wtorek, 28 maja 2013

mam w dupie taki maj. co to ma być?

zimne czeskie piwo po pracy. w środku nocy. szczerze mówiąc wolałabym caipirinhę, ale nie mam limonek na stanie.


dzisiaj zdałam sobie sprawę z tego, że prawie od 15 lat ciągle chcę tego samego. chcę być ładna i popularna. żałosne. ale wydaje mi się, że kiedy się już stanę tą wersją mnie 2.0, będę szczęśliwa. tylko, że ten model chyba był wadliwy od samego początku. ma czarną dziurę, której nigdy nie jest dość.teraz chcę zapchać tą zachłanną przestrzeń...<uzupełnij wg tego co dyktuje ci twoja wyobraźnia lub znajomość tematu>

poprosiłam moich byłych wykładowców o pomoc. co ciekawe, kiedy kończyłam studia, byłam absolutnie przekonana, że nigdy w życiu nie będę musiała mieć z nimi nic wspólnego, palenie mostów, let's forget about it etc. a tymczasem korzę się w pozycji dziękczynno-błagalnej i pokładam ufność w ich litości.



kiedy byłam w Brazylii, wydawało mi się, że ichniejsze piwo jest fatalne. że nie czułabym się tam nigdy bezpiecznie. że nigdy nie zrozumiałabym tego, że dla nich za 15 minut, znaczy nigdy a widzimy się jutro, to nic innego jak, "cześć". ale patrząc na to, co mam tutaj, wolałabym chyba drżeć o to, czy liczba kart płatniczych w moim portfelu się zgadza niż zamartwiać się tym, czy... <uzupełnij wg tego, co dyktuje ci twoja wyobraźnia lub znajomość tematu>





środa, 22 maja 2013

enjoy






może właśnie odkryłam przyczynę. za dużo fantazjuję. ale wcielam też fantazje w czyn. hm.

piątek, 17 maja 2013

zaczynam zapominać. niestety sama z siebie, nawet specjalnie nie starając się. ciekawe, że pierwsza rzecz, którą zapominamy to głos danej osoby. jego brzmienie. a co pamiętamy najdłużej? mam swoją teorię na ten temat. najdłużej pamiętamy nasze uczucia.


czuję, że wszyscy klepią mnie po plecach i gratulują odwagi. oczekuje się ode mnie, żebym się uspokoiła teraz. a mnie nosi jeszcze bardziej. to tak jak zjeść pyszną marakuję i oczekiwać, że już nigdy nie będę chciała jej spróbować. ta marakuja, którą mam na myśli jest nagrzana słońcem, tej tutaj nawet nie chce mi się kosztować.

mogę wydawać się śmieszna, ale w mojej głowie rodzi się już kolejny projekt. zakłada on moją wyprowadzkę z krakowa. jutro mam pierwszą lekcję portugalskiego. prawdziwą. 


czwartek, 9 maja 2013

Mam ochotę się ubiczować albo ewentualnie nakopać sobie do dupy.

Może jest za wcześnie na podsumowania. Może, jak radzą specjaliści, powinnam poczekać 3 miesiące i wtedy ocenić sytuację. Ale targa mną tyle emocji teraz, że zaraz wybuchnę i przeistoczę się w jakieś drobne, niewidoczne gołym okiem jednostki. I zniknę. Wspaniały sposób na samobójstwo.

Przed podróżą stawiałam sobie różne cele, potem doszłam do wniosku, że ograniczę oczekiwania do minimum. Najbardziej bałam się, że zrobię masę głupich, niedojrzałych rzeczy i, że padnę ofiarą statystyk brazylijskich dotyczących przemocy ulicznej.

Nikt mnie nie okradł, nikt mnie nie zaczepiał ani mi nie groził. Mieszkańcy Rio prześcigali się w sposobach na to jak mi pomóc, zagadywali w metrze, wskazywali drogę, spontanicznie komplementowali moją słowiańską urodę. Tylko raz, podczas zwiedzania Santa Teresa, czułam, że gdyby ktoś zdecydował się mnie zaatakować, byłabym bez szans, bo ulice były wyludnione. A prawdopodobieństwo istniało i było dość duże, skoro nawet kelnerka w knajpie poczuła się w obowiązku uprzedzić mnie, żebym na siebie uważała.

Jeśli wyszłam z tej podróży w jakikolwiek sposób skrzywdzona, mogę winić tylko samą siebie i swoją krótkowzroczność. Bo mogę sobie powtarzać, na sucho, przed lustrem, że nigdy więcej, ale w praktyce, pokusa zawsze bywa zbyt duża.

Pokusa w tym wypadku miała postać człowieka, który sprawiał, że czułam się tam  wspaniale. Ma on jednak dwie zasadnicze wady: mieszka po złej stronie Atlantyku i ma dziewczynę. Ta mieszkanka sprawiła, że chociaż tam czułam się fantastycznie, teraz czuję się fatalnie. I boję się. I nie wiem czego chcę. Czy jechać do Rio i uciec stąd, czy zostać tutaj i zapomnieć za chwilę o wszystkim.




niedziela, 5 maja 2013

przedostatni dzien

nie chce wracac do pracy i wszystkiego czego tutaj nie ma.

ostatni dzien. patrze jak zas oknem slonce atakuje a koliber krazy wokol krzaka chinskiej rozy czy innej, rownie obcej mi rosliny.

ostatnia prosta.