czwartek, 24 czerwca 2010


zdałam prawdopodobnie ostatnią sesję w moim życiu i czuję się z tym dziwnie. piszę pracę jak szalona. oczywiście nie idzie mi tak szybko jak niektórym, ale pocieszam się, że może jeszcze innym idzie jeszcze wolniej. w dodatku napełniłam żoładek lodami o smaku tiramisu i zupełnie mi się odechciało dalszej pracy na dziś.
czerwiec jest strasznie przygnebiajacy.po pierwsze dlatego, ze chociaz dni sa dlugie, ja juz wiem, ze zaraz zaczna sie skracac. a po drugie dlatego ze nie ma szans na to, zeby sie rozkoszowac letnim słońcem z tego prostego powodu, że słońce siedzi za chmurami ( o pisaniu nawet nie wspominam, swoją drogą tworzę paszkwila).
moja nowa wspollokatorka ma ponad 30 lat, jest psycholozka i praktycznie z nami nie mieszka. moze to i lepiej.

piątek, 18 czerwca 2010

unthinkable surprise


z mojego doświadczenia wynika, że nie ma sprawiedliwości jako takiej.

lato wbija się jak może przez okno a ja słucham Bjork ostatnio więcej i już się nawet trochę do posiadania neta 24/7 ponownie przyzwyczaiłam. truskawki na moim stole, wino chłodzi się w lodówce i wiem, że nie zasługuję.
Feluch oberwał ostatnio w brzuch przez przypadek. Feluch jest kotem prawie naszym, wygrzewającym się całymi dniami i żebrzącym bezczelnie o żarcie. nie ma on wstydu, ale ma futerko do głaskania.
A ja czuję się jak osiołek z piosenki: Muse czy Mum? uhh
nie, nie zmieniłam zdania w sprawie wyborów. nie pojde, nie pojde, nie pojde.

środa, 9 czerwca 2010

nowa zelandia


pakuję misia w teczkę i jadę na wycieczkę a tam...remont łazienki. w domu mym rodzinnym panuje syf wprost nie do opisania. dość rzec, że dzielę pokój z deską do prasowania, żelazkiem, 5kg proszku Vizir oraz pralką. rowerku do ćwiczeń nie wspominam, bo to stały element dekoracyjny wątpliwej wartości.

nie będę głosowała na prezydenta. chyba, że któryś obieca mi roczne stypendium w Nowej Zelandii oraz śmierć wszystkich komarów. serio, nie ma na kogo głosować. sami idioci albo wariaci na listach. albo jeszcze monarchiści (M. Jurek, swoją drogą wtf?)

ten upał sprawia, że wszystko staje się dużo mniej realne. jak na przykład tony błota popowodziowego na Plantach. dzisiaj przechodziłam tamtędy, więc moje stopy są czarne.

w zeszly weekend zaliczylismy Selectora. recenzja bedzie wkrotce na we-know-best. było świetnie.

słucham: pj harvey
myślę o: plotkującym L. i rękawkach do pieczenia kur w piekarnikach
chcę: trochę wody