czwartek, 13 sierpnia 2015

the art of dolce far niente

bo odpoczywac trzeba umiec. wynajduje sobie mase zadan, ksiazek do czytania, nie moge spoczac. bo...
1. zaczne myslec o TEJ rozmowie sprzed mojego wyjazdu. i dorabiac ideologie do czegos, co juz zostalo sklasyfikowane dawno temu jako nic waznego. i zacznie mi byc smutno i przykro i bede miala wyrzuty sumienia. eh...
2.  zaczne myslec o tym, ze kiedy ja siedze tutaj i moja praca nie posuwa sie nawet o akapit do przodu, inni sie bronia. a ja nie mam bladego pojecia jak zrekrutowac ludzi do eksperymentu. kurwa jego mac.


wiec robmy, czytajmy, biegnijmy, rowerujmy. az do zadyszki.

czytane jest: ojcobojca - m. pollack. klasyczny przyklad tego, ze kiedy uwielbiasz styl pisarza zainteresuje cie wszystko, co napisze. kto by pomyslal, ze fascynujacy wyda mi sie proces sadowy z 1928 rozgrywajacy sie w Tyrolu? nie, nie jest to kryminal. to reportaz.
pochwala macochy - vargas-llosa. moje drugie podejscie do tej ksiazki wynikajace z tego, ze zauwazylam niepokojaca ilosc ksiazek na mojej polce, ktorych nie doczytalam do konca. jestem w polowie i mysle, ze jest to nie tylko ksiazka o perwersjach ludzkiego ciala, o zmyslach i szokujacej seksualnosci, ale o tym, ze kiedy wszystko wokol wydaje sie szalone i niedoskonale, bohaterowie skupiaja sie na mikrokosmosie swoich cial, na ich sekretach, ciemnych zakamarkach. i kiedy juz wydaje mi sie, ze rozkminilam zamysl filozoficzny autora, mam ochote rzucic ksiazke w kat...ale jakos czekam na deus ex machina. zostalo mi 100 stron, ma jeszcze szanse.