czwartek, 31 grudnia 2015

remanent

zadnych postanowien w tym roku. chcialabym tylko kontynuowac prace nad soba i byc moze za rok byc troche lepszym czlowiekiem. i bac sie mniej.

bilans koncoworoczny jest zerowy albo na bardzo malym plusie...
na plus:
- doktorat jakos idzie do przodu
- przeprowadzilam pierwszy w zyciu eksperyment w laboratorium
- udalo mi sie w koncu zerwac nieprowadzaca do nikad relacje z T. (podczas jednej z rozmow tzw. koncowych uslyszalam, ze jestem inflexivel i bede przez kolejne 5 lat sama...ale ok, ludzie przyparci do muru zwykli mowic rzeczy wstretne)
-  zblizylam sie do ludzi tutaj i te relacje daja mi swego rodzaju oparcie, kiedy czuje sie samotna
- udalo mi sie poczuc finansowy grunt pod nogami
- przestalam sie torturowac sprawa Joaquima
- moja nemesis wyprowadzila sie (chyba) z Brazylii
- moj portugalski umozliwia mi  lepsze odnajdywanie sie w sytuacji

na minus:
- wyniki mojego eksperymentu sa  warte rozbicia o kant metaforycznej dupy
- mimo wiekszych przychodow nie udalo mi sie podrozowac prawie wcale i odkrylam, ze znow zaczelam sie obawiac samotnych podrozy i czekac na okazje podrozowania z kims, co naturalnie wydluza , a nawet blokuje caly proces decyzyjny i wykonawczy
- mam wrazenie, ze w ogole nie jestem kreatywna i nie bede w stanie skonczyc doktoratu, napisac zadnego interesujacego artykulu o tym pierdolonym szwajcarskim eseju nie wspominajac
- wpuscilam do swojego zycia pare toksycznych osob, ktorych pozbywanie sie bedzie mnie kosztowalo sporo energii emocjonalnej


wczorajszy dzien spedzilam najpierw aktywnie z moimi wspollokatorkami: myslalam, ze zwymiotuje z wysilku podczas wspinaczki na gore Dois Irmaos. a potem spotkalam sie z najblizszymi znajomymi tutaj w Botafogo. F. tam byl przez przypadek, G. nie pojawil sie tam specjalnie.
i dlatego dzisiaj obudzilam sie z kacem. a wieczorem festa do fim do ano. wystawna. w muzeum sztuki nowoczesnej. nie mam najmniejszej ochoty isc. dlaczego zamieszkalam w najbardziej imprezowym panstwie na ziemii?

wtorek, 22 grudnia 2015

scio me nihil scire

ciekawe dlaczego mama rogerio mnie nie lubi. moze dlatego, ze jestem z polski? albo jest cos w moim wygladzie co przypomina jej jakas negatywna postac z jej przeszlosci? zawsze traktowalam ja z szacunkiem dlatego nie wiem o co moze jej chodzic. coz, pozostaje mi udawac, ze absolutnie nie zdaje sobie z niczego sprawy. czyzby chodzilo o sprawe sprzed prawie 2 lat? nieeee, to przeciez niemozliwe.

rio mnie roztapia w swoich wnetrznosciach. czuje sie jakbym byla w brzuchu jakiejs zyjacej istoty, w trzewiach. wilgotne i lepiace sie uczucie. wieloryb? a moze wielka małpa? a propos małp. czasami wspinaja sie po drzewie, na ktore patrze zaraz po przebudzeniu. skrzecza do siebie, bo zawsze poruszaja sie w stadach. zabawne, denerwujace, malutkie, slodziaszne. podobno nieendemiczne

w tym roku postanowilam pozbyc sie zludzen pod tytulem "potrafie zorganizowac polskie swieta w brazylii". zeszly rok udowodnil, ze nie ma to sensu. pierogi i kapusta nie smakuja tak samo dobrze w 40stopniowym upale. pieczenie piernika dla osob, ktore wola panettone z czekolada rowniez mija sie z celem. dlatego w tym roku zrobie tylko pierogi ze szpinakiem w sosie cztery sery. na modle brazylijska. przypominac beda ravioli, ale przynajmniej ktos je ze mna zje. panettoni juz kupione.


ponadto pozbylam sie dzisiaj niemal tysiaca reali w ostatnim czasie na swiateczne prezenty, a i tak musze jeszcze znalezc cos bialego na sylwestra. tak, tutaj ludzie ubieraja sie zazwyczaj na bialo, bo podobno przynosi to szczescie. a ja nie mam nic bialego. znaczy nic nowego bialego. ergo w ogole nie mam sie w co ubraac.


moze powinnam zaczac podsumowanie 2015. nie udalo mi sie przelamac odwiecznego kregu. blednego kola znanego szerzej jako "ktos lubi mnie, ale ja lubie kogos innego i ten ktos nie lubi mnie, bo lubi X albo nie jest gotowy albo cholera wie i w zasadzie to powod nie jest istotny". nie wiem czy mam jeszcze nadzieje na to, ze kiedys sie to odmieni. 

poza tym odkrylam, ze im jestem starsza tym mniej mam cierpliwosci do innych. to mnie kiedys zgubi...



nie moge uwierzyc,ze za rok bede miec 30 lat. nie miesci mi sie to w glowie. to jest sen, nieprawda i przeklamanie. 


poniedziałek, 14 grudnia 2015

strasznie drazni mnie kiedy ludzie uzywaja slow nie tak jak powinni. kiedy myla ich znaczenie, albo kiedy wyslawiaja sie w sposob dwuznaczny. faszysta ze mnie pod tym wzgledem, chociaz powinno mnie to jebac. i przeciez sama popelniam mase bledow.
+++
nigdy wczesniej nie musialam nikomu powiedziec w twarz, ze to koniec. az do piatku.
bardzo dziwne uczucie i stresujace. i ciezko jest wyjasnic logicznie drugiej stronie, ze "to nie ma przyszlosci", ze "to nie jest cos, o czym mozna kogos przekonac", albo ze "z czasem na pewno sie to nie zmieni". czulam sie troche jak potwor, chociaz wiedzialam, ze robie dobrze nam obojgu.
ale dosc mam juz zbawiania i formowania i frustrowania sie tym, ze zmiany nie przebiegaja tak jak ja sobie tego zycze. tiago jest fajny jaki jest. tylko nie jest dla mnie.
a kto jest? moze nikt. i moze nie jest to problem.
&&&
staram sie napisac esej na sympozjum w szwajcarii. i przekonuje sie o tym, ze jestem osoba bez pogladow. albo z tak zwanego centrum, ktore tak na prawde jest mieszanka centro-lewicowych pomyj. reakcyjny i nerwowy srodek, ktory jest z jednej strony idealistyczny, a z drugiej nie chce zaprzedawac sie zadnej ideologii, bo wie, ze sa szkodliwe. tacy ludzie nie zostaja zaproszeni na sympozja. generalnie czuje sie bardzo glupia i nie wiem jak sobie wyobrazam alternatywe dla wzrostu gospodarczego.
///
sluchane - belle and sebastian
czytane - artykuly nt. geopolityki i ekonomii makro
ogladane - monty python
imprezowane - w MAR i na morro da conceicao. a w sobote ide na festa da formatura rogerio, gdzie zamierzam z umiarem korzystac z open baru oraz towarzystwa inzynierow ze swiezo zdobytymi tytulami.

niedziela, 6 grudnia 2015

The dreamer in her
Had fallen in love with me and she did not know it.
That moment the dreamer in me
Fell in love with her and I knew it

Ted Hughes napisal. Ladne.

Zbudowalam wokol siebie mur. Grubasny, potezny. Z cementu, brzydki w sumie.


niedziela, 22 listopada 2015

enjoy the ride

wsiadlam do samochodu pedzacego z maksymalna predkoscia w strone przepasci.

poniedziałek, 16 listopada 2015

ocean pelen kul do kregli

za duzo czasu spedzam na analizowaniu niekonsystentnych zachowan innych ludzi.
w sumie co za roznica dlaczego robia to co robia jesli oni sami nie czuja sie w obowiazku wyjasniac i tlumaczyc? dlaczego to akurat ja mam rozkladac na czynniki pierwsze ich decyzje, ktore nie wydaja sie miec najmniejszego sensu i dopowiadac sobie teorie, ktore stawiaja mnie zawsze w niekorzystnym swietle?nie wiem komu to sluzy, ale na pewno nie mnie.


 jestem od teraz w bardzo powaznym zwiazku. z moja druga praca magisterska. moj maly maszkaronik. parszywy kaleka z powylamywanymi nogami.kocham i nienawidze. mam ochote zmienic sobie status zwiazku na fejsie.


w sumie tlumaczy to moja pasywna postawe wobec kolejnego bukietu kwiatow. pomysle o tym jutro. albo w ogole w grudniu.


obejrzane: suddenly, last summer w klasycznej adaptacji z lat 50tych. liz taylor jest tam troche zmanierowana i mowi zbyt wysokim glosem. montgomery clift jest tylko tlem.  ale dla katherine hepburn zjezdzajacej winda warto przecierpiec pare przydlugich monologow. tylko chcialabym zobaczyc to kiedys w wersji nieokrojonej przez amerykanska cenzure, bo szokujace rozwiazanie w obecnym ksztalcie poki co jest tylko meczace i rozczarowujace.









niedziela, 8 listopada 2015

let it happen

mam juz dosc szarpania sie i zgrywania czlowieka madrzejszego niz jestem. pije melise litrami i staram sie utrzymac moje paranoje na niskich levelach pamietajac, ze 90% z tego, co przechodzi mi przez glowe to nie sa prawdziwe informacje zebrane dzieki moim zmyslom, ktore jak wiemy nie sa nieomylne. ta wiekszosc to moje fantazje na temat tego co ktos mysli, pamieta i czuje. na temat tego co bedzie za chwile albo jutro.

wtorek, 3 listopada 2015

znikniecia i powroty

przytrafilo mi sie cos, czego bardzo kiedys chcialam w momencie, w ktorym najmniej tego potrzebuje.

w halloween wstal z martwych koles, z ktorym umowilam sie na wyjazd do monachium w styczniu 2013 i ktory nigdy sie tam nie pojawil. spotkalismy sie po raz pierwszy na zywo przez absolutny przypadek okraszony ironicznym chichotem losu na ulicy w rio de janeiro w sobotnia noc. a wcale nie chcialam byc wtedy w lapie...rozmawialismy do 4.30.

na zawsze zapamietam jego mine na moj widok. nigdy jeszcze nie bylam swiadkiem jak szczeka doslownie opada komus do podlogi. ja wiedzialam przynajmniej, ze on tu mieszka. on byl w szoku.

i tylko nie wiedzialam co powiedziec czlowiekowi, ktory zmaga sie z wyrzutami na temat sprawy sprzed prawie 3 lat, o ktorej nawet nie pamietam.  a jesli o niej pamietam to tlyko dlatego, ze dzieki jego niedojrzalemu zachowaniu ja bylam w stanie uswiadomic sobie czego chce i na co mnie stac.


moj eksperyment wreszcie zaczyna dzialac.











piątek, 30 października 2015

desabafar no halloween

jestem przedziurawiona. na wylot i w wielu miejscach. obejrze zaraz horror, bo odrealniony strach w duzych dawkach pozwala zapomniec o tym, co spedza mi sen z powiek na codzien.

spedza praca i relacje. powroty i znikniecia. rowniez te na zawsze.

mozna sie smiac z ludzi, ktorzy gleboko w cos wierza. koncepcje albo religie. ja nie wiem jak to do konca jest. ale chyba bardziej sklaniam sie w strone "chyba nic po drugiej stronie", bo smierc jest zawsze dla mnie brakiem i nieobecnoscia. 

jaki jest sens dalszego tutaj pisania? nie wiem.
niektorzy uwazaja, ze to, co wypisuje nikogo nie obchodzi, albo ze jest to zalosna forma ekshibicjonizmu. okazuje sie w kazdym razie, ze wchodzi tu wiecej osob niz przypuszczalam.

moze powinnam przestac pisac to, co mysle. moze. zastanowie sie. ale wole chyba porzucic bloga niz zastanawiac sie 10 razy nad kazdym zdaniem i czy aby czasem nikogo nie uraze. a to, ze czasami mam parszywe i niskie mysli? moge sie mylic, ale wydaje mi sie, ze nie jestem jedyna.




 



piątek, 23 października 2015

easy come easy go

dostalam w poniedzialek dwie piekne orchidee. biale z rozowymi cetkami. plakalam ze zlosci, ze mi je wyslano. potem obiecalam, ze bede o nie dbac. a dzisiaj wiatr zwial je z parapetu, spadly na ulice i ktos przechodzac je sobie po prostu podpierdolil przy pelnym blogoslawienstwie mojego portiera, ktory wszystko widzial. nadal placze ze zlosci. na siebie, na tego, kto mi je dal, na idiote, ktory pracuje tu na recepcji, na to, ze nie umialam powiedziec w niedziele T., ze to definitywny koniec i zostawilam decyzje jemu naiwnie wierzac, ze bedzie w stanie ustanowic jakis limit.


co mam?
wstretne uczucie przeciazenia w zoladku i w glowie
zahamowania spoleczne jak dziecko z autyzmem
manie oszukiwania samej siebie, ze potrafie wejsc w relacje z drugim czlowiekiem
21 osob zarejestrowanych na eksperyment

czego nie mam?
mózgu
osobowosci
99 osob zarejestrowanych na eksperyment
orchidei










sobota, 17 października 2015

wiem, że mnie podglądasz. rio, 17 października

wczorajszy dzień okreslono jako najcieplejszy w roku i jeden z trzech najcieplejszych dni w ciagu ostatnich stu lat. upal zwalil mnie  z nog do tego stopnia, ze utknelam w domu, polozylam sie plackiem i nawet nie staralam sie zebrac mysli. pozwolilam, zeby fale goraca wdzieraly sie do pokoju i pozostalam tak az do zmroku.

od 5 dni codziennie uprawiam sport. i zauwazylam, ze musze zmienic troche diete, bo brakuje mi sily. zwlaszcza wieczorem.


a moze to to nagle ozywienie w moim życiu towarzyskim? przyczajam sie i analizuje. moze zbyt wnikliwie z reszta. ale staram sie nie inwestowac.

a propos diety. w te upalne dni absolutnie nie mam ochoty jesc niczego ciezkostrawnego ani cieplego. wiec wstapilam ostatnio na salatke z mango, salaty i orzechow nerkowca. spedzilam w restauracji 18 minut i przez caly ten czas w myslach staralam sie usprawiedliwic siebie i moj wybor dotyczacy jedzenia. tzn. czulam, ze jako jedyna na sali nie zmowilam miesa i ze kelnerzy maja mnie albo za biedaka albo za dziwadlo na diecie (dwa razy mnie pytali czy na pewno nie chce oliwy do tej salatki....). wiec bite 18 minut rozgrywalam debate oksfordzka sama ze soba na temat tego dlaczego warto jesc salatki. paranoja. dopiero jak zaplacilam zdalam sobie sprawe z tego jak zmarnowalam ten czas. i nikt mi go nie zwroci.

obejrzane: whiplash - zaskakujaco blady. znaczy fajny montaz, ciekawie zagrane, ale...nie wiem, moze to nie byl wieczor na filmy o walce na charaktery i wytrzymalosc.
oslo, 31 sierpnia - w  dialogach uslyszalam siebie i swoich znajomych. i do konca trzymalam kciuki za glownego bohatera. ciekawa kontynuacja re-prise.
the farewell party - film o grupie starszych ludzi, ktorzy dokonuja litosciwej eutanazji na znajomych blizszych i dalszych. w ramach festiwalu rio i zmusil mnie do myslenia "a co jesli,,,a co kiedy" na niewygodne tematy.




piątek, 9 października 2015

mind games

mam wrazenie ze ten tydzien mnie wybebeszyl.

wykrecil na druga strone.

miedzy seria spotkan o wiekszej lub mniejszej sile razenia staralam sie przezyc remont oraz przygotowac probe mojego eksperymentu. przezylam. kosztowalo mnie to tyle nerwow, ze moj mozg jest gladki jak ekran tego kompa a z facetami bilans jak zwykle na koniec wynosi zero. chociaz byly momenty, ze zblizal sie do 3.

w rio zaczal sie festiwal filmowy. moze uda mi sie zobaczyc cos jeszcze. poki co tylko California produkcji brazylijskiej. bardzo fajny, o dorastaniu. chociaz tyle razy sie to widzialo, temat zawsze aktualny. i fantastyczna sciezka dzwiekowa.

pytanie na kolacje:
co poczac z ogromnymi pokladami strachu i niecheci, ktore chociaz skierowane sa w strone innej osoby, byc moze tak naprawde dotycza mnie samej?

sadzilam ze jak sie obroni, zniknie mi sprzed oczu i nigdy wiecej jej nie zobacze. a tymczasem wydaje sie,ze testuje moja wytrzymalosc. albo najzwyczajniej w swiecie szpieguje zanim wyjedzie.

brrr

i jeszcze cos. dlaczego jednostki najbardziej problematyczne wydaja mi sie najatrakcyjniejsze?

i na absolutny koniec: czy ja manipuluje ludzmi? zawsze sadzilam, ze nie jestem do tego zdolna. ale ...

 

sobota, 3 października 2015

najpierw o festiwalu, gdzie ktos w tlumie pozbawil mnie portfela i wprowadzil w stan paniki. blokowanie karty do bankomatu w srodku nocy w brazylijskim banku nie nalezy zdecydowanie do moich ulubionych czynnosci.
widzialam polowe faith no more, ktorzy wygladali jak banda skretynialych hipisow i smecili okropnie. potem przenioslam sie na scene elektro , gdzie lokalni dje dawali sobie niezle rade i gdzie publika byla znacznie przerzedzona. a na koncu obejrzalam jedna piosenke w wykonaniu slipknota.  byla ona od poczatku do konca tym czego mozna oczekiwac po piosence slipknota. nic ciekawego.

eh...a portfel byl ladny i nowy i w kwiatki...

jasne, ze moge sie dostosowac....moge probowac
ale nie wierze, ze moge sie zaprzyjaznic z moimi nowymi wspollokatorkami. i slowo daje, jeszcze jedna dyskusja w kuchni na temat tego jak to depilacja jest symbolem kobiety zniewolonej przez mezczyzn, albo na temat faveli i jej pokrzywdzonych mieszkancow a wybuchne....

a w ogole to poprawnosc polityczna zaklada, ze slowa favela sie nie uzywa. w cenie jest pojecie: comunidade ....

czwartek, 24 września 2015

pretensjonalny wieczor z frances ha

bardzo łatwo się utożsamić. kto nie miał w swoim życiu okresu kiedy pracował w dziesięciu miejscach naraz za byle jakie pieniądze, żeby udowodnić sobie i innym, że jest samowystarczalny? ok, niektorzy nie musieli. ja musiałam. aż wszystko stanęło na głowie, zrobiłam to czego nie powinnam była, pojechałam tam, gdzie nie powinnam była i pracowałam tam, gdzie wydawało się, że też nie powinnam była. to była moja własna learning curve, która trwa po dziś dzień, więc kiedy zobaczyłam frances, która kelneruje i żyje na walizkach poczułam, że to o mnie. bo ja też nie wiem co będzie. robię sobie to, co mam robić, ale też jestem ciągle w dwóch/trzech walizkach. nie mam korzeni.


idę jutro na rock in rio. odbywa sie do dwa lata. jutro, chociaz to dzisiaj gra system of a down i queens of the stoneage....mam bilety za darmo a mimo to wydam miliony monet. bo jest to bardzo zle zorganizowany festiwal. 
niewazne. nienawidze siebie kiedy narzekam . na rio, polske, pogode. fuck. 


these foolish things.






piątek, 18 września 2015

fejsbukowy nacjonalizm

gdzie kazdy czuje ze musi zajac jakas pozycje bo jak nie to...


mam dosc tej kultury opowiadania sie po ktorejs ze stron. nie wiem. taka jest odpowiedz na pytanie, ktore stawia mi moj feed na facebooku. nie wiem czy jestem za islamizacja europy. bo byc moze jest to zle postawione pytanie.

to tak jakby oceniac przedwyborcze reportaze tvn 24 z perspektywy australii, gdzie wlasnie wybrano nowego premiera. na usta cisnie mi sie: e ae? czy ktos w tym facebookowym feedzie analizuje ten problem z jakiejkolwiek szerszej perspektywy niz krzeslo, na ktorym siedzi?

jestem zmeczona. mam kupic ruletke w ten weekend, zeby byc moze w przyszlym tygodniu zorganizowac probe generalna mojego eksperymentu. na ludziach. zywych ludziach. nie, wcale sie nie denerwuje. po prostu rwe sobie wlosy z glowy i nie moge spac.

skonczylam 4 czesc millenium. ssie. pod koniec zmienia sie w tzw page turner, ale nie pomaga to w stlumieniu przeczucia, ze te postaci zaslugiwaly na cos lepszego.
***
ten moment zwany mala smiercia.  pierwszy raz zdarzylo mi sie, ze plakalam... i stalo sie tak dlatego, ze czulam, ze mam prawo przezywac to, z osoba, ktorej nie chce wyrzucic z pokoju zaraz po. eh.




czwartek, 10 września 2015

ciesze sie, ze u ciebie tez wszystko w porzadku.

 tym razem wyjazd byl ciezszy. kiedy w styczniu 2014 zmierzalam do brazylii, bylam przestraszona, ze sie nie uda, ale wiedzialam, ze jesli sie nie powiedzie, zawsze moge wrocic. nawet za 3 miesiace. ale teraz wyjezdzalam wiedzac dokladnie do czego wracam, jak ciezko bedzie i bez wiadomej daty powrotu, ktora moze rownie dobrze przeciagnac sie do jakiegos czerwca 2016... (oh no). poryczalam sie na lotnisku jak hobbit.


po tej stronie zaczelo sie jak nowy sezon serialu o superbohaterach. nowy sprzet, stare problemy.

w moim nowym mieszkaniu panuje burdel nie z tej ziemii i nie wierze, ze to pisze, ale to ja jestem inicjatorem zmian, nowej organizacji i ogarniania. ale wcale nie czuje sie jak jakis steve jobs. tylko jak persona non-grata, ktora zaburza jakos funkcjonujacy do tej pory nieporzadek.

poza odgrywaniem roli inspiratora, czytam tez 4 czesc Millenium napisana przez nowego autora. nie jest taka zla. ale bynajmniej nie jest warta tego, zeby zarywac dla niej noce, co przeciez zdarzalo mi sie przy trylogii. w ksiazce klebi sie jakies milion mniej lub bardziej wiarygodnych postaci spelniajacych role szczebli, po ktorych glowni bohaterowie wspinaja sie na szczyt piramidy. i cos mi mowi, ze na samej gorze moze sie okazac, ze widok nie wynagradza naszego kilkusetstronnicowego wysilku (oh no).

a zdj powyzej z" golebia, ktory usiadl na galezi" roya anderssona. podobal mi sie, choc wieksze wrazenie wywarl na mnie "do ciebie, czlowieku". scena, ktora widac na zdj pochodzi chyba z najmocniejszego epizodu. do srodka metalowego bebna wchodzi grupa czarnoskorych niewolnikow. zaraz jeden z zolnierzy roznieci pod nim ogien a ludzie w sroku zaczna biec. ich ruch (?)  wytworzy melodie, ktora napawac sie bedzie grupa kolonizatorow w podeszlym wieku. ciekawy komentarz do obecnie rozgrywajacej sie dyskusji na temat ruchow migracyjnych w Europie.



czwartek, 13 sierpnia 2015

the art of dolce far niente

bo odpoczywac trzeba umiec. wynajduje sobie mase zadan, ksiazek do czytania, nie moge spoczac. bo...
1. zaczne myslec o TEJ rozmowie sprzed mojego wyjazdu. i dorabiac ideologie do czegos, co juz zostalo sklasyfikowane dawno temu jako nic waznego. i zacznie mi byc smutno i przykro i bede miala wyrzuty sumienia. eh...
2.  zaczne myslec o tym, ze kiedy ja siedze tutaj i moja praca nie posuwa sie nawet o akapit do przodu, inni sie bronia. a ja nie mam bladego pojecia jak zrekrutowac ludzi do eksperymentu. kurwa jego mac.


wiec robmy, czytajmy, biegnijmy, rowerujmy. az do zadyszki.

czytane jest: ojcobojca - m. pollack. klasyczny przyklad tego, ze kiedy uwielbiasz styl pisarza zainteresuje cie wszystko, co napisze. kto by pomyslal, ze fascynujacy wyda mi sie proces sadowy z 1928 rozgrywajacy sie w Tyrolu? nie, nie jest to kryminal. to reportaz.
pochwala macochy - vargas-llosa. moje drugie podejscie do tej ksiazki wynikajace z tego, ze zauwazylam niepokojaca ilosc ksiazek na mojej polce, ktorych nie doczytalam do konca. jestem w polowie i mysle, ze jest to nie tylko ksiazka o perwersjach ludzkiego ciala, o zmyslach i szokujacej seksualnosci, ale o tym, ze kiedy wszystko wokol wydaje sie szalone i niedoskonale, bohaterowie skupiaja sie na mikrokosmosie swoich cial, na ich sekretach, ciemnych zakamarkach. i kiedy juz wydaje mi sie, ze rozkminilam zamysl filozoficzny autora, mam ochote rzucic ksiazke w kat...ale jakos czekam na deus ex machina. zostalo mi 100 stron, ma jeszcze szanse.

poniedziałek, 27 lipca 2015

miec i nie miec. egzystencja jako produkcja smieci.


zaczelam wczoraj przymiarki do mojej wyprowadzki i rychlej podrozy. wyrzucilam kilka kilogramow smieci, oraz z radoscia odkrylam kilka dawno nie widzianych przedmiotow, ktore ukrywaly sie za szafami i pod stertami artykulow naukowych.

mam odziedziczony po ojcu syndrom chomika. nie potrafie sie rozstac z rzeczami. wszystko wydaje mi sie jeszcze do czegos nadajace sie. albo majace duza wartosc sentymentalna. czy to nie frapujace, ze mniejszym kosztem jest dla mnie obrastanie w rzeczy niz wyzbywanie sie ludzi z mojego zycia?

 w ekonomii behavioralnej chomiczenie mozna wytlumaczyc tzw. endowment effect, czyli wieksza wartosc ma dla mnie rzecz, ktorej jestem wlascicielem, niz ten sam przedmiot, kiedy wystepuje w roli potencjalnego nabywcy.

na ile przedmiotow rozciagamy i projektujemy codziennie swoje ja? na stare bilety do kina, na ksiazki, na pocztowki, na pekniete kubki. a na ile osob?

leblon jest tragiczny. zeby pojsc do baru z wloskimi przystawkami musisz czuc sie i wygladac jak ktos kto zarabia co najmniej 6tys reali miesiecznie. po czym, gdy juz odstoisz swoje w kolejce, zdajesz sobie sprawe, ze wcale nie bylo warto. ze wszyscy sa nadeci mega nadeci i , ze zamiast skupic sie na rozmowie, zajmuja sie skanowaniem tlumu albo telefonicznych aplikacji w poszukiwaniu atrakcyjnych twarzy, albo lepszej imprezy.


w takich wypadkach chce tylko wylaczyc mozg i patrzec na morze.




piątek, 24 lipca 2015

generique

slucham milesa davisa. to jedyna muzyka, ktora ma sens w sercu piatkowej nocy, bo przywodzi na mysl winda na szafot i te slynna sekwencje, w ktorej jeanne moreau blaka sie po polach elizejskich. nie pamietam wlasciwie dlaczego ona tam jest. chyba kogos szuka. i cala scena jest ledwo namacalna i bardzo oniryczna.
i to jestem ja. nie tak piekna jak jeanne. ale to o mnie.

rzeczywistosc mi sie rozlazi, przemyka przez palce.i zdaje sobie sprawe z tego, ze kazda z tych notek musi byc niesamowicie nudna, bo jestem jak jakas niedorobiona postac z wczesnych filow jarmusha. przechodze od sceny do sceny bez planu. akcja brnie do przodu, ale na koncu nie bedzie ani moralu, ani happy endu, ani nawet tragicznej smierci (zapewne, bo statystycznie to malo prawdopodobne). kamera przejdzie od jednego kadru do drugiego. albo w ogole kaze nam spogladac na wyrzucona na brzeg gigantyczna plaszczke.



niedziela, 12 lipca 2015

resistance

Czy kazdy ma swoja nemesis?Pewnie juz wszyscy z tego wyrosli...Ok, ale ja mam nadal. I zawsze sadzilam, ze bedzie to osoba, ktora bede tak podziwiac, ze az jej nie znosic. Ale nie, jest to ktos, kogo po prostu nie trawie i nie jestem w stanie pojac jak to mozliwe, ze swiat jeszcze nie przejrzal na oczy...

zastanawiam mnie jak skutecznie bronic sie przed stresem. w czwartek mialam spotkanie, ktore wypadlo zaskakujaco dobrze, ale ktore wyczerpalo mnie psychicznie do tego stopnia, ze nie moglam spac. od kilkunastogodzinnego napiecia uwolnila mnie dopiero jakas niezdarna proba medytacji do pseudorelaksujacej muzyki i lezenie krzyzem. sluchanie odglosow ruchliwej rua das laranjeiras i powolne roztapianie sie w nich. tak zeby nie wracac do wydarzen minionej doby i wszystkuch momentow w moim zyciu, kiedy czulam, ze musze cokolwiek komukolwiek udowodnic.
bo nie mam pojecia dlaczego, ale ciagle czuj,e ze prawie kazda interakcja dla mnie zaczyna sie na poziomie -1. i musze zrobic wszystko, zeby zasluzyc na szacunek osoby, z ktora rozmawiam. nie skompromitowac sie. moze to dynamiczne zycie, ktore wiode nie jest dla mnie?moze czulabym sie szczesliwsza w jakims powolnym rytmie na obrzezach wydarzen. a moze po prostu powinnam spiac dupe i brnac dalej.

piątek, 3 lipca 2015

Nigdy nie sadzilam, ze slowo "znaczacy" bedzie dla mnie tak znaczace. Wreszcie moje badania cos wykazaly. Moj eksperyment zadzialal i teraz srru do laboratorium.  Robic badania na ludziach i jest to najtrudniejsza i najbardziej emocjonujaca czesc tej calej zabawy, ktora, poki co, jest moim planem na zycie.

Znacie to?
Decydujecie sie na zmiane o 180 stopni, jakis dreastyczny krok i nikt nie jest za bardzo w stanie przewidziec konsekwencji, wiec spokojnie mozecie zignorowac zbyt ostroznych i przerazonych krytykow. Robicie wiec ten krok w nieznane i nagle uruchamiacie cala skomplikowana machine wydarzen, ktore doprowadzaja was do zupelnie nieprzewidzianego miejsca. I wszystko wydaje sie duzo wieksze niz przewidywalo sie w najsmielszych zamierzeniach. Co ona wygaduje? Ona zostala zapytana czy czasem nie wolalaby robic wymiany w Stanach zamiast w Europie, bo przeciez to wyglada lepiej w CV a oni chca mnie widziec na jakiejs dobrej europejskiej uczelni w przyszlosci, bo przysporzy to prestiżu samej szkole...and suddenly, wtf? Uświadomiłam sobie, że jestem bardziej antyamerykańska niż przypuszczałam.

mysle: o tym jak dokonac przeprowadzki, co zabrac do polski, jak przeprowadzic moj kolejny eksperyment, gdzie pojechac, kogo odwiedzic w ojczyznie, jak schudnac, jak sie nie przejmowac tym, ze w porownaniu do wszystkich osob ktore tu znam wypadam na jakies piramidalne dziwadlo

slucham: radia z moja wspollokatorka, ktora bedzie miala rozmowe o prace o polnocy i boi sie ze zaraz zasnie (23.31)






niedziela, 28 czerwca 2015

Kiedy ktoś prosi mnie o porównanie Brazylii do Polskli, albo wyrażenie opinii w imieniu grupy (Co Polki sadza o ...?Co kobiety sądzą o....? Co Europejczycy myślą na temat....?) plączę się w zeznaniach i nigdy nie wiem co powiedzieć.

Nie lubię wypowiadać się jako część większej całości.


Dlatego to trochę obłudne z mojej strony, ale mam ochotę stwierdzić, że ludzie, a zwłaszcza mężczyźni boją się samodzielności i samowystarczalności. Ja też się bałam, bo wydawało mi się dawniej, że oznacza to przyznanie, że istotnie bywa tak, że nasze sprawy są tylko naszymi sprawami, że czasami nikogo nie obchodzi, co się z  nami dzieje, bo ludzkość jest zajęta i ma ważniejsze sprawy na głowie.

Ostatnio miałam sytuację, że wstydziłam się przyznać, że byłam gdzieś sama, żeby nie wywoływać reakcji: jakie to smutne, przykro mi, ale jak to?

Dlaczego mam czekać aż układ gwiazd na firmamencie będzie korzystny, żeby móc coś zrobić na co mam ochotę? Albo mam gotować się na śmierć kiedy zachoruję i jestem zbyt daleko od domu, żeby moja mama podała mi talerz gorącej zupy i zmierzyła temperaturę? Przemawia przeze mnie być może resentyment, ale gotuje się we mnie kiedy widzę, jak ludzie sobie odmawiają przyjemności, bo nie chcą czegoś zrobić z pojedynkę.

Z drugiej strony. Czy ja przypadkiem nie odmawiam sobie zrobienia czegoś z kimś, bo boję się o to poprosić albo przyznać, że bycie w pojedynkę wcale nie jest takie przyjemne każdego dnia i o każdej porze?


sobota, 20 czerwca 2015

cycles and circles

czas ma strukturę kołową. kiedy już wydaje ci się, że idzie do przodu, tak naprawdę przechodzisz znów przez te same drzwi. i przeciez wiem o tym od dawna, dlatego moje zeszlotygodniowe zalamanie mozna wytlumaczyc chyba tylko pms-em i zblizajacymi sie poniedzialkowymi deadline'ami. i tym, ze zawsze jest jakies mimo wszystko.
 

moje wspollokatorki sa gdzies w swiecie. a ja siedze tutaj, pisze,ucze sie (tak naprawde aktywnie prokrasytnujac) i zajmuje sie cudzym kotem.marzne tez. nie o takie zimne rio walczylam. 15 stopni w nocy i 20 w dzien - oto brazylijska zima. najgorzej jest kiedy pada i cala ta wilgoc wdziera sie przez szpary w oknach zupelnie nieprzystosowanych do chronienia przed chlodem. ciekawe co robia kolibry w taka pogode? lataja jeszcze szybciej zeby sie ogrzac? hibernuja? leca na polnoc?







sobota, 13 czerwca 2015

rozklejam sie jak zle zlepiony pierog.
mozna udawac przez wiele miesiecy z rzedu, az w koncu wraca....

do pewnych rzeczy powinnam juz przywyknac. czas najwyzszy pomyslec o przyszlosci w pojedynke. moze jakis fundusz, jakis plan. lekcje robotek recznych.

niedziela, 7 czerwca 2015

przecena

psychologia potwierdza, ze zawsze przeceniamy wplyw przyszlych wydarzen na nasze emocje. pewnie to samo dzieje sie teraz ze mna. wyobrazam sobie fajerwerki w polsce a przeciez bedzie to w wiekszosci codziennosc i na pewno po tygodniu bedziemy sie juz klocic, bo sie od siebie odzwyczailismy.


bylam w piatek na koncercie jazzowym w faweli. event stworzony z mysla o obcokrajowcach, ktorzy moga sobie przyjsc i poogladac brazylijska biede a przy okazji dobrze sie bawic bez wyrzutow sumienia. moga poklepac sie po plecach i powiedziec sobie, ze kupujac kolejne piwo za 15 reali pomagaja lokalnej spolecznosci....


12 czerwca sa walentynki tutejsze. taka ciekawostka.

obejrzane: miss julie, zgadnij kto przyjdzie na obiad i jonathan strange and mr. norrell
czytane: adriana lisboa - sinfonia em branco (jak to mozliwe,ze jeszcze tego nie przetlumaczyli na polski?)
martwione sie: feeria wszelkich mozliwych klopotow i dylematow glownie zwiazanych z tym, ze musze szukac nowego mieszkania a jest to jedna z najmniej lubianych przeze mnie czynnosci i nigdy nie wiem czy to juz? czy dopiero za chwile?



niedziela, 31 maja 2015

If I only had a brain

co ja kurwa wyrabiam?

ciagle zapominam o tym, ze lepiej czasami nie robic nic niz robic, cos czego tak naprawde sie nie chce.albo chce sie w niewielkim tylko stopniu. nuda pcha mnie czesto do naprawde durnych decyzji.

dzisiaj spytano mnie co chce robic w przyszlosci. mam jakis mglisty plan, co jak na mnie jest juz naprawde duzo. i oczywiscie mnie skrytykowano, ze po co ja chce wracac do europy i po co w ogole jestem w  brazylii, ze wszytsko to wymyslilam sobie zupelnie na opak. wiem, ze nie powinno mnie to ruszac, bo ludziom latwo przychodzi ocenianie, kiedy nie sa w twojej sytuacji, ale ja mam niska samoocene i jeszcze mniejsza wiare w to, ze mi sie uda. wiec oczywiscie sie zmartwilam.

jasne, w brazylii jest ogromny kryzys. w europie tez. a ze stanami nie chce miec nic wspolnego.i mozliwe, ze moje pomysly sa wiecej niz gowniane...wiec zaczelam ogladac Czarnoksieznika z krainy Oz.

ogladam: The Wizard of Oz
ogladalam: everything by Amy Schumer - uwielbiam ja, nawet w najobrzydliwszych odslonach. oraz wystawe World Press Photo z kolesiem, ktory na bank ma ADHD. wydaje mi sie, ze w tym roku pokazywali troche mniej wojen i konfliktow.
obmyslam: manipulacje, ktore wykorzystam w moich eksperymentach, co bede robic w polsce
ulegam:  bledom poznawczym wszelkiej masci

Let's follow our own yellow brick roads. I niech spierdalaja wszelkie nadete wszystkowiedzace osoby, ktore zawsze czuja, ze musze powiedziec co mysla.



poniedziałek, 25 maja 2015

asymetia

znana tez jako anormalna dystrybucja. problem przy przeprowadzaniu eksperymentow,
szkodliwa w uczuciach.





niedziela, 17 maja 2015

Złe wychowanie

Piszę właśnie kolejny research proposal i oczywiście nie mogę się skupić. I dumam nad różnymi rzeczami.

Z lekkim niedowierzaniem uświadamiam sobie, że jestem singlem od dobrych paru lat. Bynajmniej nie nudziłam się przez ten czas i nie mówię tego w sensie o ja biedna, bo akurat, o dziwo, w tym właśnie kosmicznym momencie mam to gdzieś. Chodzi mi o to, że zgromadziłam trochę doświadczenia i sądzę, że przynajmniej w Rio, ale chyba też na całym świecie, trzeba zmian.
To be fair, moje rozważania są ściśle związane z tym, że F. zepsuł mi cały wczorajszy wieczór i ostatnio pełnię rolę powiernika osoby, która też zauważyła, że ludzie nie respektują w randkowaniu podstawowych zasad etykiety (ani logiki...).

W Rio ludzie rzadko chcą być w związkach, bo rynek jest dynamiczny i dużo osób stwierdza, że zawsze może trafić się coś lepszego. Nie oznacza to, że sobie czegokolwiek przy tym odmawiają. Stosują raczej techniki z rodzaju: 3 sroki za ogon, wilk syty i owca cała i zdecydowanie jedzą chleb z więcej niż jednego pieca. (metawhore mode on!).

Taka sytuacja prowadzi do tego, że często spotykasz się z kimś bez zobowiązań przez jakiś czas, zazwyczaj z więcej niż jedną osobą na raz i w zasadzie tajemnicą poliszynela jest, że znajomości mają charakter chwilowy dla obu zaangażowanych stron. Innymi słowy kiedy wchodzisz na swojego facebooka albo idziesz do jakiegoś klubu często możesz natknąć się na osoby, które znasz w sensie tym biblijnym. Ja nadal nie mogę do tego przywyknąc i wydaje mi się to przedziwne, ale obserwuję moje brazylijskie koleżanki, które podchodzą do tego całkowicie na luzie, bo tak tu po prostu jest. Swoją drogą...czy to nie miłe, że nie prowadzi to do konfliktów, wojen i dramatów? Owszem, o ile zachowa się jakieś zasady etykiety.

Szkoda, że rzadkością jest obecnie, że ktoś nie zniknie nagle bez słowa  w odmętach internetu mimo iż jeszcze chwilę wcześniej deklarował, że jest zainteresowany, że przywita się z tobą na stopie koleżeńskiej a nie będzie udawał, że cię nie zna. Chyba to strach przed konfrontacją napędza tę spiralę. I lenistwo.


Są 24 stopnie a ja marznę z zimna.

A mój research proposal się nie pisze. Bo głupi F. na mój widok wykonał tylko ruch głową i poszedł dalej...Chrzanić go i jego głupi basen.

środa, 6 maja 2015

ma wielkie oczy

itaipava, petropolis, rio, petropolis again. plaze, ulice, punkty turystyczne, masa typowego brazylijskiego jedzenia. i rozciaganie doby do niewyobrazalnych wprost rozmiarow. tak minely mi ostatnie tygodnie.to ciekawe widziec jak rzeczy i widoki , ktore absolutnie rozpalily moja wyobraznie na moja siostre zadzialaly zupelnie inaczej. to, co dla mnie bylo atrakcyjne i egzotyczne i ekscytujace, dla niej okazalo sie zbyt zkomplikowane i niewygodne. ale moze na tym polega roznica, ze ona nie wybrala celu podrozy ze wzgledu na miejsce, tylko na osobe, ktora odwiedzala...na koniec uslyszalam: mieszkasz w pojebanym kraju, ale wyglada na to, ze jakos go ogarniasz.



czasami trzeba obwiescic koniec tysiac razy, zanim okaze sie, ze rzeczywiscie koniec nadszedl. czy to juz?


3 projekty badawcze w zamian za dodatkowe stypendium. czy to uczciwy kontrakt? na poczatku stwierdzilam, ze owszem, by nastepnie przerazic sie iloscia obowiazkow.





czwartek, 16 kwietnia 2015

Jak skontrolowac podswiadomosc?


Zloszcze sie na moja wspollokatorke, ze sie nie szanuje i nadal gada z kolesiem, ktory potraktowal ja w sposob niewiarygodnie wredny. Ja przynajmniej staram sie nie myslec. Ale potem zdarzaja sie poranki takie jak dzisiejsze, kiedy budze sie ze snu, w ktorym robie dokladnie to, co Amanda.


Tak jak sadzilam, przywodztwo jest fatalne. 

I sadze, ze wiem jak smakuje euforia. Smakuje jak bilet do domu.

czwartek, 9 kwietnia 2015

most of all

kolejny semestr bedzie masakra. czytam wlasnie od dwoch dni jeden 22 stronnicowy artykul na temat nowej klasyfikacji teori dotyczacych przywodztwa i chce mi sie rzygac. na poziomie indywidualnym psychologia ma dla mnie wiekszy sens. jest mniej abstrakcyjna.

dochodze do wniosku, ze robienie doktoratu przypomina nieco reality show pokroju big brother. kazda praca, jaka oddaje ma wymiar publiczny, kazdy pomysl i projekt jest dyskutowany w kuluarach. cholernie stresujace. wszyscy chca sobie nawzajem zaimponowac. a ja chce jedynie nie byc postrzegana jako najglupsza na roku...i nie narobic wstydu mojemu promo.

moja siostra przyjezdza za dwa tygodnie. znow bede udawala, ze nie jestem stad, ze tu nie mieszkam i ze wszystko mi jedno. wbrew pozorom nie jest to moj permanentny stan ducha. w ktoryms momencie cos sie zmienia i zaczyna ci zalezec na tym, co ludzie tu o tobie mysla. przynajmniej niektorzy.



obejrzane: wikingowie
bedzie obejrzane: a most violent year
bedzie przeczytane: ten okropny artykul a potem jeszcze 2 inne w podobnym stylu
nie bedzie oceniane: postepowanie innych ludzi. ale, jak spiewa Marina I'd rather walk alone than play supportive role.



czwartek, 2 kwietnia 2015

Leci do Iranu. Do pieprzonego Iranu. I jest to dla mnie tak niezrozumiale i tak niedorzeczne i tak pociagajace, atrakcyjne i ....wrrrrrr Paradoksalnie ten maly fragment wiedzy uzyskany dzieki uprzejmosci facebooka sprawil, ze jeszcze wyrazniej widze jak strasznie mylilam sie kiedykolwiek sadzac, ze gdyby nie okolicznosci, wszystko wygladaloby inaczej. Nie wygladaloby.


Desperacko szukam wiec jakiegos pola w moim zyciu, za ktore nie musze sie wstydzic, ktore daje mi radosc i satysfakcje. I poki co nie znajduje. I mam bardzo zle mysli. Czarne. Takie smoliste jak swiezutki asfalt.

Czasami odpowiedzia na cale zlo tego swiata sa rozowe paznokcie w odcieniu plastic barbie i czekolada. A czasami nie.Teraz nie


piątek, 27 marca 2015

worst week ever

tydzien, ktory zaczyna sie od tego, ze czujesz sie najglupszym czlowiekiem na swiecie. potem jeszcze najsamotniejszym. a na koniec najwstretniejszym, najgrubszym i najbardziej samosieunieszczesliwiajacym.


zastanawiam sie skad wiadomo, ze robi sie wlasciwa rzecz? ze to jest wlasnie to? kiedy wzieli mnie na phd sadzilam, ze cos tam we mnie widza, jakas nadzieje i ze skoro inni twierdza, ze sie nadaje, to moze akurat sie nadaje.

ale teraz ...

postanowilam nie spotykac sie wiecej z t. ostatnio przedstawil mnie prawie calej swojej rodzinie na niedzielnym obiedzie. podano rybe a ja zastanawialam sie przez caly czas: ile jeszcze uda mi sie twierdzic, ze absolutnie nie obchodzi mnie to, ze ten facet czuje do mnie wiecej niz ja do niego?

jest mniej wiecej milion powodow, dla ktorych ja i t. nie mamy sensu ani przyszlosci. ale dwa sa najwazniejsze.jeden z nich mozna sformulowac mniej wiecej w ten sposob: bo bardzo przypomina ten typ czlowieka, z ktorym mialam do czynienia o jakies 5 lat za dlugo.


nawiasem mowiac ta niedzielna ryba byla srednia

a w poniedzialek sadny dzien.

piątek, 20 marca 2015

thank you for smoking/best night ever

pije sobie estrella galicia i przypominaja mi sie europejskie piwa. czasami sobie na nie tutaj pozwalam, ale ze wzgledu na ich ceny, dzieje sie to naprawde tylko czasami. pilsner, ciechan, ciechan miodowy, guinness, paulaner, loffe. nie maja nic wspolnego z tym, co tutaj podaja. chopp przypomina rozcienczone tyskie i zawsze smakuje tak samo. rozni sie tylko temperatura w roznych lokalach. i wielkoscia szklanki. i tym jak szybko zostaje przed toba postawiony na stole.

czuje sie ostatnio jakbym stala okrakiem na dwoch kontynentach jednoczesnie. mysle, ze dbam o podtrzymywanie znajomosci z ludzmi z polski i staram sie tutaj troszke zakorzenic. a jednoczesnie boje sie, ze zostane wchlonieta przez ktorakolwiek z tych stron.dowod? w tym tygodniu mialam dwa bardzo wyrazne sny. pisze wyrazne, bo po przebudzeniu nadal je pamietalam. pamietam je do teraz.

1. bylam w rio, z J. i nie mial dziewczyny i wszystko bylo wspaniale i idealne i tak jak tyle razy chcialam zeby bylo i sie wydarzylo. tylko, ze jednoczesnie dzielilam wszystkie jego wypowiedzi przez pol, bylam bardziej wycofana. jakbym nie chciala zmierzyc sie z tymi deklaracjami, ktore oznaczalyby, ze zmienie cale swoje zycie, porzuce polske i pojade do brazylii (o ironio!).

2. bylam w polsce i otrzymalam informacje, ze dostalam sie na doktorat w brazylii, ale nie mialam kasy, zeby tam pojechac. wiec rozpaczalam,ze nie moge skorzystac z tej niesamowitej okazji i czulam sie jak w wiezieniu.

jest cos fajnego w spotykaniu sie z mlodszym facetem. entuzjazm.

o, i estrella zgasla.


niedziela, 15 marca 2015

mam tyle rzeczy do zrobienia

ze nie wiem od czego zaczac.

przeprowadzenie eksperymentu to jedno - analiza danych to zupelnie inna para japonek.

poza tym kolejna prezentacja...i ARTYKULY. wszystko na poniedzialek.


A za oknem koncert pagode najgorszego sortu. Wokalista nie spiewa, lecz wyje. I ciagle to samo... Nie jestem w stanie trawic a co dopiero myslec.

Nie pomaga tez to, ze ciagle wracam myslami do konwersacji z piatku. Okazuje sie, ze podwojne standardy dla plci w Brazylii sa jak najbardziej zywe i obecne. A kiedy emocje i alkohol biora gore nad rozsadkiem...to chyba juz znak ostateczny, ze status quo jest nieutrzymywalny. and those distractions, those 8 years younger than me distractions...

Jesli tylko przezyje poniedzialek, wraz ze Sw. Patrykiem celebrowac bede wtorek.


sobota, 7 marca 2015

3 dni spedzone w lozku na zmaganiu sie z goraczka zaowocowaly 1 przeczytana ksiazka, 1 obejrzanym filmem i masa nadrobionych seriali. poza tym dowiedzialam sie jak wyglada procedura, kiedy podejrzewaja u ciebie denge. robili mi mase testow, ale ostatecznie chyba stanelo na tym, ze to angina.

wiekszosc z moich ulubionych ksiazek przeczytalam w chorobie. pamietam, gdy jako podlotek zaczytywalam sie w Jezycjadzie siedzac pod koldra w pizamie z goraczka i dopijajac entą herbatę z cytryną. jak plakalam nad zakonczeniem Domu Duchow i Przeminelo z Wiatrem w podobnych okolicznosciach.

teraz jednak odkrywam, ze chory czytelnik nie nalezy do cierpliwych, wiec, kiedy przyszlo mi zmierzyc sie z Drachem - Twardocha, przez wiekszosc czasu polemizowalam w glowie z autorem, narratorem i bohaterami. mialam wręcz ochote ten caly depresyjny, obsesyjny i powtarzajacy sie do znudzenia wszechswiat wziac i rzucic o sciane. moze to znak, ze to dobra powiesc? wzbudzajaca emocje?  czuje, ze czytam teraz zbyt malo (zwlaszcza po polsku), zeby osadzac, ale ten denerwujacy styl pelen powtorzen, to bijace po oczach zadufanie narratora, technika flash forward, ktora wyczerpuje swoja formule po mniej wiecej 5 stronach, by stac sie denerwujaca maniera? albo jeszcze te niekonczace sie drobiazgowe opisy przedmiotow i ulic pozbawione wartosci estetycznej moim zdaniem.
nie moglam oprzec sie wrazeniu, ze chciano wciagnac mnie w historie na zasadzie "a tak, to tam...a tak, to to!" ale ja nie mam do czynienia ze slaskiem, wiec rownie dobrze moge starac sie tutaj wypisywac rzeczy w stylu: kojarzycie ten maly sklep z organicznymi produktami kolo Subway'a z bialymi meblami w srodku i sprzedawca w srednim wieku, ktory nie wychodzi nigdy zza lady? ALBO kojarzycie tę maszynę do kawy z 7 pietra FGV, ktora stoi w poblizu biblioteki i jest mniejsza niz te nowe maszyny, ale kawa jest lepsza tylko, ze kubki sa mniejsze i czesto nie dziala? No przeciez, ze nie kojarzycie.



przeczytane: "Drach" - S. Twardoch
obejrzane: Maleficent (fa-tal-ne), Vikings, Girls, The Returned, Broadchurch, Casual vacancy...
skłamane: lekarzowi w szpitalu...
liczba momentow, w ktorych jednoczesnie czulam sie mlodo i staro: co najmniej 1


sobota, 28 lutego 2015

moze i jestem naiwna, ale wiem, kiedy sie mna manipuluje. szantaz? poczucie winy? dziala.

i kiedy ja wreszcie wznosze sie na wyzyny zimnej logiki, proponuje rozwiazanie umowy za porozumieniem stron poki jeszcze jest jeszcze miedzy nami wzajemny szacunek i sympatia, facet jak to facet sugeruje zebysmy poczekali az ktores znajdzie sobie kogos lepszego...czytaj az on sobie znajdzie.

wszystko sprowadza sie do tego, ze bycie egoista to cos do czego ciezko sie nam przyznac, ale czasem po prostu trzeba.
bo nikt nie zadba o nasze interesy lepiej niz my sami.



piątek, 20 lutego 2015

The things you wanna post on facebook but you never do

1. when you have something really urgent to tell someone and you realize this person is no longer in your life...

sobota, 14 lutego 2015

zaczal sie karnawal. bachanalia. odwrotna strona katharsis, ktora poprzez skonczony hedonizm pozwala nam odkryc prawdziwa nature rzeczy. w moim przypadku widze wyraznie, ze status jaki utrzymuje obecnie jest do wyrzygania i niewart uwagi.


moja wspolokatorka wrocila ze stanow z nowym pomyslem na siebie. to ciekawe, ze chociaz wiem wiele o zawisci, o tym jakie sa jej odcienie, skad sie bierze, co i dlaczego powoduje, nie moge sie powstrzymac, by jej nie czuc. 


sprawdzajaca sie przepowiednia.




piątek, 6 lutego 2015

Burning questions

Dlaczego nie celebrujemy swojego zdrowia codziennie?
Badania nie wykazaly niczego powaznego, wiec swietowalam, bo ostatnie dwa tygodnie z tylu glowy budowalam rozdmuchane scenariusze pt. A co jesli...Posunelam sie nawet do tego, ze zrobilam sobie ni mniej ni wiecej moja wlasna kilkuitemowa bucket list.  Moja siostra skomentowala moje podejscie: W takim razie powinnas swietowac codziennie. Racja.

Dlaczego po tylu latach nadal szukam winy w sobie i uwazam, ze nie zasluguje?
Ustalmy cos, ja sie nie zamartwiam i nie analizuje. Nie mam na to czasu i jest duzo ciekawszych rzeczy, ktore mnie zajmuja, ale sa takie momenty, kiedy usprawiedliwiam innych obwiniajac siebie. W stylu: no przeciez, ze nie wyszlo. Kto by chcial przebywac z kims takim jak ja? Albo, co gorsza: To kara, za to co kiedys zrobilam. Karma.
Bez sensu, ale nie wiem jak moglabym zejsc z tej karuzeli.

Dlaczego mam troche w dupie karnawal?

niedziela, 1 lutego 2015

paulo leminski

acordei bemol
tudo estava sustenido

sol fazia
so nao fazia sentido

środa, 28 stycznia 2015

czy jest coś złego w tym, że sygnalizuję światu jak mi się coś dzieje, jak mam zły humor i jak coś idzie nie tak? mam wrażenie, że niektórzy celebrują szlachetne cierpienie w samotności i uważają to za jakąś wyższą formę istnienia. np. moja matka, o której problemach zdrowotnych dowiaduję się post factum i a propos.
do znudzenia mogę jej powtarzać, żeby wyobraziła sobie jak ona by sie czuła na moim miejscu, gdybym to ja ukrywała przed nią, że jestem chora gdzieś na drugim końcu świata...groch o ścianę...
oto zatem kieruję apel: dzielmy się tym, że jest coś nie tak. oraz tym, że tak. generalnie, dzielmy się.
mnie np. zlecono dodatkowe badania. i nie jest to za fajne uczucie, bo wiem, że wyniki znów nie są idealne i, że są jakieś procentowe szanse, że znajdą mi tam coś w końcu.
niemniej jednak trzymam się dzielnie, poświęcę się i postaram się zjeść mięso w tym tygodniu (co tygodniowa mantra na skajpie "Dziecko, dlaczego nie jesz mięsa?"),przygotuje sie do zajec, ekspeerymentu,  nawet wyjdę gdzieś wieczorem w czw, pt i sobotę. 



środa, 21 stycznia 2015

odczuwam wstret w stosunku do cywilizacji. potrzebuje detoxu. jedzenia surowych warzyw, picia zrodlanej wody, lektury, ciszy i samotnosci. nie wiem jak dlugo, ale przynajmniej na tyle, zebym zatesknila za ludzmi, halasem i goracem.

wszystko sie jakos strasznie ostatnio skomplikowalo. nie probuje jednak nawet sie za to zabrac, bo czuje, ze i tak sie nie da. cokolwiek bym nie zrobila, skonczy sie zle. czekam sobie wiec spokojnie az T. wyprowadzi sie z Laranjeiras. wtedy przynajmniej nie bede musiala zyc w ciaglym strachu, ze spotkam go w supermarkecie ( co juz sie niestety raz zadrzylo). oczekuje tez, ze F. sie odezwie i bede mogla sprawdzic jak bardzo w ciagu roku mozna sie zmienic. poza tym, 26-go dostane wyniki i byc moze okaze sie czy bede miala te pieprzona biopsje czy nie.



obejrzane: cala masa dokumentow historycznych produkcji bbc glownie o starozytnosci, catch me if you can, nowe odcinki girls
sluchane: rockowe hity z lat 90tych i taylor swift
pite: hektolitry swiezowyciskanych sokow owocowo-warzywnych i chlodnego piwa
zazywane: antybiotyki na zapalenie krtani i tabletki na wkurwiajacy bol gardla
obgryzione: wargi - znak, ze sie jednak martwie
ignorowany: kot
czytane: artykuly na poniedzialkowe zajecia z emotions and judgments in the decision making


środa, 14 stycznia 2015

Uslyszec cos o sobie z ust innej osoby. Zadziwic sie, krzyknac "w zyciu!" i po chwili zastanowienia przyznac racje.

Czy biopsja jest bolesna?

czwartek, 8 stycznia 2015

9 things that happpen if you are a foreign girl and you spend your summer in Rio de Janeiro in a flat wthout air conditioning

#1 You want to die 24/7.
#2 You want to live in a supermarket.
#3 You want to have sex with your fridge.
#4 Your diet basically consists of liquids.
#5 You go to sleep tired and you wake up so tired that you don't even remember if you actually slept.
#6 You hate everyone who posts pictures of snow on facebook.
#7 You can't do any work that requires higher brain functions.
# 8 Every social outing before 22.00 is painful.
#9 You're less attracted to the people of opposite sex coz you have a suspicion that they are as sweaty as you are.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

The numbers are low

I zaczelo sie. Imprezy na ulicach i pochody i koncerty. W skrocie: karnawal. W sobote bylam na pierwszym bloco. Tego nie da sie porownac z niczym, co mamy w Europie. Zwykle zaczynaja sie w okolicach poludnia. Ludzie zbieraja sie na jakims placu, pija godzinami mocno schlodzone piwo, zaczynaja rozmawiac z przypadkowymi osobami, bardzo szybko przechodzac do rzeczy. W pewnym momencie tlum rusza naprzod. Kilkudziesieciu muzykow, tancerze, klauni na szczudlach. Powazni pracownicy bankow na codzien w garniturach na te okazje zakladaja sukienki swoich dziewczyn, konfetti unosi sie nad spoconymi cialami i jakims sposobem idziemy ciagle do przodu niezdarnie podrygujac. Zazwyczaj konczy sie ok. 22...twarza w twarz z osoba, ktorej kilka godzin wczesniej sie nie znalo. Niezdarnie wymieniamy sie numerami telefonow.


Bardzo dlugo obywalo sie bez powaznych tematow. To nie ja zaczelam. Na urodziny dostalam poemat <sic!> i deklaracje, ze jasne, jest super, ale... Oba prezenty wywolaly porownywalnie mrozacy krew w zylach efekt.


Bilans. 4 dni. 2 kace. 1 nowa randka.