niedziela, 30 grudnia 2012

wstać w południe w urodziny i płakać słuchając najsmutniejszych piosenek. wśród nich tej, ktora posłużyła jako tytuł tego bloga.  wstać i smucić się, że lata mijają. wstać i smucić się, że życzenia złożone na facebooku nic nie znaczą i że gdyby nie ta strona, pamiętałoby 5 osób. wstać i smucić się, że za rok o tej porze będę czuła się dokładnie tak samo. może nawet będę siedziała na tej samej kanapie z zimnymi stopami, bez skarpetek.

wstać i smucić się tym, że inni patrzą na mnie z politowaniem.

wstać i smucić się, że nie wiem co mam robić ze swoim życiem.

wstać i smucić się, że jest się oszukiwanym, albo że zostanie się oszukanym znów.


wstać i życzyć sobie w urodziny szczęścia.

piątek, 28 grudnia 2012

jeśli dzisiaj byłby koniec

Memento mori.

Staram się być dla innych dobra. Usiłuję być sympatyczna nawet dla ludzi, których nie lubię. Albo uprzejma. To za mało.

Życie to nie gra w SIMSY, gdzie możesz wykasować kupę śmieci i jeszcze na tym zarobić, wyprosić z domu Śmierć, opiekę społeczną, wpisać kod i kupić sobie czerwonego mercedesa. Życie po prostu nie ma najmniejszego sensu. Za dobre sprawowanie dostajesz tak samo w dupę jak miliarder, rabuś czy gwałciciel. Nie odkrywam Ameryki a jednak odkrywam ją dla siebie.

Umiera teraz chyba mąż mojej kuzynki, z którą bawiłam się w dzieciństwie. Człowiek, którego bezpodstawnie osądzałam od lat i którego nigdy tak naprawdę nie przyjęłam do rodziny. Wstydzę się tego. I mam wyrzuty sumienia jak stąd do Auckland. Nastepnym razem, zanim pomyslę o kimś źle, spróbuję sobie wyobrazić jak wyglądało jego życie w ciągu ostatnich 15 lat. Nie oceniać.

A Monachium? To jak skok do wody z półki skalnej, ale nie mam żadnych wiadomości o tym jak głęboka jest ta woda. 1 m? 15m? 25m? Pomijam fakt, że nie umiem pływać.http://www.youtube.com/watch?v=s2VzLn6DMCE




sobota, 22 grudnia 2012

Słabość

Chociaż z pozoru wydaje się to dziwne, wszyscy bywają słabi i narażeni na uszkodzenia. Czasami wyobrażam sobie, że tylko ja sobie z czymś nie radzę. Ale mój umysł podpowiada mi wtedy, że nie mam racji.

Zdaję sobie sprawę z tego, że w niektórych miejscach jestem krucha, bardzo nawet. Co więcej, nie jest to tajemnicą też dla innych. Cóż za głupota: chodzę jak z instrukcją obsługi i staram się wmówić potencjalnym użytkownikom: "uwaga, bo się stłucze! ostrożnie!", licząc na to, że tym razem ktoś weźmie to pod uwagę. A instrukcji nikt przecież nie czyta.

Jest jeszcze jeden aspekt. Wszyscy ci, którzy widzieli mnie  w moim najgorszym momencie. Nie zapomnieli i chcieliby mi uniemożliwić to, co zamierzam. Za późno.

Czego potrzebuję? Kogoś kto powie: "Ula, dasz radę, uda się."
Czego chcę? Poczucia bezpieczeństwa i wiary w to, że nawet jeśli będzie źle, wyjdę z tego.
Czego nienawidzę? Zapachu świątecznego jedzenia, które czyha na mnie na każdym kroku.






poniedziałek, 17 grudnia 2012

koniec końców

To nie takie proste, albo przynajmniej nie dla mnie.

Początek początków. Zachować spokój. Gdybyśmy żyli ze świadomością, że zaraz możemy umrzeć, nie dałoby się tego znieść. Wdech wydech. Kontrola. Keep calm and wait for February.

Czyżbym znów patrzyła w przyszłość, żeby uniknąć patrzenia w teraźniejszość?

Teraźniejszość ma zapach mleka, które za długo siedziało w lodówce, jest chropowata jak okruszki na blacie stołu, którego jeszcze nie starłam po śniadaniu. Teraźniejszość jest też jak sterta brudnych naczyń czekających na mnie.I każda przyszłość, która nadejdzie też będzie tak wyglądać przecież.

Przeczytałam jakiś czas temu artykuł z pewnej szowinistycznej strony skierowanej do facetów nastawionych na szeroko pojęty sukces. 9 things you should chill out about. http://elitedaily.com/elite/2012/9-chill/ Zazwyczaj śmieszą mnie takie porady, ale te wydają się przynajmniej praktyczne, więc nawet się nie wstydzę i puszczam link w świat.

Idę zmywać naczynia.

P.S. Nie zdam tego prawa jazdy. I chuj. A zazdrość jest okropną rzeczą.








czwartek, 6 grudnia 2012

Argo, fuck yourself

Po co chodzi się do terapeuty? Na razie wydaje mi się, że chodzi się po to, żeby pokazał ci serię wzorów. Sprowadzić się do kilku schematów postępowania, wyeliminować elementy zakłócające proces i cieszyć się zaistniałymi zmianami.
Jeśli rzeczywiście jest tak jak mówię, to jestem dopiero na etapie przedwstępnym, bo dopiero sprawdzam, czy pokazane mi schematy rzeczywiście są prawdziwe. Np. ten z samosprawdzającą się przepowiednią:
Uważam, że wszyscy faceci są tacy sami, ale inwestuję w relacje, które mają najmniejsze szanse powodzenia, ergo utwierdzam się coraz bardziej w tym, że inaczej być nie może.
Skończyłam czytać Marai'a. Na ostatniej prostej zafundował mi jazdę  bez trzymanki i miałam ochotę rzucić książką o ścianę ze złości. A to dobry znak.

Ostatnio obejrzane: Operacja Argo. Mnie trochę przeszkadzały nagłe zmiany tonacji, od thrillera do komedii, przez polityczne i humanitarne morały. Tylko, że to nie zarzut, może bardziej coś , na co nie byłam gotowa. Ale tak to już jest w czasach, kiedy kino gatunkowe to po prostu chłam, filmowcy miksują wszystko na swoją własna modłę. Zazwyczaj też nie mam nic przeciwko...oj, chyba trochę wybrzydzam.

czwartek, 29 listopada 2012



Pójść na film do kina i płakać przez cały seans i wiedzieć od pierwszego ujęcia, że ogląda się arcydzieło. Nie mam żadnych ale. To już drugi film Hanekego, po Białej wstążce, który tak odbieram. Czyżby był największym z żyjących i aktywnych nadal reżyserów?


Czytam Sandor Marai'a. Bardzo przypomina mi Iwaszkiewicza z tym swoim melancholijnym zapatrzeniem w przeszłość, rysunkiem postaci. "Dziedzictwo Esthery" to takie "Panny z Wilka" póki co.


A zatem w lutym do Bawarii. Ruszam w najbardziej szaloną podróż mojego życia. Dlaczego szaloną? Jest kilka powodów. Po pierwsze lecę z Warszawy sama do całkowicie mi obcego miasta. Poza tym mam się tam spotkać z osobą, której jeszcze nigdy nawet nie spotkałam osobiście i towarzystwie tejże spędzić mam kolejne 3 tygodnie. Z kimś z zupełnie innej części świata. Z kimś, kogo, wydaje mi się, znam całkiem nieźle.Niektórzy pytają mnie czy się nie boję. A ja jestem raczej podekscytowana. Nie mogę się doczekać. Pewnie obawy zaatakują mnie w styczniu. Jeszcze tylko dwa miesiące. I 9 dni.

środa, 21 listopada 2012

come as you are

once bitten twice shy. moje marzenie o szczęściu:
paradoksalnie niemroźne ulice Monachium w środku lutego
smaczne piwo w praskiej knajpie
albo po prostu stan, w którym skończą się wszystkie moje oczekiwania, bo kiedy niczego nie oczekuję - rozczarowanie NIE MA PRAWA się pojawić

czytam trochę teraz Szczygła "Zrób sobie raj", ale trochę jestem podejrzliwa w stosunku do tej książki. jakoś podskórnie czuję, że chce mi się opowiedzieć drugi raz ten sam żart. a tego nie znoszę najbardziej - kiedy ktoś zapomina, że już mi coś opowiadał.


byłam u nowej psycho. jest...apatyczna i psychodynamiczna jednocześnie. nie wiem co z tego wyniknie, ale pozytywne jest to, że mam poczucie, że mam dużo czasu.


ostatnio obejrzane: Un cuento china (Chińczyk na wynos) - podnosząca na duchu historia, którą znamy na wylot. Ale dzieje się w Buenos Aires. aktorzy są świetni, dialogi niegłupie, więc przymykamy oko i nucimy pod nosem znajomą melodię.


czy nie wspaniale byłoby gdybyśmy mogli bez strachu "co sobie pomyśli x/y/z ...?" mówić to, co czujemy?? zawsze jest jakaś gra pozorów, przeciąganie liny, stąpanie po polu minowym. dajmy na to, kiedy kogoś kochamy i boimy się powiedzieć, że to czujemy, albo kiedy już powiemy a nawet usłyszymy to od drugiej strony, zaczynamy bać się, że to może tylko słowa. ok, to ja. to moja patologiczna postawa, którą może akurat uda się odmienić.

piątek, 16 listopada 2012

ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.ciągle te same złe wieści i schematy.

poniedziałek, 5 listopada 2012

struna a

Wiolonczela ma cztery struny. Najwyższa i najbardziej napięta to struna a. Czuję się tak jak ona. Mój kark jest aż twardy, oczy zmęczone i przekrwione, ale całe ciało napięte i czekające na uderzenie. Bo wtedy będzie mniej bolało?

Nie ma się co łudzić. I tak będzie bolało.
Jestem zmęczona nienawidzeniem samej siebie. I współczuciem dla siebie samej też.

Idę do nowej psycho pojutrze. I chcę się uspokoić.
Tak źle i tak niedobrze.

Skończyłam czytać "Cesarza Ameryki". W rodzinie krąży opowieść dotycząca mojego pradziada, który miał się tam udać, powrócić z workiem dolarów i wykupić pół wsi. Jeśli naprawdę mu się tu udało, co według archiwów Ellis Island, nie jest do końca potwierdzone, to mogę tylko powiedzieć, że miał szczęście.
Na stronie tytułowej dedykacja odautorska, która okupiona została moją specjalnością, czyli zrobieniem z siebie idiotki.

piątek, 26 października 2012

czy byłabym mniej zazdrosna, gdybym była bardziej pewna siebie?
czy ufałabym bardziej, gdybym wcześniej nie ufała za bardzo?

w sumie czy to w ogóle ważne? kiedy głowa boli, nie zastanawiamy się dlaczego, ale szukamy przede wszystkim tabletki.



zawsze uwazalam, ze trzeba sie do konca naprawic zanim wskoczy sie w zwiazek z druga osoba. ale gdyby tak mialo byc w moim przypadku, musialaby czekac wieki.

niedziela, 21 października 2012

wieki średnie

to jest niewstylu powiedzieć, że się czyta poezję. cytować ją, jest nawet gorsze jeszcze. chyba, że to jakiś awangardowy bitnik, Francuz opanowujący pozycję dystansu, ktoś, czyjego nazwiska nie kojarzysz, ale brzmi obiecująco
ale ostatnio w gazecie (bo ja teraz nie czytam książek, chociaż nabieram niesamowitego apetytu na "Cesarza Ameryki", więc jest nadzieja) natknęłam się na cytat "ile razy można umrzeć z miłości".
jestem więc jak jeździec Apokalipsy; wieszczę koniec zanim jeszcze ktokolwiek go spotka. szukam jego znaków w najdrobniejszym szczególe, bo już oczyma duszy mojej widzę jak siedzę przy stole w kuchni, która sprytnie łączy się z pokojem, w którym rezyduję, spędzam setny wieczór z kolei na obmyślaniu co ugotuję na obiad i jak zapełnię weekend. i co jakiś czas dławi mnie strach. to wszystko dlatego, że dla mnie to nigdy nie będzie chyba rutyna.

dwa komercyjne filmy. horrory są potrzebne ludzkości, żeby pokazać, że to czego się boi na co dzień, można chociaż na chwilę zastąpić strachem sztucznie wykreowanym. dlatego lubię je, chociaż są głupie i chociaż nie dysponuję obecnie żadnym męskim ramieniem, które mogłabym ścisnąć w odpowiednim momencie wyłamując przy okazji wszystkie kości.
dlatego obejrzałam ostatnio słynne Paranormal activity. Najbardziej przerażający moment - jak ta laska stoi dwie godziny nad łóżkiem swojego faceta i się nie rusza.
Inny komercyjny hicior, to reklamowani jakiś czas temu Łowcy głów. Zupełnie idiotyczna, przegięta we wszystkie strony opowieść, którą oglądałyśmy z szeroko otwartymi oczyma nie dowierzając temu, co widziałyśmy. Tylko, że poza tym fajerwerkiem nie ma nic.
Wszystkiego najlepszego z okazji imienin.

wtorek, 9 października 2012

ya no digo lo que pienso

Po raz pierwszy od bardzo dawna byłam w filharmonii na evencie dla gawiedzi, która nigdy tam chyba nie przychodzi. był to recital fortepianowy za dychę, który mnie zanudził niemal na śmierć za wyjątkiem może ostatniego solisty z impresjonistycznym repertuarem.

  ta słoneczna jesień, ten kicz, te kasztany, te liście grubą warstwą pokrywające chodniki, polonezy Chopina.lampka wina i koce i herbaty. kto nam to sprzedał? i kiedy? te wstrętne melancholie

Dawniej chyba mówiłam co myślałam. Nie zależało mi na sile rażenia, jaką czasem mają rzeczy, które mówię. Teraz chowam je do środka. Nie kłamię, bo moja twarz jest organicznie niezdolna do kłamstwa i widać je zaraz jak na dłoni. Czy kogoś aby nie urażę, czy nie będę niedelikatna?  Zawsze wynajdę sobie jakieś okoliczności łagodzące dla tego, żeby przypadkiem nie powiedzieć prawdy.

Paraliżuje mnie ostatnio brak pewności siebie.  Ok, to zabrzmiało jakbym kiedykolwiek była pewna siebie. Nigdy nie byłam. Po drodze jednak miało miejsce pewne niefortunne zdarzenie, które sprawia, że tylko czekam, aż ktoś przekona się, jaka to ja jestem nudna, nieciekawa, obsesyjnie zazdrosna, pozbawiona pasji i celu, niesamodzielna i wybrakowana w tylu tylu miejscach. Pierdolona niska samoocena.


Przypomniało mi się jeszcze coś. To w ogóle jest notka obfita w treść, bo czuję, że dawno tutaj nie pisałam. Lemingi mi się przypomniały. O których modnie jest teraz mówić i trendy się jest z nich śmiać. Podpadam pod definicję leminga. I widuję lemingi w biurze co rano. Ale tak naprawdę to wszystko to ściema.
Współdzielimy przestrzeń biurową, mówimy do siebie obrzydliwą mieszanką polskiego i angielskiego, jemy obiady w stołówce na dole i czasami, jak nie chce nam się iść na dół, kupujemy żarcie z maszyny. Tylko tyle nas łączy.

Obejrzane ostatnimi czasy (mam ochotę napisać: jak mało jak mało jak mało - ale chuj z tym)Kochanek królowej i Co wiesz o Elly.

A słucham teraz raczej rockowych rzeczy.                                                                                                                                                                                                                                               

wtorek, 25 września 2012

through the thick and thin

Zastanawiam się gdzie kończy się zaufanie a zaczyna naiwność. Jak nie popaść w paranoję i jednocześnie nie rozsypać się kiedy wydarzy się najgorsze?


Znam osobę, która ilustruje stare porzekadło chcieć to móc i nie boi się próbować. Chyba żaden pomysł nie wydaje się jej zbyt śmiały. Bardzo chciałabym taka być. Takim pomysłem teraz jest dla mnie roczny wyjazd do Ameryki, tej Południowej. Zawsze sądziłam, że przecież sobie nie poradzę, że to tak daleko. Ale teraz, o 3.30 w jesienną noc, sądzę, że dałabym radę.

wtorek, 18 września 2012

Znużenie spowija duszę jak mokra szmata. - Ingmar Bergman "Laterna magica" Bergman wrócił poniekąd na tapetę, bo nie można było opędzić się od niego w Szwecji. Na ulicach Uppsali, w ostrym świetle słońca, posępnych fasadach teatrów, chłodnym wietrze od morza. Ogromnie mi się podobało. Chociaż przecież przez dwa pierwsze dni wychodziłam z szoku klimatyczno-cenowego. Kuliłam się od zimna i zżymałam na kupno serka topionego za 30 koron. Wkurzało mnie drobiazgowe segregowanie śmieci oraz wszechobecna punktualność. Tylko po to, żeby pod koniec, z zaledwie kilkoma srebrnymi monetami w portfelu i poczuciem satysfakcji wrócić do domu. A tutaj czeka mnie ten początkowy cytat z Bergmana. Znużenie, męcząca jesień. Chłodne wieczory, w czasie których moja pusta dłoń mi ciąży bardziej niż zwykle. I tylko właściwie obca osoba potrafi oderwać moje myśli.

środa, 12 września 2012

środa, 5 września 2012

I don't want to be a looser, I just want to be a chooser

najdłużej opłakuje się idee, zwłaszcza te fix. sentencja na miarę paulo coelho.potrzebuję organicznie tego miejsca na żałobę najwidoczniej. jeszcze tylko kilka dni i obiorę kierunek północny jak jakaś bernikla kanadyjska. używam liczby pojedynczej, chociaż przecież jedziemy w pluralu. tylko, że czuję, że cały ciężar spoczywa na mnie. ciężar odpowiedzialności. będziemy podążać śladami wikingów, pić kawę, jeść bułeczki cynamonowe, zaczepiać wzrok o morski horyzont i wydawać nieprzebrane ilości pieniędzy.

wtorek, 28 sierpnia 2012

what are the odds?

Sporządzony plan naprawy o 3.51 w pełnym świetle dnia nie wygląda już na możliwy do zrealizowania.

To może kolejna gorzka refleksja na temat tego łez padołu.
Drugie szanse jako pokrzepiająca idea nie istnieją.
Istnieje chwila, kosmiczny moment dziejowy, od której zależy coś i jeśli zostanie dobrze wykorzystana , coś się wydarzy. Jeśli nie, nigdy nie można do niej wrócić. Wszystkie pionki zdążą się przemieścić na szachownicy, nowe linie frontu zostaną zarysowane i cały wszechświat będzie miał w dupie to, że gdzieś kiedyś coś mogło być, ale nie było.


Przyszło mi to do głowy w sobotę i nie potrafi odejść.


Razem z jeszcze jedną myślą na temat grania według cudzych reguł i udawania kogoś kim nie jestem. Zawsze wychodzi bokiem. Może nie ma po co udawać zrównoważonej, spokojnej i zdystansowanej. Bo to prowadzi tylko do tego, że zaczynam się wstydzić tego, jak chodzę i oddycham.


wtorek, 21 sierpnia 2012

killing myself softly

wróciło drżenie, trzęsienie, niepokój.
wróciło też przekonanie o tym, że jestem przeźroczysta, że można bez trudu zobaczyć jaka jestem w środku. robaczywa czyli.
wrócił wstyd przed patrzeniem w cudze oczy nawet w publicznych środkach transportu.
wróciło wszystko prawie.

łącznie ze strachem, że tak już zawsze będzie.

kilka lampek wina powinno załatwić sprawę na dziś. szkoda, że nikt nie daje gwarancji, że to wystarczy na zawsze.







środa, 15 sierpnia 2012

nic nowego

ciągle tak samo głupia
stawiając na najmniej odpowiednią, najmniej pewną opcję, kończy się to za każdym razem podobnie

siedzę i zbieram się w sobie,żeby nie dać sobie żałośnie smutnego opisu na fejsbuku

niedziela, 12 sierpnia 2012

Dbać o siebie. To nie jest takie oczywiste i nie każdy to potrafi. Nie chodzi mi w tym momencie o idealną eyelinerową kreskę ani idealnie wydepilowane nogi. Raczej o to jak przechodzić przez różne sytuacje nie wikłając się po drodze w sieć cudzych wymagań, nie odmawiać sobie niczego przez zwykłe tchórzostwo,ale też nie pchać się w coś, co diabelnie przypomina wcześniejszy schemat.
Musimy o siebie dbać, bo nikt tego kurwa za nas inny nie zrobi.

Wczoraj byłam z wizytą u pana Schindlera.
I jak zwykle przy okazji takich spotkań, cieszę się niezmiernie, że żyję w okresie względnego spokoju w tej części świata.





czwartek, 2 sierpnia 2012

nie zawsze

Taka już moja natura, która lubi mieć ułożone wszystko wszystko w rządku, która w sytuacjach niezbyt jasnych zadręcza się wielością możliwości, próbując nieudolnie przewidzieć każde możliwe zakończenie. Na co mi to?


Zawsze chcemy tego, czego nie możemy mieć.

Ale przecież...

Nie zawsze to, czego chcemy jest tym, czego nam trzeba.

Czy trzeba mi czegoś prawdziwego? A może tylko złudzenia?


poniedziałek, 23 lipca 2012

Jak skutecznie zniszczyć sobie życie

To tytuł wydanego ostatnio poradnika. Jeszcze nie miałam go nawet w rękach, ale czytałam spis rozdziałów, w których autor podaje wytyczne na temat tego, co należy zrobić, że spieprzyć sobie żywot ostatecznie:
"Nie lubić siebie"
"Uważać, że inni nas nie lubią"
"Rozpamiętywać przeszłość"
"Robić zbyt wiele rzeczy na raz"
"Stawiać sobie zbyt ambitne cele"
"Romansować"
"Pogrążać się w lęku"
"Wieść jałowe życie"
"Nie szukać dla siebie pomocy"
"Nie starać się dogadać z innymi ludźmi"

Ile rzeczy z powyższej listy możecie sobie odhaczyć? Ja niemal wszystkie.Tak, tak, najważniejsze to lubić siebie...

A teraz coś co dało mi do myślenia. Chodzenie na randki. Sama idea randkowania jest mi co najmniej obca i wzdrygam się nieco przed nią. Może dlatego, że ostatnie propozycje nie były interesujące. Mówienie "nie" mam we krwi. Ostatni raz byłam udział w podobnym przedsięwzięciu jakoś w styczniu. Było w najlepszym wypadku do zniesienia. A najgorsze było to, o zrobiłam później.Żenada i przedszkole. Usłyszałam,że traktuję to zbyt poważnie, że to jak sport, chodzi się, żeby nie wyjść z wprawy. Czyżby?

Mam 25 lat a czasami nie wiem kim jestem ani czego chcę.

sobota, 7 lipca 2012

wędrujący tatuaż. z mojej prawej piersi na lewą dłoń. naprawdę czasami mi szkoda, że nie jest tam na stałe.może sobie zrobię?

śpię tak mało i jest tak gorąco, że zaczynam powątpiewać w realność nawet tego, czego dotykam, a zastanawia mnie prawdziwość czegoś, co tylko wyczuwam w moim wnętrzu. co to takiego? drży i jest bardzo wątłe, ale jednocześnie chyba silne,skoro napędza mnie do mieszania dnia z nocą, gubienia kroku i pozostawania w trybie raz euforii, raz skrajnej niepewności.uwielbiam to uczucie. gdyby udało się je wyhodować laboratoryjnie, na pewno oddałabym za nie każde pieniądze. syntetyczne zakochanie? żyła złota. ok, trochę się zagalopowałam.

obejrzane: Valhalla Rising i nowa wersja Wuthering Heights.

pierwszy był hipnotyczny i frustrujący za razem. pustkowia, kadry, w których pozornie nic się nie dzieje. niemoc i rozpacz i jeszcze szaleństwo. to nie jest film o Wikingach. bardziej jakaś metafizyczna opowieść o relacjach między ojcem i synem, sacrum i profanum, kontinuum i zmianą.
drugi był ambitnym projektem, który nie do końca się powiódł.ale pierwsza połowa filmu bardzo mi się podobała. ta klasyczna historia została całkowicie ogołocona z jej gotyckiego potencjału , ale dała zupełnie inny obraz Heathcliffa, Kathy, relacji między nimi a przyrodą, dzięki naturalistycznej wręcz narracji. na pewno puryści byli zgorszeni. mnie to nie przeszkadzało. drażniła mnie natomiast infantylna wersja dorosłych wcześniej bohaterów. i brak pointy.

na koniec przygnębiająca myśl, która zalęgła mi się właśnie w głowie (za dużo myślę).
co jeśli relacje między ludźmi sprowadzają się do wyciskania z siebie tego co najlepsze?
czy powinniśmy walczyć o to, żeby nie oddawać wszystkiego? a może nie zważać na to i cieszyć się tym, co dostaniemy w zamian?

załączam piosenkę.






środa, 27 czerwca 2012

I don't have all the time in the world

Tuż przed tym jak obudził mnie dzisiaj rano dźwięk telefonu, śniłam przedziwny sen. Była to osiemnastowieczna zima, patrzyłam na ulicę z okna jakiejś starej kamienicy. Przez ulicę przechodziła wielka niedźwiedzica z młodym. Ktoś mówił mi, że muszę podejść do niej, bardzo bardzo blisko, żeby dowiedzieć się o czym śni. Byłam przerażona.
 Kusi mnie, żeby pobawić się w zinterpretowanie tego błysku podświadomości, tego pudełka z ukrytym dnem. Bo czyż moje imię nie oznacza niedźwiedzicy właśnie? Ale nie. To wina pysznej, acz ciężkostrawnej quesadilli.

Bardzo wiele wzięłam w ciągu ostatnich miesięcy w moje własne dłonie dwie. Tak jakbym wcześniej płynęła promem i przesiadła się nagle na żaglówkę ze zdalnym sterowaniem. Czuję, że jestem już gotowa, żeby działo się coś prawdziwego.


wtorek, 19 czerwca 2012

siła wyobrażeń

jest potężna.

potrafi przeinaczyć wszystko, wywrócić do góry nogami, zakwestionować najoczywistszą prawdę. potrafi też sprawić, że chcę czegoś, co nawet nie istnieje.

wirtualne relacje są niezdrowe i kłamliwe, ale łatwe i pociągające. wiedziałam o tym już wcześniej.

faceci to idioci.

środa, 13 czerwca 2012

call me boring

widziałam na własne oczy korporacyjne pranie mózgu.
"każdy z pracowników naszej firmy może sam zdecydować czy chce awansować i być jeszcze lepszym ogniwem tego łańcucha pokarmowego czy nie, ergo jest wolny."
moje oczy robiły się coraz większe i większe.

czasami, kiedy zrezygnowana wracam do domu o 2 w nocy, włączam sobie strony linii lotniczych i sprawdzam ile kosztują tanie loty, siedzę za długo przed kompem, pocieszam się trochę, słyszę wstające za oknem ptaki i to jest dla mnie sygnał, że czas już spać.

planuję te następne miesiące jak jakiś blitzkrieg, oby nie okazała się to raczej wojna stuletnia.



sobota, 2 czerwca 2012

what would life be without a few mistakes

dziwnie w związku z moją nową pracą. niektórzy są podekscytowani, gratulują mi. inni pytają od razu ile sobie daję czasu i czy sądzę, że ja to w ogóle wytrzymam? jeszcze inni mówią, że mi współczują. a ja jeszcze nie wiem. niektóre elementy wydają się fascynujące, ale chyba dopiero czas pokażę czy ja się w ogóle do tego nadaję. mam pewne obawy związane z tym, że całe życie robię raczej coś na oko i mniej więcej. natomiast teraz jest jakaś zasada, jakiś algorytm.


czytam, ale czesciej tylko nosze w torebce: fantastyczna "Ameksyka" z wyd Czarne
jem: o dziwnych poznych porach zle rzeczy, ale okres ochronny sie skonczyl
ucze sie: klikania w odpowiednie miejsca
zasypiam: za pozno
slucham: Etta James - At Last i przypadkowo napotkany koncert w synagodze


niedziela, 27 maja 2012

wigilia

nie mogę uwierzyć w to, że ten dzień nadszedł. dzień przed. nie chce mi się silić na żadne metafory. w poniedziałek po prostu zaczynam nową pracę, przebranżawiam się całkowicie, to pewne, ale zupełnie pewne nie jest, co dokładnie będę robić w moim nowym bezosobowym cubicle. żeby chociaż trochę okiełznać szalejące we mnie strachy, przynajmniej je nazwę:
- że o czymś zapomnę
- że się spóźnię
- że nie ogarnę
- że się nie zintegruję
- że godziny pracy będą jednak dla mnie zbyt uciążliwe
- że umrę z przemęczenia przed końcem czerwca*

Uff, czyli boję się w zasadzie tego co zwykle, ale razy tysiąc.

tak się miotam, tak kręcę, próbuję i szukam. co jakiś czas wydaje mi się, że widzę swój własny ogon i mam ochotę go gryźć ze złości. wrrrr







* bo przez kilka tygodni powinnam jeszcze kontynuować moją niezwykle dochodową działalność korkową.







czwartek, 17 maja 2012

Wolałabym być jak żmija, która zrzuca z siebie skórę i przeobraża się niż jak jakiś krab, którego muszla obrasta coraz to nowym podwodnym kwieciem uniemożliwiającym mu poruszanie się. Zaczynam nową pracę za kilka dni. Oddalam się z prędkością światła od tego, kim byłam jeszcze nie tak dawno. Zmieniają się atomy w moim ciele, rosną włosy. Patrzę czasami na ich jasne końcówki i zastanawiam się czy widziały asturyjski deszcz albo chociaż norweski fiord. Przeobrażenia nie można zatrzymać. Ono dzieje się mimo wszystko, mimo woli.







Ostatnio znów poczułam się wyjątkowo samotna.

czwartek, 10 maja 2012

zmiana

coś złego czy potrzebnego?
coś do czego się dorasta czy może coś co zawsze przychodzi zbyt nagle?
coś na co się nie zgadzam czy coś, co akceptuję, bo nie mam innego wyjścia?



sobota, 5 maja 2012

undo your mind

jazda bez trzymanki, neurochirurgia, masakra. call it what you want. wracasz z pracy pewnego dnia i dowiadujesz się, że nie masz prądu i mieć nie będziesz, bo właściciel mieszkania nie płacił rachunków od dwóch lat. w ciągu kolejnych 24 godzin dzięki pomocy przyjaciół organizujesz superszybką akcję przenosinową do nowego lokum, pomagasz ile możesz, przerażasz się brakiem kasy na opłacenie dwóch mieszkań na raz, brakiem stałej pracy i tym, że jesteś spóźniony, nie spałeś, nie wiesz już nic, nie ogarniasz, ciągle pracujesz w 4 różnych szkołach na raz, starasz się odłożyć jeszcze coś na wyjazd do Wiednia, spakować, kupić euro, zdążyć uff i nagle znajdujesz się w Wiedniu ze szprycem w dłoni, przyglądasz się kwitnącym na różowo kasztanom, podziwiasz Pocałunek Klimta i ogrody Schonbrunnu, nie chcesz wracać, sytuacja stresowa, nikt cię nie lubi, ktoś ma ci coś do zarzucenia, nie masz czasu dla siebie, robisz coś czego nie chcesz, presja grupy, chcesz wracać, jedziesz nocnym autobusem i starasz się nie rozmyślać nad tym jak bardzo porąbane jest twoje życie i ile czasu w pojedynkę to odpowiednia ilość czasu i czy coś jest nie tak z tobą samym, ależ oczywiście, że coś jest z tobą nie tak. szósta rano Katowice. poranek jest już ciężki od upału. siódma rano Kraków. na Salwatorze, łapiesz nieudolnie sen. to nic, to tylko ostatnie dwa tygodnie mojego życia.

co przeczytałam? pasjonujące reportaże na temat Wysp Owczych M. Michalskiego i M. Wasilewskiego. przez chwilę sądzę, że mogłoby mi być tam nieźle. złudzenie.


poniedziałek, 23 kwietnia 2012

beggars can't be choosers

wczoraj z ust mojej matki padło: ja to się zawsze zastanawiam dlaczego ja to jestem ja a nie ktoś inny. poczułam wówczas bardzo wyraźnie, że rzeczywiście mamy ze sobą coś wspólnego. może więcej niż sądziłam.


biegam jak popierdolona i zupełnie nie jestem gotowa na majowy weekend. po raz pierwszy od wielu lat zaplanowałam go sobie. jadę do Wiednia. za ostatni grosz, za ostatniego eurocenta.

off camera nie została przeze mnie jednak tak do końca zignorowana. obejrzałam dwa amerykańskie filmy: Terri i Electrick children. drugi z nich dostał nawet jakąś nagrodę, chyba FIPRESCI. oba średnie, ale ciekawe. zabawne i rozłażące się na wszystkie strony, ale niepoważne i sympatyczne. kilka podobnych przymiotników może posłużyć również do opisu Le Havre. ostatnio mój 8-letni uczeń stwierdził, że pasjonuje się alfabetem. no więc gdybym była Stasiem powiedziałabym, że pasjonuję się kinem Kaurismakiego. gdybym z kolei lubiła trywialne porównania, nazwałabym go fińskim Jarmushem.

w ogóle Staś to niesamowita postać. wyraził ogromną boleść kiedy okazało się, że koledzy z grupy nie pamiętają wcale alfabetu, skonstruował specjalnie dla nich tablicę z podstawowymi informacjami na temat literek po angielsku a na koniec popisał się swoją ogromną wiedzą na temat życia pingwinów wędrownych.

jeszcze a propos grup dziecięcych. mam zajęcia również z rozkosznymi 7-latkami. mają twarze jak aniołki, sto tysięcy niesamowitych pomysłów na minutę, a czar pryska, kiedy uchylają swoje usteczka i z diabelskim uśmiechem recytują w kółko: cycki, dupa, gówno. jak ja mam nie pękać ze śmiechu?

sobota, 14 kwietnia 2012

nie wiem czy faceci o tym wiedzą, ale z moich obserwacji wynika, że bardzo wielu z nich ma u nas szanse. albo raczej szansę. krótką, jakiś ułamek sekundy, kiedy przez moment sądzimy, że być może albo dlaczego nie. i często nikt o tym później nie pamięta, nigdy się o tym nie mówi, a już na pewno nie daje się tego drugiej stronie do zrozumienia. to taka refleksja na dziś z frontu damsko-męskiego.

moja niezdolność do podjęcia decyzji jest już legendarna.ostatnio dzwoniono do mnie z Bratysławy. miałam spakować się w 3 tygodnie i zacząć wszystko od zera w krainie czekolady studenckiej. stwierdziłam, że nie mogę i nie potrafię tak po prostu zrezygnować z innych pomniejszych zobowiązań, który zdążyły powyrastać naokoło mnie jak grzyby po deszczu. tymczasowość to słowo, które zadomowiło się w moim życiu na dłużej.

w Krakowie ruszyła OffCamera. w tym roku postanowiłam całkowicie zignorować to przedsięwzięcie, po tym jak ono zignorowało mnie. dziś w programie zatem Le Havre a w dłoni kwietniowy numer Kina, które pastwi się bez litości, lecz z klasą nad Sponsoringiem, podsuwa masę filmowych pomysłów i reklamuje dwie książki, które MUSZĘ mieć.







niedziela, 8 kwietnia 2012

darkness

spytasz mnie jak dawno zaczęłam pisać, a ja powiem ci, że w moim pokoju w mieście na R., znaleźć można pamiętnik, który prowadziłam z zapałem w wieku 9 lat. zero głębokich przemyśleń, masa błędów ortograficznych, ale jakie rozczulenie, kiedy teraz biorę te kartki do rąk.

w momentach absolutnego zagubienia i paniki, zadaję sobie czasami pytanie: moje marzenie o szczęściu? tak jakbym wyciągała kompas i szukała północy. teraz? stabilność i ciepła dłoń w mojej dłoni. jeśli byłabym zachłanna poprosiłabym jeszcze o możliwość swobodnego oddychania.

święta są oczywiście koszmarem, który się nie kończy. pobyt w domu rodzinnym wywołuje też bardzo dziwne sny. jestem w związku, w którym już nie jestem i teraz mam możliwość wyboru i odejścia i czekam na właściwy moment i odpowiedni pretekst. marzę o podjęciu odważnej i suwerennej decyzji w takiej sytuacji kiedyś. kontrola, kontrola, kontrola.


obejrzane i przeczytane: trylogia Hunger games. bardzo wciągająca i inteligentnie napisana seria. film też, ale J. Lawrence stała się moim biasem po tym jak obejrzałam swego czasu Do szpiku kości, więc chyba nie jestem obiektywna.





wtorek, 3 kwietnia 2012

jeden siedem jeden dwa

brak pracy służy mojemu jadłospisowi. dzisiaj przepyszne placki z grochu i cieciorki, wczoraj makaron z warzywami i boczkiem.

zastanawiam się nad wyjazdem za granicę. jest jakaś propozycja. nic szczególnego, po prostu to, co robiłabym tutaj, wynagrodzenie mniej więcej takie samo. zmiana jedynie miejsca. albo aż? samotność to największa choroba, jaką w życiu przechodziłam, a w Krk urządziłam się już jako tako. nie ma jakiegoś szału,ale wiem gdzie kupić dobry chleb i dobre lody, mam do kogo zadzwonić kiedy chcę iść do kina albo zjeść wspólnie obiad. tam nie byłoby nikogo. i to nawet nie jest jakiś super kraj, nawet nie odległy. nic by mnie tam nie pocieszało w chwilach absolutnej beznadziei. czy zatem warto? a może powinnam spróbować odnaleźć się w innym miejscu?


szczególnie podoba mi się w powieściach to, że umożliwiają mi przemieszczanie się w czasie i przestrzeni. nie przeszkadzać, teraz jestem w Australii z pewnym Norwegiem. badamy wspólnie mroczną sprawę związaną z bestialskim mordem na tle seksualnym.

czwartek, 29 marca 2012

ucieczka od wolności

nie po raz pierwszy przeklinam w moim życiu wartość, za którą milijony oddawały życie. wybory między dobrym i lepszym, dobrym i tym, co się powinno, złym i jeszcze gorszym. chyba dokonuję ich cały czas. i za każdym razem mam z tym problem. gdyby ktoś inny pokierował moim życiem, byłoby mi lżej. albo gdyby po prostu scenariusz raczył ułożyć się sam.

w moich snach pojawia się ostatnio dużo agresji. zastanawiam się skąd się bierze, bo kazdy mówi, że moją obecną sytuację znoszę wcale nieźle. wyglądam jakbym zachowywała spokój. może tylko z wierzchu sprawiam takie wrażenie? w podświadomości ciągle padam ofiarą jakiejś przemocy. dlaczego zawsze w roli oprawcy pojawia się jedna, konkretna osoba i dlaczego sprawia mi to we śnie przyjemność? czyżbym lubiła być ofiarą?

są takie filmy, piosenki i książki, które mówią o mnie. albo, które przekazują doskonale znajomą mi emocję czy sytuację. coś co znam z autopsji, coś tylko dla mnie. przywłaszczam je sobie.np. "Kto tam u ciebie jest?". inaczej jest z klasykami i arcydziełami. często wzbudzają podziw, rzadko przywiązanie.kończę już Imię róży i zamyślam się nad warsztatem, erudycją i umiejętnością naśladowania Eco. kocham księgi tak jak on.






czwartek, 22 marca 2012

Mieszkamy na 4 piętrze starej kamienicy, na samej górze. Nasz "apartament" został wydzielony ze strychu już jakiś czas temu. Teraz wiemy, że po wojnie. Skąd to wiemy? Mniej więcej tydzień temu znalazłyśmy we framudze drzwi, pod warstwą starego tynku, który odpada od ściany, szczątki Gazety Krakowskiej z czerwca 1944 r. Fascynująca lektura, albo raczej puzle, które składają się na przedziwny obraz świata, jaki wtedy istniał. Ludzie zajmowali się szukaniem zagubionych kenkart, sprzedawali książki na Adolf Hitler Platz, ekscytowali się doniesieniami z frontu wschodniego, szukali służących mówiących po niemiecku oraz byli informowani o tym, że "nasze" czołgi, czyli czołgi Rzeszy są najlepsze na świecie.

Dzisiaj na przystanku tramwajowym w okolicach Wawelu jakiś całkowicie niewinnie wyglądający starszy pan w ortalionie w przeciągu niespełna 30 sekund złożył mi aż trzy niemoralne propozycje. Zdziwiłam się, bo zawsze wyobrażałam sobie potencjalnego sponsora jako mężczyznę w drogim garniturze.

Kulę się z zimna i trzęsę w środku. Jak bohater Pachnidła chciałabym zakopać się w ziemi i być może narodzić na nowo.


niedziela, 18 marca 2012

nieznajomość prawa jest chujowa

zostałam najzwyczajniej w świecie bez pracy. nie byłam w takiej sytuacji od dłuższego czasu. a najgorsze jest to, że nie wiem czy dostanę to, co mi się należy i zupełnie nie mam planu na przyszłość. podczas gdy ja znów będę musiała prosić rodziców o pomoc, ludzie w moim wieku mają już żony, mężów i domy i dzieci. o nie o nie , znów to samo: nie mam nic, nie mam nikogo.
będę musiała najprawdopodobniej zrezygnować z tego, co umiem i lubię. czekają mnie (jeśli dobrze pójdzie!) dziesiątki rozmów w gabinetach z przeszklonymi drzwiami, jakieś teksty w stylu, "za dziesięć lat wyobrażam sobie siebie...", "moją największą wadą jest perfekcjonizm...", "uwielbiam pracować w zespole..."...........................................................................................................

w sobotę o 5 rano ładnie świtało, kiedy wyposażona w plastikowy hak wracałam z udanego spotkania z ludźmi, których prawie wcale nie znam.



środa, 14 marca 2012

nienawidzę osoby, którą staję się w środy.


skonstatowałam, że czasu jest zawsze za mało, bądź zbyt dużo. nigdy w sam raz?

gardło znów boli. ale i tak nadal łapię w poły płaszcza hektolitry mżawki, wąchając wilgoć.





czwartek, 8 marca 2012

bagałan, nie bałagan

bo to już nawet nie jest bałagan. to jak rak z przerzutami.a ja stoję w obliczu tej klęski jak sparaliżowana. psychologowie nazywają to niemożnością zebrania się. bo ja przecież wiem dobrze, co należy zrobić. ale te dłonie takie ciężkie, tyle innych rzeczy potrafię sobie wynaleźć do roboty...
pierwszy przykład z brzegu: mogę przysiąść i wziąć do ręki Imię róży. Parę lat temu miałam krótki romans z tą powieścią. ale skończyło się po jakichś 90 stronach. przy obecnym podejściu idzie mi już dużo lepiej, znacznie sprawniej i jestem po prostu zachwycona elokwencją Eco. swoją też, bo wykminiłam sama jedna aluzję do Borgesa w postaci Jorgego z Burgos.
przykład z drugiego brzegu: osoba od kamyczków. w takich sprawach najważniejszym czynnikiem jest dobry timing. więc co z tego, że...,skoro... a poza tym zupełnie tracę rezon w obecności drobnych brunetek, które w dodatku są instruktorkami salsy. na pewno jeszcze ma wysokie libido. brr boję się takich i uaktywniają się moje wszystkie kompleksy.

edit: goździk dla kobiet i dziewczyn. ale nie dla drobnych brunetek, instruktorek salsy i tych wszystkich, którym zazdroszczę :)

czwartek, 1 marca 2012

Kiedy jedna rzecz się nie układa, można to jakoś przeżyć. Ale kiedy wszystkie na raz? Obecnie udaję, że jeszcze nie muszę panikować. Co za kretynka ze mnie.

Dawno już nie oglądałam fimu opartego tak całkowicie na sile i magnetyzmie jednego aktora. A taki jest Wstyd z Fassbenderem. Trudno się było od niego opędzić w tym roku, ale nie narzekam, bo jestem jego piszczącą fanką. Wstyd sprawia, że widz zaczyna się zastanawiać nad rolą seksu i samotności również w jego własnym życiu, ale jest to też jeden z setek innych filmów o uzależnieniu, więc w tym kontekście sprawa już tak bardzo nie podnieca.
Kinowy tydzień zakończyłam Artystą. I nie wydaje mi się, żeby można było cokolwiek na ten temat powiedzieć. Ani nie wzruszył, ani nie ubawił. Przepatrzyłam go, przejadłam, pozbyłam się.

Nie mogę natomiast pozbyć się tego nieprzyjemnego smaku w ustach. Wiecie co to jest? To rozczarowanie. Powinnam się już dawno do niego przyzwyczaić, albo nauczyć się skutecznego poprzestawania na tym co jest. Ja natomiast jestem zachłanna, chcę wszystko albo nic. Wczoraj na koncercie myślałam, że wyjdę z siebie, że ze złości zacznę tłuc szklanki i wrzeszczeć. Wszystko przez...

piątek, 24 lutego 2012

O dwóch polskich filmach

To był trochę tydzień kinowy. Widziałam Sponsoring i Różę. Po polsku, chociaż właściwie przed Oscarami chciałam zobaczyć coś więcej z nominowanej puli, żeby wyrobić sobie zdanie i wesprzeć, jak co roku, mojego faworyta. Wygląda na to, że nie zdążę. Tak wyszło.
Sponsoring wydał mi się przede wszystkim ciekawy. Szumowska pokazuje nośny temat prostytucji, ale nie z perspektywy zbiorowego rachunku sumienia czy tragicznych losów zmuszanych do nierządu niewiast. Widzimy Juliette Binoche, która odkrywa, że codzienność to piekło i luksusowa klatka oraz młode, ładne prostytutki, które uzależniają się od posiadania większej ilości pieniędzy i godzą się w zamian na przeróżne upokorzenia. Seks występuje w różnych sekwencjach i konfiguracjach. Czasem wyzwalający, czasem skonsumowany, często smutny. Po wyjściu z kina pomyślałam: obejrzałam właśnie niezły, współczesny film na europejskim poziomie.
A dzisiaj po seansie doszłam do wniosku, że Róża nie miała prawa powstać. Bo chociaż miłość na tle wojennej zawieruchy to temat bardzo chwytliwy, to jednak tutaj kochają się ludzie z przeszłością, niepiękni i niemłodzi, wojna owszem jest i to nawet brutalna, ale kto jest dobry a kto zły? Kto jest Germańcem, kto Ruskiem a kto Polakiem? Bohaterowie walczą o przeżycie gołymi rękami, nurzając się w błocie, ale nagroda za ich wysiłki nie przychodzi, sąsiedzi raz przychodzą do siebie z butelką wódki, by za chwilę na siebie nawzajem donieść, albo okraść. Ilość gwałtów, jakie dokonują się na oczach widza w trakcie filmu również odbiega od standardów nawet bardzo brutalnych produkcji. Historia wielce emblematyczna, która była w jakimś sensie dzielona również przez moich dziadków. Myślałam o nich podczas seansu. Kto chciałby to obejrzeć? Dla kogo powstała Róża? Dla mnie. W momencie, w którym, jak powiedziała J. wszystko powinno być już dobrze, nic nie idzie ku lepszemu, wręcz przeciwnie. Piekło dopiero się zaczyna. Polecam.




poniedziałek, 20 lutego 2012

rzucam kamyki na dno przepaści i czekam kiedy usłyszę jak uderzają o dno. całkiem zabawne zważywszy na to,że za każdym razem wyczekuję tego z równą niecierpliwością. tak jakby miało się nie udać. a to wszystko bez żadnych owadów w brzuchu. na zimno.


czytam postmodernistyczną i trochę punkową powieść detektywistyczną R. Martineza.podoba mi się, ale nie ze względu na intrygę, lecz na problem tożsamości głównego bohatera. kto jest kim? fikcja miesza się z rzeczywistością.

wtorek, 14 lutego 2012

turning point

przygnieciona leżę. bez związku z dzisiejszą datą. szybkie wyciąganie wniosków, kalkulowanie ryzyka i szukanie wyjścia z labiryntu. mam w ustach ostatni smak przypadkowej czułości i to troszkę przynosi mi ulgę. ale moje obecne problemy pozostają bez związku z moim wiecznym użalaniem się nad sobą w stylu jaka to sama, jaka to niechciana. teraz jest realny problem, prawdziwy, którego rozwiązanie leży poza moim zasięgiem.

oddechem podgrzewam dłonie.

sobota, 11 lutego 2012

hello vodka,bye bye dignity

Obejrzałam Rzeź. W oryginale, więc chociaż ubawiłam się setnie, zdaję sobie sprawę z tego, ze nie wylapalam wszystkiego. Jodie Foster ma świetną żylastą twarz idealną do odgrywania choleryczek.

Chyba nie wyjaśniłam czegoś odpowiednio wcześnie i możliwe, że narośnie tu jakieś nieporozumienie. Wszystko przez dłuższą chwilę nieuwagi. Nigdy nie może być spokojnie? Albo po prostu dobrze? Moralny i fizyczny kac.


Nadchodzi ciężki czas. Nie dlatego,że walentynki czy coś. Chodzi o zmagazynowane w mojej głowie wydarzenia sprzed roku. Mam takie momenty, w których wyraźnie czuję to, co wtedy się rozgrywało. Są zastrzyki z adrenaliny, a ja sobie czasem podaję dożylnie czysty smutek.





sobota, 4 lutego 2012

W piątki zawsze mnie coś gna do przodu. Jakaś odśrodkowa siła, która nie pozwala mi po prostu siedzieć w domu, nawet w tak ogromy mróz jak wczoraj. Każe natomiast poznawać nowe osoby, przekrzykiwać muzykę i pieprzyć głupoty. Zwykle na drugi dzień pojawia się refleksja: Ja pierdolę! Co ja wygadywałam? Wczoraj jednak sytuacja była o tyle dziwna, że już w momencie poruszania ustami zdawałam sobie sprawę z tego, że coraz bardziej się pogrążam.Jakbym obserwowała kogoś obcego, nad kim nie miałam żadnej kontroli. To jak jazda z górki na wielkiej prędkości bez hamulców.


J. przypomniała mi ostatnio licealne czasy w smsie. Nie nudziłyśmy się nigdy w szkolne ławie, to pewne. Jeśli lekcja akurat była nieinteresująca (często), albo nasza nauczycielka od polskiego czymś się kompromitowała (bardzo często) same wymyślałyśmy sobie rozrywki. Do historii przeszedł np. legendarny konkurs o tytuł "Szperacza cytatów" w czasie omawiania opowiadań wojennych Borowskiego. A oto wyszperane przez J. przykładowe tematy wypracowań:
1. Potwierdż tezę J.Z. i U.L.: "w utworze toczy się beznadzijena walka rzygów z rzygami i inna, równie ciężka, ale nie beznadziejna, walka wstrętu z odrazą"
2. "Tak, to rzyganie czyni nas rzygaczami" - słowa K.Ch. uczyń przedmiotem swoich rozważań o roli rzygów w życiu człowieka.


P.S.Zupełnie nie rozumiem dlaczego w zestawieniu najsłodszych zwierząt przygotowanym przez gazeta.pl zabraknąć mogło oposów.

Do obejrzenia: serial Portlandia. Akcja toczy się w Portland, ma charakter raczej epizodyczny. We wszystkich skeczach występują twórcy serialu, którzy odtwarzają różne role, ale zawsze obśmiewają hipsterskie nadęcie.






niedziela, 29 stycznia 2012

proszę. nie.

jestem kurwa jak magnez przyciągający wszystkie zarazki i wirusy. znów chora. jak rok temu.

obiecałam coś sobie. tak w ogóle to często sobie coś obiecuję, zakładam, postanawiam. moje życie to jak seria żabich skoków. bez nawet najmniejszego celu jest mi bardzo źle. więc obiecałam sobie, że nie będę się zmuszać ani przekonywać na siłę do nikogo. zastanawia mnie tylko dlaczego tak rzadko coś czuję. jakbym była przyblokowana, niezdolna do emocji. ostatnim razem kiedy straciłam głowę, byłam przekonana, że mu się nie podobam. może to pogoń mnie nakręca?

nienawidzę chorować, bo czuję, że świat gdzieś ucieka, kiedy ja leżę tutaj pod kołdrą i piję herbatę. poczekajcie!

do posłuchania: Air - Photograph



niedziela, 22 stycznia 2012

Laundry service

Jest tyle rzeczy, o których chcę i nie chcę pisać. O których muszę? Piszę, żeby coś mnie nie dręczyło od środka a czasem, żeby zrobić sobie dobrze i popławić się we własnej maluczkości.
Najpierw "Weekend Update":
Będę pisała relacje z krakowskich eventów kulturalnych i ktoś to nawet opublikuje na stronie internetowej dość dużej i znanej marki. Kilka punktów w górę na moim wskaźniku z samooceną. Z poziomu "bardzo bardzo niska", wkraczamy na "bardzo niska".
Zasmakowałam w pralni samoobsługowej. Kojarzy mi się z filmami Wonga Kar Waia, miastem, które nigdy nie śpi, obcymi ludźmi, między którymi na chwilę dochodzi do przypadkowej interakcji, kiedy tłumaczą sobie zasady funkcjonowania tego przybytku. Czy wiedzieliście, że przychodzi tam naprawdę sporo osób?
G., zamiast się uczyć, napierdala w Larę, dlatego od naszych ścian odbijają się odgłosy walki. Dialog sprzed kilku minut: "W co ona jest w ogóle odziana?" (ja zdegustowana) "W odzienie!" (G. zirytowana).
Zachowuję się jak zupełna idiotka w sytuacjach nieprzewidzianych i nagłych mających związek z tematem tabu. To jak odruch bezwarunkowy, mam ochotę wziąć nogi za pas i już. Wiem, że to głupie, ale tak w sumie...dlaczego mam to zmieniać? Może sobie pozwolę?
Nie ma niczego lepszego niż rozmowa z osobą, której się nie boję, ani nie wstydzę. Miałam taką w sobotę przy ulicy Św. Tomasza. Śnieg wydaje się bielszy przynajmniej na chwilkę.
Według najnowszych doniesień jestem czarująca. Przyjemna wiadomość, ale znów z nieodpowiedniego źródła.

Gdybym dzisiaj umarła, byłoby mi przykro i czułabym niedosyt.






poniedziałek, 16 stycznia 2012

Depreszka i stresik

No pewnie, że to żaden problem dorzucić sobie jeszcze stresorów i obowiązków nie do wypełnienia na przyzwoitym poziomie. W piątek wycinam bezmyślnie hołubce a teraz z ręką w nocniku konstatuję, że nie potrafię zrobić tego, do czego się zobowiązałam w porywie szaleńczej odwagi. Wrrrr

Czy jestem zbyt wybredna? Już naprawdę chciałabym przestać mielić w głowie te same historie i iść dalej. A może, o zgrozo z mojej twarzy na kilometr bije desperacja? Chcę do przodu! Fuck you very much.

Zgodnie z przewidywaniami, pospolicie ruszyłyśmy się do kina. Wszystkie kobiety w mojej rodzinie wzięłyśmy i poszłyśmy na Dziewczynę z tatuażem. Już chyba na wszystkie możliwe sposoby omówiłam ten film, więc tylko powiem, że wyszłam z kina przekonana, że zaserwowano mi przyzwoitą rozrywkę a piosenkę nuciłam jeszcze długo później. Samo intro do filmu to osobna historia. Ładne, prawda?


Future starts slow. As fuck.

środa, 11 stycznia 2012

switch

z chorobami jest tak, że kiedy się trafiają, uświadamiają nam, że jesteśmy wyposażeni w coś tak idiotycznego jak ciało. moje przeszkadza mi już drugi dzień. kichający i przeklinający pod nosem lektor to zły lektor.

nadejście nowego roku sprawiło, że wydarzały się rzeczy. w ciągu tygodnia obeszłam wszystkie niemal meetingi językowe i towarzyskie w Krk, byłam na proszonym obiedzie, łyżwach, imprezie tańczonej (która okazała się zupełnym fiaskiem) oraz na spid dejtingu. wczoraj natomiast spotkałam na swoje drodze, w ciemności tłustego szczura, który bez pardonu wspinał się przede mną po schodach mojej kamienicy. jedynym trwałym efektem tego natłoku zdarzeń może okazać się zmiana mieszkania i kolejna próba tandemowa. teraz już w wersji light, czyli rączki mamy na stole.

jak zwykle o tej porze w kinach jest mnóstwo filmów, które chciałabym zobaczyć, ale zwyczajnie nie stać mnie na to, żeby oddawać się tej przyjemności. ostateczny wybór zależy od tego, kto akurat będzie w stanie mi towarzyszyć. w ten weekend padnie najprawdopodobniej na Fincherowskiego Larssona, chociaż bardzo bardzo chętnie obejrzałabym też Le Havre...

idę do łóżka z aspiryną.

piątek, 6 stycznia 2012

wracając dzisiaj z nieudanej imprezy odkryłam, że można zakończyć zdanie "Gdybym była odważniejsza..."
na milion sposobów. i nie tylko w drugim okresie warunkowym, ale w trzecim, zwłaszcza trzecim, również.

niedziela, 1 stycznia 2012

nudne głupie rzeczy

Jeszcze między malowaniem rzęs a wkładaniem rajstop oglądałam końcówkę pierwszego sezonu American Horror Story. Jako osoba strachliwa byłam pod wrażeniem i jako osoba, która ogląda czasami różne seriale, również.

Nie wiem co było smutniejsze powrót z sylwestra czy moje urodziny. Ale przynajmniej dni będą coraz dłuższe a wiosna jest już bliżej niż dalej. Uroczyście obiecuję, że nie będę robiła absolutnie zbędnych rzeczy, które sprawiają, że gorzej się czuję.

Warte odnotowania przeczytane w 2011:
1. artykuł o puszczaniu się ze Zwierciadła, który sprawił, że przestałam się zamartwiać
2. artykuł o wstydzie z Charakterów dzięki któremu wiem, że się wstydzę i czasami, kiedy się na tym łapię daję sobie mentalnego klapsa i mówię w myślach: ogarnij się
3. Śmierć w bunkrze - M. Pollacka przypomniała mi o tym, że lubię reportaże
4. Pętla - M. Hłaski przeczytana po obejrzeniu filmu w bardzo złym momencie mojego życia kiedy ja też walczyłam z nałogiem chociaz zupelnie innej natury
5. Szklany klosz, czyli książka od której radzę trzymać się z daleka. A może działa tak destrukcyjnie tylko na ludzi ze stanami depresyjnymi?

Warte odnotowania obejrzane w 2011:
1. Włochy (znam li trochę ten kraj dzięki J. i A.)
2. Melancholia
3. Do szpiku kości
4. Kieł
5. Rozstanie

Warte odnotowania usłyszane w 2011:
1. I follow rivers - Lykke Li
2. Mad world - Gary Jules
3. Rykarda Parasol
4. Kapela ze wsi Warszawa
5. What's a girl to do - Bat for lashes
6. Menos tu - Mala Rodriguez
7. Wielkie jest czekanie - Incarnations
8. De momento abril - La bien querida
9. Nostalgias - Diego El Cigala
10. Un buen dia - Los Planetas

Podsumowanie byłoby niepełne gdybym nie wspomniała o wielu ludziach, których poznałam w tym roku i o tych, których znałam już wcześniej, ale z którymi moje relacje wyglądają teraz zupełnie inaczej, sądzę, że lepiej.

Zrobiłam te postanowienia przeklęte. Zapisałam w czerwonym kajeciku pod datą 1 stycznia. Horoskop na nowy rok jest optymistyczny. A ja nie mam zbyt wyśrubowanych wymagań, chcę tylko, żeby było lepiej niż do tej pory.