czwartek, 18 listopada 2010


pierwszy przymiotnik, niezbędny przy opisywaniu mojej osoby - lenistwo. sądzę, że gdybym przyszła na świat jako australopitek z lenistwa wstrzymałabym ewolucję. czasem nawet nie umie mi się chcieć więcej, poprzestaję na małym. tak jak teraz. mam jakąś rozmowę jutro i już wymyśliłam sobie milion kontrargumentów, wg. których w ogóle nie będzie mi się opłacało tam jeździć.
1. za daleko - przesiadka na Borku Fałęckim???
2. na pewno nie będą mi chcieli zapłacić tyle, ile będę chciała
3. okaże się, że zajęcia będą w dni, które później pokryją się z zajęciami dla UM, które jakimś dziwnym trafem dojdą do skutku
4.grupa będzie składała się z dorosłych i niemowląt ergo będzie niemożliwa do prowadzenia

Nasze mieszkanie, pod względem oświetlenia, zaczęło ostatnimi czasu przypominać dość widną piwnicę.

poniedziałek, 15 listopada 2010

las-sen


Pod Baranami pokazywali ostatnio przegląd filmów azjatyckich. Nie było tych, które chciałam obejrzeć najbardziej, czyli Sen, Poezję i Wujka jakiegośtam, który cośtam. Ale to się nadrobi w zaciszu domowym, skoro wiatr w oczy.
Zaczęłam od Snu Kim Ki Duka. Kluczem do interpretacji jest zapewne opowiastka o chińskim mędrcu, który zastanawia się czy to jemu śnił się motyl, czy też on jest snem motyla. Samozwańczy guru z filmwebu i innych portali już rzucają błotem w Kim Ki Duka, że zrobił film nielogiczny i nietrzymający się kupy. Głupie dzieci, którym nawet nie chce się zrobić researchu.
Dla kontrastu obejrzeliśmy w ten sam wieczór Boso, ale na rowerze - uczucie skrajnego obrzydzenia na zmianę ze śmiechem.

Jestem fanką Lasu Wolskiego, do którego wybrałam się raz pierwszy dopiero wczoraj. W ogóle nie znam chyba miasta, w którym mieszkam.

niedziela, 7 listopada 2010


nie wiem dlaczego, ale od mniej więcej dwóch tygodni próbuję coś tutaj napisać i nie potrafię.

nie ma nawet 16 a w moim pokoju praktycznie już ciemno. jeśli jesień nie jest depresyjna to nie wiem co jest. wisi nade mną jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia a ochotę mam tylko na szarlotkę i kakao.

byłyśmy dzisiaj z gabą na targach książki. wróciłyśmy z torbami. pełnymi książek. ale i tak nie przebijemy lubego, który przybył z worami. na półce pyszni się Wampir M. Janion kupiony w megaokazyjnej cenie. zaraz obok Pantaleon i wizytanki a jeszcze dalej Persepolis z dedykacją cudownej, dzielnej, mądrej i pięknej pani Marjane. okryć się pledem, pić grzane wino, usadowić się za piecem i czytać. byłoby idealnie.