piątek, 27 marca 2015

worst week ever

tydzien, ktory zaczyna sie od tego, ze czujesz sie najglupszym czlowiekiem na swiecie. potem jeszcze najsamotniejszym. a na koniec najwstretniejszym, najgrubszym i najbardziej samosieunieszczesliwiajacym.


zastanawiam sie skad wiadomo, ze robi sie wlasciwa rzecz? ze to jest wlasnie to? kiedy wzieli mnie na phd sadzilam, ze cos tam we mnie widza, jakas nadzieje i ze skoro inni twierdza, ze sie nadaje, to moze akurat sie nadaje.

ale teraz ...

postanowilam nie spotykac sie wiecej z t. ostatnio przedstawil mnie prawie calej swojej rodzinie na niedzielnym obiedzie. podano rybe a ja zastanawialam sie przez caly czas: ile jeszcze uda mi sie twierdzic, ze absolutnie nie obchodzi mnie to, ze ten facet czuje do mnie wiecej niz ja do niego?

jest mniej wiecej milion powodow, dla ktorych ja i t. nie mamy sensu ani przyszlosci. ale dwa sa najwazniejsze.jeden z nich mozna sformulowac mniej wiecej w ten sposob: bo bardzo przypomina ten typ czlowieka, z ktorym mialam do czynienia o jakies 5 lat za dlugo.


nawiasem mowiac ta niedzielna ryba byla srednia

a w poniedzialek sadny dzien.

piątek, 20 marca 2015

thank you for smoking/best night ever

pije sobie estrella galicia i przypominaja mi sie europejskie piwa. czasami sobie na nie tutaj pozwalam, ale ze wzgledu na ich ceny, dzieje sie to naprawde tylko czasami. pilsner, ciechan, ciechan miodowy, guinness, paulaner, loffe. nie maja nic wspolnego z tym, co tutaj podaja. chopp przypomina rozcienczone tyskie i zawsze smakuje tak samo. rozni sie tylko temperatura w roznych lokalach. i wielkoscia szklanki. i tym jak szybko zostaje przed toba postawiony na stole.

czuje sie ostatnio jakbym stala okrakiem na dwoch kontynentach jednoczesnie. mysle, ze dbam o podtrzymywanie znajomosci z ludzmi z polski i staram sie tutaj troszke zakorzenic. a jednoczesnie boje sie, ze zostane wchlonieta przez ktorakolwiek z tych stron.dowod? w tym tygodniu mialam dwa bardzo wyrazne sny. pisze wyrazne, bo po przebudzeniu nadal je pamietalam. pamietam je do teraz.

1. bylam w rio, z J. i nie mial dziewczyny i wszystko bylo wspaniale i idealne i tak jak tyle razy chcialam zeby bylo i sie wydarzylo. tylko, ze jednoczesnie dzielilam wszystkie jego wypowiedzi przez pol, bylam bardziej wycofana. jakbym nie chciala zmierzyc sie z tymi deklaracjami, ktore oznaczalyby, ze zmienie cale swoje zycie, porzuce polske i pojade do brazylii (o ironio!).

2. bylam w polsce i otrzymalam informacje, ze dostalam sie na doktorat w brazylii, ale nie mialam kasy, zeby tam pojechac. wiec rozpaczalam,ze nie moge skorzystac z tej niesamowitej okazji i czulam sie jak w wiezieniu.

jest cos fajnego w spotykaniu sie z mlodszym facetem. entuzjazm.

o, i estrella zgasla.


niedziela, 15 marca 2015

mam tyle rzeczy do zrobienia

ze nie wiem od czego zaczac.

przeprowadzenie eksperymentu to jedno - analiza danych to zupelnie inna para japonek.

poza tym kolejna prezentacja...i ARTYKULY. wszystko na poniedzialek.


A za oknem koncert pagode najgorszego sortu. Wokalista nie spiewa, lecz wyje. I ciagle to samo... Nie jestem w stanie trawic a co dopiero myslec.

Nie pomaga tez to, ze ciagle wracam myslami do konwersacji z piatku. Okazuje sie, ze podwojne standardy dla plci w Brazylii sa jak najbardziej zywe i obecne. A kiedy emocje i alkohol biora gore nad rozsadkiem...to chyba juz znak ostateczny, ze status quo jest nieutrzymywalny. and those distractions, those 8 years younger than me distractions...

Jesli tylko przezyje poniedzialek, wraz ze Sw. Patrykiem celebrowac bede wtorek.


sobota, 7 marca 2015

3 dni spedzone w lozku na zmaganiu sie z goraczka zaowocowaly 1 przeczytana ksiazka, 1 obejrzanym filmem i masa nadrobionych seriali. poza tym dowiedzialam sie jak wyglada procedura, kiedy podejrzewaja u ciebie denge. robili mi mase testow, ale ostatecznie chyba stanelo na tym, ze to angina.

wiekszosc z moich ulubionych ksiazek przeczytalam w chorobie. pamietam, gdy jako podlotek zaczytywalam sie w Jezycjadzie siedzac pod koldra w pizamie z goraczka i dopijajac entą herbatę z cytryną. jak plakalam nad zakonczeniem Domu Duchow i Przeminelo z Wiatrem w podobnych okolicznosciach.

teraz jednak odkrywam, ze chory czytelnik nie nalezy do cierpliwych, wiec, kiedy przyszlo mi zmierzyc sie z Drachem - Twardocha, przez wiekszosc czasu polemizowalam w glowie z autorem, narratorem i bohaterami. mialam wręcz ochote ten caly depresyjny, obsesyjny i powtarzajacy sie do znudzenia wszechswiat wziac i rzucic o sciane. moze to znak, ze to dobra powiesc? wzbudzajaca emocje?  czuje, ze czytam teraz zbyt malo (zwlaszcza po polsku), zeby osadzac, ale ten denerwujacy styl pelen powtorzen, to bijace po oczach zadufanie narratora, technika flash forward, ktora wyczerpuje swoja formule po mniej wiecej 5 stronach, by stac sie denerwujaca maniera? albo jeszcze te niekonczace sie drobiazgowe opisy przedmiotow i ulic pozbawione wartosci estetycznej moim zdaniem.
nie moglam oprzec sie wrazeniu, ze chciano wciagnac mnie w historie na zasadzie "a tak, to tam...a tak, to to!" ale ja nie mam do czynienia ze slaskiem, wiec rownie dobrze moge starac sie tutaj wypisywac rzeczy w stylu: kojarzycie ten maly sklep z organicznymi produktami kolo Subway'a z bialymi meblami w srodku i sprzedawca w srednim wieku, ktory nie wychodzi nigdy zza lady? ALBO kojarzycie tę maszynę do kawy z 7 pietra FGV, ktora stoi w poblizu biblioteki i jest mniejsza niz te nowe maszyny, ale kawa jest lepsza tylko, ze kubki sa mniejsze i czesto nie dziala? No przeciez, ze nie kojarzycie.



przeczytane: "Drach" - S. Twardoch
obejrzane: Maleficent (fa-tal-ne), Vikings, Girls, The Returned, Broadchurch, Casual vacancy...
skłamane: lekarzowi w szpitalu...
liczba momentow, w ktorych jednoczesnie czulam sie mlodo i staro: co najmniej 1