niedziela, 22 listopada 2015

enjoy the ride

wsiadlam do samochodu pedzacego z maksymalna predkoscia w strone przepasci.

poniedziałek, 16 listopada 2015

ocean pelen kul do kregli

za duzo czasu spedzam na analizowaniu niekonsystentnych zachowan innych ludzi.
w sumie co za roznica dlaczego robia to co robia jesli oni sami nie czuja sie w obowiazku wyjasniac i tlumaczyc? dlaczego to akurat ja mam rozkladac na czynniki pierwsze ich decyzje, ktore nie wydaja sie miec najmniejszego sensu i dopowiadac sobie teorie, ktore stawiaja mnie zawsze w niekorzystnym swietle?nie wiem komu to sluzy, ale na pewno nie mnie.


 jestem od teraz w bardzo powaznym zwiazku. z moja druga praca magisterska. moj maly maszkaronik. parszywy kaleka z powylamywanymi nogami.kocham i nienawidze. mam ochote zmienic sobie status zwiazku na fejsie.


w sumie tlumaczy to moja pasywna postawe wobec kolejnego bukietu kwiatow. pomysle o tym jutro. albo w ogole w grudniu.


obejrzane: suddenly, last summer w klasycznej adaptacji z lat 50tych. liz taylor jest tam troche zmanierowana i mowi zbyt wysokim glosem. montgomery clift jest tylko tlem.  ale dla katherine hepburn zjezdzajacej winda warto przecierpiec pare przydlugich monologow. tylko chcialabym zobaczyc to kiedys w wersji nieokrojonej przez amerykanska cenzure, bo szokujace rozwiazanie w obecnym ksztalcie poki co jest tylko meczace i rozczarowujace.









niedziela, 8 listopada 2015

let it happen

mam juz dosc szarpania sie i zgrywania czlowieka madrzejszego niz jestem. pije melise litrami i staram sie utrzymac moje paranoje na niskich levelach pamietajac, ze 90% z tego, co przechodzi mi przez glowe to nie sa prawdziwe informacje zebrane dzieki moim zmyslom, ktore jak wiemy nie sa nieomylne. ta wiekszosc to moje fantazje na temat tego co ktos mysli, pamieta i czuje. na temat tego co bedzie za chwile albo jutro.

wtorek, 3 listopada 2015

znikniecia i powroty

przytrafilo mi sie cos, czego bardzo kiedys chcialam w momencie, w ktorym najmniej tego potrzebuje.

w halloween wstal z martwych koles, z ktorym umowilam sie na wyjazd do monachium w styczniu 2013 i ktory nigdy sie tam nie pojawil. spotkalismy sie po raz pierwszy na zywo przez absolutny przypadek okraszony ironicznym chichotem losu na ulicy w rio de janeiro w sobotnia noc. a wcale nie chcialam byc wtedy w lapie...rozmawialismy do 4.30.

na zawsze zapamietam jego mine na moj widok. nigdy jeszcze nie bylam swiadkiem jak szczeka doslownie opada komus do podlogi. ja wiedzialam przynajmniej, ze on tu mieszka. on byl w szoku.

i tylko nie wiedzialam co powiedziec czlowiekowi, ktory zmaga sie z wyrzutami na temat sprawy sprzed prawie 3 lat, o ktorej nawet nie pamietam.  a jesli o niej pamietam to tlyko dlatego, ze dzieki jego niedojrzalemu zachowaniu ja bylam w stanie uswiadomic sobie czego chce i na co mnie stac.


moj eksperyment wreszcie zaczyna dzialac.