poniedziałek, 26 sierpnia 2013

mam dzisiaj wolne i po raz kolejny okazuje się, że nie potrafię odpoczywać. mam ochotę wszystkich i wszystko wymordować. jeszcze nie wiem jak dokonałabym tego na zjawiskach tak abstrakcyjnych jak wiatr, który dzisiaj wieje zbyt mocno. albo na chodniku, który jest dzisiaj wyjątkowo nierówny.

żyję z poczuciem marnowanego czasu. ogromnej ilości energii i niemożności spożytkowania jej w sposób, który dałby mi radość. kiedy pracuję przynajmniej o tym nie myślę.kiedy się uczę, też nie. kiedy (się) biegam też. o matko, mam ochotę na alkohol. na trzy caipirinhe pod rząd. albo na cztery szoty z ambasady śledzia. za duże i za ciepłe. 

wrrrrrrrrrr jak ja nienawidzę czekać. jak! zwłaszcza na to aż zacznie się coś dziać wokół mnie. powinnam wierzyć, że wszystko sie jakoś ułoży, bo zwykle tak się dzieje, ale prędzej przegryzę sobie nadgarstki niż do tego dojdzie. niecierpliwam.

a co jest najgorsze w tym wszystkim, że kiedy czekanie trwa za długo, zaczynam hamletyzować jak ostatnia cipa. a może? a co jeśli? nikt na mnie nie czeka za oceanem, będę sama samotna, stęskniona i w ogóle niezrozumiana. życie powinno być serią krótkich ujęć połączonych szybkim montażem. a to co ja tutaj uprawiam teraz to jakieś żałosne popłuczyny po tarkowskim. fu. jeszcze chwila a skończy się na dobrotliwym umiłowaniu egzystencji mej taką jaka jest. fu.


widziane: lanckorona sztuka niemożności stworzenia czegoś z niczego
the thing z 1982  i hipnotyzer. nie chce mi się pisać. sami sobie obejrzyjcie.





niedziela, 18 sierpnia 2013

piję kakao bo już od tygodnia prześladuje mnie widmo jesieni (i dlatego, że mam okres...). właśnie złapałam się na tym, że co roku piszę to samo. o tym, że nadchodzi jesień, o tym, że to straszne. ten rok ucieka szybciej niż inne, bo na horyzoncie widzę styczeń. bardzo chciałabym widzieć też sierpień i wrzesień, ale niestety...tutaj znów pustynia. opresja i pustynia.

a teraz przez moment o dogmatach. najpierw sądziłam, że są, że muszą być jakieś prawdy ustalone, bo bez nich świat pogrąży sę w chaosie. potem mi przeszło. potem znów wróciło...nie mam tu na myśli istnienia sił wyższych, aż tak daleko mój płytki umysł nie lubi się zapuszczać. chodzi raczej o pewne ideały, pomysły, wytyczne. np. to, że trzeba się rozwijać. mało jest rzeczy, w które wierzę tak jak w to. że nie wolno się zatrzymywać, że constans jest zły i szkodliwy. ale okazuje się, że są ludzie, którzy o nim marzą, którzy nie oczekują niczego więcej. i nie mogę źle o nich myśleć. ale zapytuję samą siebie: czy to może ja się mylę? to autodoskonalenie się, które wpojono mi w dzieciństwie, może to nie moje, może powinnam porzucić wielkie pragnienia i zacząć cieszyć się tym, że chleb z Liszek jest taki chrupiący a w kinach grają fajne filmy za 7 zł? niee...chyba jednak nie.

obejrzane: przesłodki Mój sąsiad Totoro i niedorzeczna bajeczka o zabarwieniu feministycznym czyli The Countess
przeczytane: kolejne strony podręcznika dla przygotowujących się do TOEFLa (niektóre pytania obrażają moją inteligencję a inne są pełne ciekawostek. dowiedziałam się np. jak tworzy się grad, skamielina, jaki jest największy zbiornik słodkiej wody na świecie...)
zjedzone: pizza z cukinią i boczkiem domowej roboty
usłyszane:



jak dużo wody musi upłynąć, żeby pojawiła się nowa łódka?

niedziela, 11 sierpnia 2013

szkoda, że upały się już skończyły. jasne, spałam średnio 3h na dobę, ale było w tym coś przyjemnego. wszyscy rozmawiali tylko o tym, dni wydawały się takie długie, wieczory takie ciepłe.. gdybyśmy tylko mieli plażę... i klimatyzację.

mam mało sił. potrzebuję chyba motywacji. do pracy. a przede wszystkim potrzebuję jakiejś odmiany.

czas wybrać kolejną destynację. decyzję zmieniam średnio co 3 minuty. w zeszłym tygodniu byłam przekonana, że to czas na południe Hiszpanii, potem Rzym, Paryż....jakoś tego nie widzę. Andaluzja może być zimna o tej porze roku, Rzym jest dla rozmodlonych klasyków, poza tym byłam we Włoszech 2 lata temu...a Paryż? może to uprzedzenia, ale wydaje mi się, że Francuzi są sztywni i zdystansowani jak Szwedzi. nie wiem czego chcę...

polecam:

-lody o smaku perskiego szafranu
-Blancanieves
-świeżą miętę
-Broadschurch
-zapomnienie
-latynoski charakter
-ścieżkę dźwiękową do Cidade de Deus

nie polecam:

- młodszych sióstr, które kradną sandały na tydzień
- sąsiadów, którzy zwykli palić trawę wieczorami
- poczucia winy
- niepokoju