piątek, 29 maja 2009

masculin-feminin





na taką pogodę:


Bach - Pasja wg. Św. Mateusza - Aria alt "Erbarme dich". jesli ktos wie co oznacza tytul, to bylabym wdzieczna za informacje. bo ja nie znam niemieckiego (niestety/na szczescie).

truskawki sa jeszcze troche kwasne o tej porze roku. to jednak zupelnie nie przeszkadza mi w ich systematycznym pochlanianiu.

moi wspollokatorzy nie rozmawiaja ze mna. nie przeszkadza mi to. nie ochodzi mnie ich zycie, ale obchodzi mnie moje, wiec mogli by mnie poinformowac chociazby o stanie inwentarza w mieszkaniu. nie zorganizowali nawet konferencji prasowej.

nic mi sie nie chce.

ostatnio widziane: masculin - feminin. sweet sixteen. parasolki z cherbourga.

poniedziałek, 25 maja 2009

amfitrion




amfition to znaczy gospodarz. jest to również imię postaci mitologicznej. pod amfitriona podszył się bowiem zeus, żeby uwieść jego żonę i spłodzić herkulesa. tak też nazywała się operacja prowadzona przez ss w czasie II wojny, polegająca na zastąpieniu wysokich rangą oficjeli przez sobowtóry. kto jest kim? imię jako etykietka, labirynt zdarzeń i historii, stopniowo oświetlana przez różnych narratorów prawda i pytania, jakie stawia sobie czytelnik na każdej stronie książki. taki jest "amphitryon" ignacio padilli. opowiedziana wartko ciekawa historia z podwójnym dnem. tego mi było trzeba.

a propos literatury: w hiszpanii ukazały się "papeles inesperados", czyli niepublikowane wcześniej opowiadania cortazara wyszperane gdzieś przez wdowe po nim. zawsze zastanawia mnie czy to w porządku tak publikować bez wiedzy i zgody autora, nawet gdy juz nie zyje. w koncu chyba mial jakis powod, zeby tego nie oddawac do druku, moze mu sie nie podobało, moze uważał, że było słabe.

michael haneke wygrał cannes. nie moge sie doczekać jego "białej wstążki". ale ponoć cannes było słabe w tym roku. krytykowi el pais nie podobało się nic zupełnie. komu cannes jest potrzebne?

weekend w domu = kilka dni w gnieździe żmij

piątek, 22 maja 2009

moralne przyzwolenie


dlaczego istnieje moralne przyzwolenie na obracanie dwóch panienek naraz, ale nie ma na to, że nie ma się ochoty, że nie zawsze ma się ekstra humor i nie zawsze chce się pić wódkę? trzeba być non stop ożywionym, chętnym i gotowym. a przede wszystkim ugodowym.

wojna polsko-ruska. pod flaga. bialo-czerwona. maslowska nie umie mowic.

wtorek, 19 maja 2009

ff w krakowie


"Na dalekiej Islandii, która jeszcze nie tak dawno wyglądała na zdjęciach satelitarnych jak wielka śnieżynka, zapanowała już prawdziwa wiosna. Na ciepłe i słoneczne dni Islandczycy czekali z niecierpliwością. Pogoda sprawiła im miłą niespodziankę, ponieważ pierwsze fale ciepła nadeszły znacznie szybciej niż w ostatnich latach. W stolicy Islandii, mieście Rejkiawik, temperatura sięgnęła w cieniu 20 stopni, mimo iż norma temperaturowa dla maja to zaledwie 8 stopni. Chociaż jak na warunki klimatyczne regionu można już mówić o upale, to jednak jedyną możliwością na skorzystanie z uroków wiosny jest opalanie się, ponieważ kąpiel w morzu czy w jeziorach zupełnie nie wchodzi w grę. Są one po prostu zbyt zimne i nawet w maju temperatura wody nie przekracza 8 stopni. Na Islandii wielkimi krokami zbliża się dzień polarny. Już teraz w Rejkiawiku wschód Słońca następuje o godzinie 4:00 czasu miejscowego, a zachód krótko przed godziną 23:00. Doliczając porę świtu i zmierzchu prawdziwa, ciemna noc, panuje tam więc jedynie przez 3 godziny, a w dodatku każdej kolejnej doby systematycznie się skraca"

Na dniach trzeba kupić bilety na Franz Ferdinand i Royksopp przy okazji :) bo znowu minie termin i będzie porazka.

pytanie na dziś: lepiej utracić na miesiąc wzrok, słuch czy mowę?

zdjęcie: Darjeeling Limited. Klasyczny film drogi o poszukiwaniu siebie i zacieśnieniu więzów międzyludzkich. Patrz: "Stawiam na Tolka Banana", "Little Miss Sunshine", "Y Tu Mama Tambien"



niedziela, 17 maja 2009

vertigo


lubię porządek w filmach hitchcocka. każda scena jest idealnie zaplanowana. każda blondynka zimna i tajemnicza.

robaki z łatwością przechodzą przez naszą wadliwą moskitierę.

jakie będzie lato?

środa, 13 maja 2009

a do dupy




^ Witkacy z żoną.
oglądaliśmy przedwczoraj egzorcystę. nie wiem jak się uchowałam nie obejrzawszy tego wcześniej. zarzygane dziecko wkładające sobie krzyż do pochwy jest obrazkiem wstrząsającym, nie powiem.

do dupy jestem ja, bo po raz kolejny zmaściłam sprawę. jak tylko coś zależy tylko ode mnie, nigdy to nie wychodzi.

przeczytałam książkę o Witkacym. chyba trochę lepiej go rozumiem. o ile zrozumienie go jest w ogóle możliwe. nie znoszę, kiedy ludzie wlepiają na blogach cytaty, ale nie mogę się powstrzymać:
Nie zabrną me twory
popod żadne strzechy,
Bo wtedy, na szczęście,
żadnych strzech nie będzie.
W ogóle z tego żadnej
nie będzie uciechy,
I tylko świństwo
równomiernie rozpełźnie się wszędzie. (Witkac - Nienasycenie-1930)

wierzajcie lub nie (wy, wyimaginowani przeze mnie czytelnicy bloga), ale zajmowałam się dzisiaj śliniącym się obleśnie dzieciakiem podobnym do Braciszka z Królestwa i nie skrzywiłam się ani razu.

niedziela, 10 maja 2009

okuribito


jaskółki latające całą chmarą wyglądają jak muchy nad rozkładającym się mięsem.

obgryzły mnie nowe buty.

konwalie więdną w słoiku wypełnionym wodą.

mintaj czeka na panierkę.

nie cierpię takich bezsensownych niedziel.
***
okuribito - departures.
rzecz o facecie, którzy rzuca wiolonczelę i zaczyna pracę jako "encoffiner".
nigdy nie zrozumiem Japończyków.

***
w bunkrze sztuki jest ciekawa wystawa. zdjecia witkacego. jego autoportrety i on jako model. wystawa nosi tytuł "psycholizm" i sprawiła, że mam ochotę wybrać się do zakopanego.
warto jeszcze zahaczyć o "archiwum centralne" na żółkiewskiego, czyli wystawę zdjęć pochodzącą ze zbiorów różnych archiwów państwowych i prywatnych. zdjęcia mienia żydowskiego skonfiskowanego przez nazistów w pradze, zdjęcia ślubne, z polowań, z międzywojnia, wojnia, poznania 56...

środa, 6 maja 2009

o festiwallach w krakowie

na wstepie chce zaznaczyc, ze nie jestem rozrywkowa osoba, wiec nie bylam NA WSZYSTKICH festiwalach, jakie organizowano w krk przez ostatnie 4 lata. jednak ostatnio byłam na dwóch i to był absolutny obciach. jasne, organizatorów stać na wyjebane w kosmos foldery, mapki, biura festiwalowe. jest mnóstwo wystaw i miejsc, gdzie można oglądać filmy. jest nawet zainteresowanie, bo zawsze znajdzie się jakiś snob, który stwierdzi, że dobrze gdzieś się pokazać, albo jakieś naiwne dziecko, które wczoraj zaczęło robić zdjęcia i uważa, że jeśli zdjęcie jest zamazane, to jest zajebiste. o co mi chodzi? o bezczelność z jaką traktuje się widza/zwiedzającego/amatora sztuki w tym mieście.
Made In USA Godarda obejrzałam w Pauzie siedząc na jakiejś dziwnej sofie, na tycim ekranie, który zniekształcał format filmu oraz z napisami polskimi, ledwo widocznymi, na samym dole. w dodatku na seansie było mało osób, a organizatorzy stwierdzili, że to super, że tak mało ludzi, bo przecież kino offowe nie jest dla wszystkich, więc przychodzi tutaj sama elita.za tą przyjemność zapłaciłam jak za normalny bilet do kina.15 zł.
kolejna scenka rodzajowa.
dzień:wtorek* (pierwszy dzień festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie)
miejsce akcji: klub caryca na wielopolu.
event: wystawa fotografii jakiejś p. Oli. wernisaż.
przedmioty pokazywane: 6 słabych zdjęć (słownie: sześć).
atrakcja wieczoru: obserwowanie ludzi, jak gromadzą się wokół stołu z żarciem i wyjadają chleb ze smalcem w tempie b. szybkim.
*tego dnia byliśmy jeszcze na dwóch wernisażach w pięknym psie i w jakiejś galerii, która była wielkości spiżarni w domu mojej cioci na wsi. liczba ludzi w stosunku do poziomu prezentowanych zdjęć była nieproporcjonalnie duża.

niedziela, 3 maja 2009

wino truskawkowe

na pokazie przed premierowym. czekalam na ten film dwa lata. chyba się nie zawiodlam. klimat "opowieści galicyjskich" został zachowany. a gdyby film był z czech, krytycy pialiby z zachwytu. motywów kiczowatych i tak było mniej niż w przeciętnej polskiej produkcji.

mam od słońca czerwone policzki.

kazde miejsce, w którym dłużej zabawie, staje sie nie zniesienia.