie, ze to zupelnie nie tak.

poniedziałek, 27 października 2014

Czy jestem kobieta w szkarlacie?

Kojarzycie ten moment scenariusza, w ktorym Glowny Bohater ma dosc czekania az Glowna Bohaterka sie ogarnie i wdaje sie w uklad z Inna i zaraz na drugi dzien odzywa sie ta Glowna jednak i akcja sie komplikuje, bo Bohater chcialby, ale nie wie czy moze ze wzgledu na te Inna?

To jest kurde real life i mi sie to teraz dzieje i ja jestem Glownym Bohaterem.

Po miesiacach frustracji spowodowanej niemoznoscia znalezienia faceta idealnego, postanowilam postawic na luzna relacje z kims, z kim na pewno nie ma przyszlosci, by na drugi dzien dostac wiadomosc od kogos, przy kim pare miesiecy temu mialam moment niesamowice obiecujacej interakcji, ale ktory wtedy byl zajety. A teraz juz nie jest. I umie robic pyszna caipirinhe, prowadzic inspirujaca rozmowe i zaprasza na fajne filmy. I mam ochote przeczytac wszystkie ksiazki z jego biblioteczki.

Czy jestem kobieta w szkarlacie? 








czwartek, 16 października 2014

nobody wins.

jestesmy tym, co nam sie przytrafilo? 

jesli tak to jestem jak ten morski krab, ktory czuje, ze ma na swojej skorupie cala mase koralowcow. ciezko sie idzie z czyms takim na plecach.
jeszcze trudniej pokonac jakikolwiek dystans jesli dzwiga sie oczekiwania calej rodzinie. to jak w tym opowiadaniu o ubogiej krewnej murakamiego. siedzi na plecach i ciazy. niech juz odejdzie!

nie mam partnera, pracy ani planu na najblizsze 5 lat,  a moje rzeczy prawdopodobnie zmiescilyby sie w jednej walizce. no coz. bywa. ale tez z jakichs przyczyn chyba nie chce miec. 


bylam na koncercie w niedziele. jedno wyjscie w tygodniu, ktore srogo mnie ukaralo w poniedzialek rano. ale moge teraz opowiadac, ze widzialam marcelo camelo na scenie.



koniec tego piekielnego semestru odsuwa sie coraz dalej w przyszlosc. a tymczasem zaczal sie juz nowy. 
mam jedne zajecia z banda smierdzacych francuzow, ktorzy ´przypomnieli mi dlaczego nie tesknie za europejskim mezczyzna jako takim. ci tutaj przynajmniej o siebie dbaja. i ci, z ktorymi sie tutaj stykam w wiekszosci maja cos wiecej do powiedzenia niz to, ze wrocili do domu o 5 nad ranem, bo pili sobie caipirinhe ubieglej nocy. 
siedzialam z tylu, wiec moglam sobie obserwowac jak cale zajecia spedzili na facebooku/stronach linii lotniczych albo ogladajac wiadomosci.




środa, 8 października 2014

The Book of Mormon



mialam wczoraj znowu atak paniki. w autobusie. po raz pierwszy od bardzo dawna.
nie mam jak odreagowac tego calego napiecia, frustracji i strachu. 

staram sie mimo wszystko nie utonac. wychodze i nie odpoczywam. 
zespol  z videa gra w niedziele koncert i bardzo chce isc. sa jakies plany, ale to brazylia i plany nie maja racji bytu. bo jesli ktos mowi, ze zadzwoni, to wlasiciwe prawie na pewno oznacza to, ze byc moze zadzwoni w ciagu najblizszego miesiaca, ale bynajmniej nie ma co na to liczyc ani na to czekac.

w ubiegly weekend byl musical i okazuje sie, ze ja lubie musicale...tutaj.

nie tylko u mnie trwa kryzys.
przez lata w mojej rodzinie problemy psychiczne byly tematem tabu. pamietam jak jakies 20 lat temu moj kuzyn przezywal zalamanie nerwowe i mowiono o tym z politowaniem, trywializowano. a teraz pokolenie moich ciotek i wujow musi zmierzyc sie z faktem, ze to nie jest cos, co mozna ignorowac. jeden moralizatorski monolog tez nie wystarczy. i troche szkoda mi obu stron, bo jedna jest bezradna a druga niezrozumiana.
















poniedziałek, 29 września 2014

tydzien porazki trwa w najlepsze

zwlaszcza kiedy spotykasz na ulicy dwie osoby, ktorych nie chcesz spotkac. i kiedy uswiadamiasz sobie, ze jako jedyna  towarzystwie czujesz wstyd, wyrzuty sumienia i masz ochote zapasc sie pod ziemie.

let it go, water under the bridge.

wszystko, cokolwiek. strach, strach, strach.

piątek, 26 września 2014

jestem umęczonym debilem.

potrafie zalozyc konto na twitterze i postowac w 4 językac, ale nie widzę, różnicy między independent variable a causal mechanism najwyrazniej.

czwartek, 18 września 2014

that one guy

nauczylo mnie wiele sesji w gabinecie psychologicznym, ze przeszlosci nie ma sie co wstydzic, bo nie da sie jej zmienic. poza tym, gdyby nie ona, nie byloby mnie teraz tutaj. nie mowiac juz o tym, ze naprawde bywam swoim najsurowszym krytykiem i tylko ja pamietam o rzeczach, o ktorych swiat juz dawno zapomnial.

nie mozna stwierdzic tez czesto, czy gdyby bylo sie nie stalo to, co sie stalo, teraz byloby lepiej.

ale w jednej akurat sprawie mozna. oj mozna.

blog ten byl swiadkiem jak 3 lata temu czynniki zewnetrzne wymusily na mnie zmiane, na ktora sama bym sie nigdy nie zdecydowala. jak lamentowalam, bo nagle musialam na nowo zdefiniowac co jest czym i kto jest kim. przepoczwarzenie bylo bolesne.

ale kurwa, warto bylo. w skrocie moj eks spotyka sie z dzieckiem, ktore ma najzalosniejsze konto na pewnym portalu spolecznosciowym, jakie swiat widzial. i tak, sprawia mi to niska, acz wielka satysfakcje. co wiecej, dowiedzialam sie tego, bo jego inna eks, dla ktorej byl mnie swego czasu zostawil stwierdzila, ze mozemy byc teraz znajomkami.o swiecie! :)

weekend update:
mam takie tempo, ze nawet nie musze pilnowac tego, co jem, bo po prostu nie mam czasu jesc.
ide jutro wieczorem na impreze na plazy i cwicze sobie niezobowiazujace randkowanie.
odkrywam, ze praca asystenta na uczelni nie rozni sie prawie niczym od bycia prywatna sekretarka.

piątek, 12 września 2014

Slowo na weekend

Poznalam w swoim zyciu cala mase osob. I ciagle jeszcze potrafia mnie zadziwic. Czasami tym do czego sa zdolni, czasami tym, jak bardzo sa do mnie podobni. Ile potrafia bezinteresownie zrobic. Albo jak obojetni sa na kogos, kogo przed sekunda uwielbiali.

Dzisiaj rozmawialam z moim nowym uczniem. I uslyszalam: You need to live your life in a lighter way.When you're too critical about yourself, you miss on a lot of things.

Moje paznokcie wygladaja jakbym umoczyla je w denaturacie.

Ten kraj tak bardzo mnie m
ę
cz
yyyy



sobota, 6 września 2014

shared awareness

ostatnio padlam ofiara napasci w windzie. atakowala studiujaca ze mna Niemka: na twarzy usmiech, w kieszeni cyklon b.
w skrocie chodzilo jej o to, ze sie juz z nia nie trzymam (moje powody: jest potwornie dwulicowa, nigdy nie mozna sie dowiedziec o co jej naprawde chodzi, ma tendencje do oportunistycznych zachowan i manipulowania ludzmi. no i spotyka sie z r., ktorego poznala przeze mnie). nie gadam z nia nawet. tylko czesc na uczelni albo jesli naprawde musze, bo wymagaja tego sprawy uczelniane. oskarzyla mnie o dziecinne zachowanie i chciala wiedziec na czym polega moj problem.
jak zwykle w takich wypadkach, liczba miazdzacych argumentow w moim umysle byla niska. poza tym...o czym tu dyskutowac. ja nie chce poprawiac z nia relacji, bo nie widze potrzeby. powiem wiecej, uwazam, ze moje zycie uleglo znacznej poprawie odkad ona sie juz w nim nie pojawia.
czasami tak bywa. zle ktos na ciebie wplywa? chop chop - odcinaj bez zalu.

wiec zostawilam ja z tym usmieszkiem, cyklonem b, poczuciem, ze jej na wierzchu i poszlam sobie po herbate do naszej kafeterii. 
shared awareness? my ass.
drama level: gossip girl



poniedziałek, 25 sierpnia 2014

la visita

odwiedziny laduja baterie i pokazuja wydarzenia brazylijskie w innej perspektywie.
przez jakis czas znowu bylam po prostu wizytujaca Polka w Rio. nie zas osoba, ktora stara sie dopasowac i non stop zadaje sobie pytania w rodzaju: czy ja robie to, bo sprawia mi to przyjemnosc? czy moze dlatego, ze wszyscy tutaj to robia? bylam szczesliwsza i bardziej zrelaksowana. wnioski? hmm



pare nowych odkryc:
-to w sumie zajebiscie, ze nie trafia sie nikt konkretny, bo przeciez tylko by mi bylo trudno stad wyjezdzac a poki co wyglada na to, ze bede musiala to zrobic
- ludzie boja sie odpowiedzialnosci za siebie, a co dopiero za druga osobe i uczucia i w ogole niech im wszystkim jaja urosna raz a dobrze
- mam psychologiczna blokade zwiazana z moja wymarzona, wyteskniona waga 55kg...kiedy o tym nie myslalam to tyle wazylam a teraz NIE DA SIE. ergo ludzki umysl jest naprawde potezny
- idzie wiosna i to jest niesamowicie zajebiste, bo w europie juz wszystko powoli robi sie jesienne. 



czwartek, 31 lipca 2014

marina

nie rozumiem do konca portowych miast. tego, co dzieje sie przy rozladunku statkow, nie mam zielonego pojecia na temat slownictwa marynistycznego, ani przewidywac pogody na podstawie chmur nie potrafie. nawet plywac nie umiem.
potrafie za to cieszyc sie plaza, swiezymi owocami morza. umiem tez wdychac bryze jak szalona. jako dziecko mialam problemy z tarczyca i od zawsze w obecnosci jodu powtarzano mi, ze mam oddychac pelna piersia.
jechalam dzisaij znow do niteroi. ostatnio czesto tam bywam. przemierzalam zatoke w autobusie, na moscie. bylo poludnie, slonce swiecilo sobie bezwstydnie, wial wiatr, nie bylo korka, wiec mknelismy pewnie jakies 90km/h. i wydawalo sie,ze autobus leci ponad tymi falami. nastepnym razem pojade promem.
one day at a time.


czwartek, 24 lipca 2014

tennis ball

watpie wiec jestem.


ostatnie dni spedzilam dogladajac opuchlizny wielkosci przecietnej pilki tenisowej, ktora pojawila sie na mojej szczece po leczeniu kanalowym. bylam zaskoczona (czyt. przerazona) kiedy obudzilam sie z tym wykwitem na twarzy. bycie 10 000 km od domu z szybko powiekszajacym sie zapaleniem dziasla, ktore wg. wikipedii moze przeniknac do krwii a wtedy sie umiera bo to jak gangrena...jest wykanczajace. bylam strzepkiem nerwow.  na szczescie kilkanascie dawek antybiotyku pozniej...wygladam w miare normalnie.

sa ludzie, ktorzy naprawde nie doceniaja tego, co maja. to nie o mnie.

powinni kurwa rozejrzec sie wokolo i uswiadomic sobie, ze moglo byc duzo duzo gorzej. a ich problemy sa naprawde z dupy. chcialabym miec takie. tak, pisze o kims konkretnym.

Obejrzalam True Detective podczas mojej rekonwalescencji. Niezle. Imponujace zestawienie smetnej folkowej muzyki, klimatycznych pejzazy amerykanskiego poludnia, pseudoegzystencjonalnego belkotu i odrazajacej zbrodni, ktora fascynuje.

za kazdym razem kiedy slysze samolot - mysle o nim, bo wiem, ze czesto lata do BH, zeby spedzic czas ze swoja dziewczyna. mieszkam niedaleko lotniska.
to ciekawe, ze mimo wszystko nie winie go.

środa, 9 lipca 2014

Will I ever come back? Have I ever been there?

Przeczytalam dzisiaj chyba najciekawszy artykul na temat consumer behavior odkad tu przyjechalam. I jest tak filozoficzny, ze pewnie do niczego mi sie nigdy nie przyda. Traktowal o tym jak produkt przenosi na nas kulturowe znaczenie i jak ono tam do produktu trafia. Ciekawe spojrzenie na konsumpcjonizm i kulture.
Ale czuje, ze ja nie pasuje do mojej uczelni. Jestem zbyt dziwna i moj ostatni research proposal byl CONFUSING. Nikt mnie jeszcze tak nie obrazil. Tak, bardzo zle znosze krytyke.

Brazylia nie zagra w finale. Argentyna owszem. To drugie to nawet wieksza tragedia dla Brazylijczyka. Nie do porownania z tym, co mamy w Europie z naszymi sasiadami. Bo przeciez kazdy Polak wie, ze Niemcy zawsze wygrywaja a Rosja jest od Polski mniej wiecej sto razy wieksza, wiec nie mozemy sie nawet z nimi porownywac. Tymczasem Argentyna i Brazylia to zupelnie inny lewel rywalizacji. Starcie gigantow.

Nigdy nie podejrzewalam, ze brak kasy moze dzialac tak deprymujaco. Czuje sie upodlona i noz w kieszeni mi sie otwiera na mysl o tym, ze za korporacyjnych czasow temat ten w ogole nie istnial. Tylko jakies weltszmerce wydumane. O tempora, o mores, o piramida Maslowa.

Urugwajczyk chyba rzeczywiscie taki fajny nie byl. A ja musze sie nauczyc, ze jak powie sie A to trzeba powiedziec B. Albo w ogole lepiej nie mowic A.

J. nagle sie odezwal. Z nikad. Z bardzo prostej przyczyny. Jego biuro zamowilo projekt badawczy u nas. Brak urazy, just friends vibe. Co za ulga i co za zawod jednoczesnie. I co za nieodparte wrazenie, ze jest to facet idealny mieszkajacy 3 ulice stad.

Koszerne Brownie. Zapisuje tutaj, bo co w sieci to nie zginie.

2 xicara de cha de acucar
1 xicara e 1/2 de farinha de trigo
1 colher de cha de sal
1 xicara de cha e 2 colheres sopa de chocolate em po
4 ovos inteiros se forem grandes ou 5 pequenos
4 colheres de sopa de agua
3/4 de xicara de oleo
1 colher de sopa de baunilha


misturar ingredientes secos, adicionar os liquidos.

colocar num tabuleiro untado com olho pre-aquecido a 205 C durante mais ou menos 40 minutos.

Tarta z suszonymi pomidorami
Masa:
200g mozzareli
6 jajek
400g smietany
sal&pimienta
muszkat
100g tomate seco
1/2 xicara de manjericao picado

bater ovos inteiros. adicionar creme e temperos. misturar tudo.

środa, 2 lipca 2014

So now

Wpadam w panike. Jest teraz gorzej. Jest dol sinusiody (mam nadzieje). Znow wszystko idzie nie tak Jak sie jebie to po calosci.
Uswiadomilam sobie,ze nie ma tu nikogo na tyle bliskiego,zebym mogla temu komus powiedziec co jest nie tak. I dlaczego zle sie czuje i co nowego u mnie. Moje wspollokatorki zajmuja sie swoimi sprawami. Nie mamy wiekszych konfliktow, ale tez nie sa mi bliskie. Ludzie z uczelni albo mnie nudza albo im nie ufam. 

Jedyna osoba, ktorej tak naprawde czulam, ze moge sie zwierzyc, wykorzystala to troche przeciwko mnie. Wiec mam bardzo mieszane uczucia...

Pojawila sie na chwile w tym calym zamecie pewna osoba. Przejazdem. Spacery po plazy i inne do bolu ograne gesty i pewnie tez rozmowy, ktore sprawily, ze zalamalam sie sama nad soba. Ja tego bardzo potrzebuje. Bliskosci z drugim czlowiekiem.
Oczywiscie nic z tego nie wyszlo. Bo ja juz nie jestem tym risk takerem, ktorym bylam dawno. Teraz mysle dwa razy albo dwadziescia dwa razy, gdyz dokladnie pamietam jak to bylo kiedy nic nie bylo, sie konczylo i sie i nie potrafilo zapomniec. A ta osoba nie lubi skomplikowanych sytuacji. Nikt nie lubi, badzmy szczerzy.


Kiedy pracowalam dla korpo codziennie widywalam sie z ludzmi, z ktorymi moze nie bylam baardzo blisko, ale ktorym moglam opowiedziec co nowego i jak minal mi dzien. Teraz sle jakies wiadomosci przez Atlantyk. I czasami tylko dostaje odpowiedzi w czasie rzeczywistym.

Owszem, moge isc na plaze. I zrobie to jutro. A w sobote pewnie pojade do Teresopolis. Ale...

Poza tym wyniki moich badan, ktore najpierw mnie uspokoily, teraz wydaja sie niepokoic moja lekarke. Mam jechac powtorzyc badanie. Tym razem dokladniejsze. Od razu panikuje. A co jesli to nowotwor albo cos w tym stylu? Profilaktycznie w niektorych przypadkach zaleca sie wyciecie, wylaserowanie, krioterapie tego czegos. Jestem prze ra zo na. 




poniedziałek, 30 czerwca 2014

Kurwa.

Ani tu ani tam.

Kazde kolejne doswiadczenie utwierdza mnie w przekonaniu ze nie powinnam stapac po tej ziemii. Ona powinna sie rozstapic i po prostu mnie pochlonac.




czwartek, 19 czerwca 2014

almost done

Prawie skonczylam z tym semestrem. Bardziej sie zaadaptowalam. Ale. Zawsze jest ich kilka.

Wlasciwie to jestem dzisiaj nie w sosie, bo mnie wystawiono 30 minut przed. A juz dawno nie bylam taka podekscytowana. I jak zwykle na koncu jezyka mam: fuck...co takiego we mnie przyciaga tych, ktorych nie chce i odpycha tych, ktorych jestem ciekawa.

Wiec nie pozostaje mi nic jak zracjonalizowac: tak jest lepiej, i tak by nic z tego nie wyszlo, po co komplikowac, wszystko pod kontrola.

New rule: just stop fucking expect. Immediate validation.


niedziela, 8 czerwca 2014

Não quero faca, nem queijo. Quero a fome.

Mam wrażenie, że Brazylia nie jest gotowa na te mistrzostwa. Nie chodzi mi o niedokończone stadiony. Chodzi mi o świadomość społeczną i polityczną. Odpowiedzialność za powodzenie tego eventu. Nikt go nie chce, nikt nie jest tak naprawdę zainteresowany przyjmowaniem ludzi z całego świata i oglądaniem meczu. Nie, mówi się tu o pieniądzach, częściej o ich braku. Mówi się ile kto czego ukradł i wszyscy zadają sobie pytanie czy przestępczość wzrośnie czy spadnie i czy dojdzie do zamieszek albo starć z policją.

Takie są moje rozmowy w Brazylii:

Skąd jesteś. Co tutaj robisz. Dlaczego Brazylia. Co sądzisz o Brazylii. Dlaczego nie chcesz mówić po portugalsku. Czy masz chłopaka Brazylijczyka. Czy smakuje ci brazylijska kuchnia. Czy w Polsce jest bardzo zimno. Dilma. Bolsa familia. Poziom edukacji w Brazylii. Czy Brazylijczycy są uprzedzeni do obcokrajowców. Dlaczego Brazylijczycy boją się związków.

Rzygam już tymi tematami. W dobrym tonie jest odpowiadać, że Brazylijczycy są przystojni, kraj piękny, kuchnia smaczna i zdrowa, pani prezydent jest głupia, politycy skorumpowani, najbiedniejsza jest uciskana klasa średnia, mistrzostwa to porażka, Brazylia musi wygrać, bolsa familia to największy błąd a pogoda jest wspaniała.
....

powinnam pisać, powinnam czytać. zrezygnować ze snu, jedzenia i oddychania.
jutro idę się zbadać.do publicznego szpitala. brr.



Criolo - Bogota

piątek, 30 maja 2014

piastujac w dloni lampke taniego chilijskiego wina, witam kolejny weekend.

moja ulubiona ulica w Rio to ta, na której bylam najszczesliwsza. krotka chwile. rosna tam gigantyczne, wiekowe drzewa palmowe, ktore rzucaja przyjemny cien. a kiedy spada z nich lisc, kladzie sie on na chodniku i wyglada jak wieloryb wyrzucony przez morze. lubie tamtedy chodzic. czasami po zajeciach specjalnie wybieram dluzsza, okrezna droge, zamawiam acai w lanchonete na rogu. albo sok. swiezo wyciskane soki sa tutaj naprawde niesamowite.trzy razy lepsze niz w Polsce.

mam ulubiony sklep. w zasadzie taki market samoobslugowy. duzo pysznych owocow. oczywiscie drogo. ale mozna dostac produkty, ktorych gdzie indziej nie uswiadczysz. typu pesto. i kasjerki sa mile. o, i czasami maja kokosy w promocji. tak, lubie ten sklep.

moja ulubiona piekarnia to ta, gdzie nie dodaja swinstw do pieczywa. i moze jest troche bez smaku, ale przynajmniej nie zaczyna pokrywac sie dziwna plesnia po 24 godzinach. a ten, kto lubi slodycze, mialby tam uzywanie. ciast jest bez liku. tart, crossaintow i innych bagietek rowniez.

ulubiony bar? taki we Flamengo. bo spedzilam tam kiedys bardzo przyjemny wieczor z ludzmi, co do ktorych mam teraz bardzo ambiwalentne uczucia przechodzace nieublaganie w strone tych negatywnych. kelnerzy sa tam bardzo profesjonalni. ani sie obejrzysz a z jednego piwa robi ci sie na rachunku 5, bo co chwile przychodza do ciebie i pytaja "mais um?" czyli "jeszcze jeden?" a ty myslisz": dlaczego nie? skoro to piwo jest takie lekkie a rozmowa jest taka przyjemna i wychodzisz z knajpy z rachunkiem na 50 reali. serio. nawet nie wiesz kiedy.

ulubiona plaza? zawsze chodze na Ipaneme. teraz w zimie plaze sa w zasadzie puste. kiedy temperatura spada ponizej 25C, kazda fashionistka w Rio czuje sie zobligowana do zalozenia kozakow i po prostu przyjmuje do wiadomosci, ze nadeszla zima a na plaze sie nie chodzi. ale tak naprawde najmilej wspominam Praia Vermelha. jest mala, kolo Pao de Acucar...ale widok jest przepiekny.

i sama nie wiem czy dobrze zrobilam, ze tu przyjechalam. ale na pewno nie zaluje.






środa, 21 maja 2014

ja to jednak uwielbiam. kiedy jest tak intensywnie, kiedy mam tyle na glowie. kiedy moge sie skarzyc, ze nie nadazam.

moja nowa uczennica ma na imie Brenda. i mieszka w faweli.


czwartek, 15 maja 2014

mowia, ze nie ma nic zlego w tym, ze czlowiek nie wie czego chce i dokad zmierza.zaczynam sie obawiac, ze tylko tak mowia.i to tylko tym nielicznym, ktorzy podobnie jak ja, nie wiedza.

ciagle sobie powtarzam, ze zobacze, co bedzie. ale ludzie wokol mnie maja mniej lub bardziej skonkretyzowane plany. gdzies plyna. a moje cele sa poki co bardzo krotkoterminowe. no teraz moim celem jest zmycie z twarzy maseczki z zielonej glinki  w przeciagu najblizszych kilku minut. zrzucenie 1 kg wagi w ciagu tygodnia. wyjscie na piwo w piatek. tworzenie bardziej dalekosieznych planow jakos mnie paralizuje, bo zawsze sie spinam, zeby je zrealizowac a to, czego chce najbardziej zalezec moze ode mnie zaledwie w 50%.i to w najlepszych mozliwych okolicznosciach.

czy wrocic? czy zostac?




piątek, 2 maja 2014

1. jestem raczej ufna
ale tez daleko mi do patologicznych zachowan w stylu ; przepusc mnie w windzie a powiem ci z kim ostatnio spalam.
spotkalam ostatnio osobe, ktora z jednej strony sciemnia na okraglo, z drugiej boi sie, ze zostanie oszukana. a najlepsze jest to, ze chce mi dac do zrozumienia,ze wobec mnie jest szczera. jak mozna jednak wierzyc komus, skoro widzialo sie jak w ciagu jednego wieczoru konfabulowal w trzech roznych sprawach. bylam zazenowana. jestem jak papierek lakmusowy. od razu zmieniam kolor srodowisku kwasowym, bo z mojej twarzy wyczytac mozna wszystko.
mam sie jednak na bacznosci.

2. bylam dzisiaj w kinie. na Fading Gigolo. mam znizke studencka, wiec korzystam.. nic specjalnego, bardzo lekka rzecz, ale uswiadomila mi cos waznego. nie ma sensu udawac, ze jestem twarda i odporna na wstrzasy oraz zranienia. nie jestem chyba kobieta na miare XXI wieku. mam niska tolerancje na bullshit i kurwa, potrzebuje romantyzmu. i jazzu.




czwartek, 24 kwietnia 2014

Rok. I never learn.

Rok temu byłam o tej porze na copacabanie, piłam moją pierwszą caipirinhę, moczyłam po raz pierwszy stopy w oceanie i...

Czuję się jakbym znalazła w plecaku starą zgniłą kanapkę. Nie jestem gotowa. Na nic.Smutek zawsze na wierz wypływa.


sobota, 12 kwietnia 2014

Źle mi

środa, 9 kwietnia 2014

Way down



Nigdy byście nie uwierzyli w to, co przytrafiło mi się w zeszłym tygodniu. Ja też bym w to nie uwierzyła.

Z wyborami tak to już jest, że trzeba ponosić ich konsekwencje. Czuję jak zapada się pode mną ziemia. Okazuje się bowiem, że potrafię zdać te egzaminy, daję radę. Ale bardzo dużo mnie to kosztuje. Kilkudniowa regeneracja to za mało. Mam podkrążone oczy, robią mi się zmarszczki z niewyspania i prawie nic nie jem, bo poza owocami wszytsko inne wygląda mi podejrzanie tłusto, albo z dodatkiem warzyw modyfikowanych genetycznie, albo tłuszczy trans, albo innymi słodzikopodobnymi konserwantami.W Europie patrzysz na skład i wiesz, że jak coś zaczyna się na E, to znaczy, że nie jest dobre, tutaj musiałabym sprawdzać wszystko jak leci w internecie...Poza tym dochodzę do wniosku, że studiowanie czegoś, czym się człowiek nie pasjonuje to po prostu drogą przez mękę.

I jeszcze jedno: nie wystarczy tylko kogoś lubić i dobrze się z tym kimś bawić (od czasu do czasu za zamkniętymi drzwiami) , żeby chcieć z nim być.






wtorek, 1 kwietnia 2014

po omacku

pierwsza sesja zawsze jest testem hipotezy zerowej: nadaje sie do tego zeby to studiowac
okaze sie w niedziele

pisalam ostatnio prace o nostalgii. bardzo tesknilam. zazdroszcze wszystkim, ktorzy przebywaja teraz w Europie. zazdroszcze wiosny. ludzie tam tak sie ciesza z wydluzajacego sie dnia, z tego, ze slupek rteci zmierza systematycznie do gory. tutaj pogoda jest naprawde fantastyczna teraz: slonce, 27 stopni, wiatr od oceanu. ale nikt sie nie cieszy, bo dla Brazylijczyków to jest stan wyjściowy.

juz prawie rok staram sie przekuc w aksjomat bardzo prosta rzecz.
dlaczego to takie trudne mimo wszystko? dlaczego nie moge zapomniec? bo nie wiem o nim nic zlego. i niestety kazdy kolejny facet, ktorego poznaje musi sie z nim mierzyc. i nigdy nie wypadnie lepiej.

obejrzane: the fall. wow.




środa, 26 marca 2014

jestem w środku bańki. wewnatrz niej oczywiste jest, ze nie potrafie przeprowadzic logicznego naukowego wywodu i ze jestem debilem ze statystyki. i ze nikt mnei nie lubi tutaj.
na zewnatrz jestem czlowiekiem, ktory juz wiele w zyciu osiagnal, ktory wie,ze uwielbia uczyc i ktory podjal kilka mega ryzykownych decyzji. niektore sie oplacily a niektore doprowadzily do absolutnego mego upodlenia.

w psychologii to się nazywa framing.



niedziela, 16 marca 2014

kończy się brazylijskie lato. skąd to wiem? głównie z nagłówków prasowych.temperatury nadal powyżej 35 stopni.

zasiadłam do nauki. nigdy nie byłam mistrzem skupienia. ale teraz, w dobie smartfonów to już w ogóle wydaje mi się arcytrudne. jak mogę patrzeć na jakieś statystyczne modele, kiedy nikt nie wie co się stało z samolotem pasażerskim i ponad 250 osobami na pokładzie, ani  co będzie dalej z Ukrainą i Rosją?
 każdy pretekst jest dobry...poza tym coś mi się zdaje, że mam jeszcze kaca po wczorajszym dniu św. patryka. owszem, obchodzi się go nawet tutaj. zielonym piwem i coverami U2.




środa, 5 marca 2014

okazuje sie, ze rio jest za duze kiedy chce sie kogos spotkac i za male kiedy chce sie kogos uniknac...

ostatki mialy byc szalone, a skonczylo sie...jak zwykle

poniedziałek, 3 marca 2014

Jedno jest pewne. Kiedy ma się tak popieprzone w głowie niemal nigdy nie jest nudno.

Jutro ostatni dzien karnawalu. Obiecuje zapomniec o wszystkim.

niedziela, 23 lutego 2014

Mam w glowie taki mętlik, że nie wiem od czego zacząć.


Popełniłam masę głupich rzeczy od mojego przyjazdu tutaj.

Jakich? To nie sekretnik ani nie spowiedz, wiec ogolnie myslalam, ze wdaje sie uklad bez znaczenia, ktory jednak mial jakies znaczenie dla mnie. Oraz ze sprawa z zeszlego roku tez miala znaczenie. I wszystko to w grupie znajomych, ktorzy tez udaja, ze maja to gdzies a tak naprawde nie ustaja w komentowaniu tego wszystkiego co zaszlo.


Nigdy jeszcze nie musialam sobie radzic z takim natlokiem meskiego zainteresowania.

niedziela, 16 lutego 2014

maybe there are points that cannot be proven?

sobota, 8 lutego 2014

wyobraźcie sobie, że jesteście na imprezie, na której spotykają się w jednym pomieszczeniu twój facet idealny, który obecnie jest w związku i którego ostatnio widzieliście rok temu. facet, z którym do niedawna łączył was nieformalny super tajny układ friends with benefits oraz facet, który nieświadomy wcześniejszych dwóch historii uprawia właśnie Blietzkrieg, w celu zagarnięcia waszego terytorium. warto dodać, że wszyscy trzej są przyjaciółmi. nie polecam.

komary zjadają mnie żywcem.

acai tylko raz w tygodniu, bo odkrylam ze jest strasznie kaloryczne.

chore gardlo w kraju klimatyzowanych pomieszczeń jest do dupy.


piątek, 24 stycznia 2014

pamietacie te wierutne bezdety w stylu: kiedy Pan Bóg zamyka drzwi, otwiera okno?

o nie, wcale tak nie jest. jestem żywym, jeszcze oddychającym dowodem.


bo jak się jebie to po całości. jestem chora (kto wie, może mam nawet raka, albo zaraz będę mieć - same thing), jestem w obcym kraju. zabrali mi paszport, mam popieprzoną sytuację uczuciową, finansową a szkoła jest tak trudna, że powinnam właściwie ciągle siedzieć w bibliotece i nie robić nic innego tylko szukać pracy i czytać.



a jest piątek i zamiast tego użalam się nad sobą, tęsknię i trawię w tym parszywym gorącu.


jak mi jeszcze ktoś powie, że I am getting emotional, to po prostu wezmę ten duży nóż, który leży w kuchni i zabiję.


zapraszam na brazylijskiego bloga. gdzie nie będzie o tym jak mi źle, tylko o tym jak bardzo ten kraj jest dziwny, popieprzony i fascynujący.

piątek, 17 stycznia 2014

no blogu cisza bo nie mam prawie wcale pozytywnych doniesień...

środa, 1 stycznia 2014

Powitanie nowego roku miało w sobie coś niesamowicie symbolicznego tym razem. Stałyśmy z siostrą na Moście Dębnickim wraz z grupą znajomych, którzy w jakiś sposób są mi bliscy, chociaż nie można powiedzieć, że znamy się długo i dobrze. Tani rosyjski szampan otworzył się mi był o dobrych kilka minut za wcześnie, było zabójczo zimno a fajerwerków ani Wawelu wcale nie było widać, bo dookoła spowijała nas mgła (tudzież smog).2014. Tyle możliwości. Tyle najgorszych i najlepszych scenariuszy może się spełnić. Prawda jak zwykle będzie leżeć gdzieś po środku. Oby.

Wylatuję już w przyszłym tygodniu. Nie chce mi się w to wierzyć. Są chwile kiedy to do mnie dochodzi. Jak przy wigilijnym stole, kiedy rodzina tworzy uroczyście pogrzebową atmosferę jakbym miała ostatnią fazę raka. Albo kiedy żegnam się z ludźmi z pracy.

A może samolot spadnie gdzieś nad Atlantykiem i cały ten trud będzie mi oszczędzony?