sobota, 17 grudnia 2011

karaoke

nie jestem zbyt dumna z tego, że czekam dopiero aż rzeczywistość mnie przygniecie, żeby zdobyć się na podjęcie jakiejś mądrej decyzji. tak jakbym czekała aż wypełni się czara goryczy. teraz też nie jest za fajnie, ale widocznie nie jest też dość źle. a przede wszystkim nie czuję, żebym czegoś bardzo chciała, brak pomysłów. dawniej miałam jakieś marzenia, całkiem szalone, ale jakieś. teraz miewam jedynie ochoty i kaprysy.
tak jak np. kaprys pójścia na karaoke. zadanie wykonane. i wcale nie było tak jak sobie wyobrażałam, że będzie (nie żeby kiedykolwiek moje przewidywania się sprawdziły). ja zawsze byłam przekonana, że to zbiorowe ośmieszanie się, poklepywanie po plecach, wszystko, tylko nie konkurs śpiewaczy. myliłam się.
dochodzi 13, jest sobota a ja leżę w łóżku. odliczam dni do świąt idealizując czas odpoczynku, którego przecież tak nie znoszę. rozmyślam nad strategiami, nad podsumowaniami, nad strachem i smutkiem.

2 filmy: Portret Doriana Greya i ta nieszczęsna Midnight in Paris.

Brak komentarzy: