wtorek, 26 listopada 2013

tudo vai dar certo, ne?

może nie mam racji, ale dochodzę do wniosku, że znalezienie mieszkania w Rio na odległość jest niemożliwe.

tak samo jak niemożliwe ogarnięcie tego wszystkiego, co mnie jeszcze czeka. normalnie w takich sytuacjach robię sobie listę, żeby się uspokoić, ale jak ostatnio zaczęłam ją tworzyć, okazało się bardzo szybko, że nie zmieści się nawet na jednej kartce. a to sprawiło, że zaczęłam sie stresować jeszcze bardziej.

jest masa rzeczy w Krakowie, które są jak mój security blanket: książęce pszeniczne, siłownia, na którą czasami chodzę, książki, kina, znajomi. boję się, bo nie wiem do czego będę uciekać się tam. 

hmm to trochę tak jakbym do tej pory była krzaczkiem pomidora, który spędził całe swoje życie w szklarni i nagle, sam z siebie, zdecydował się przesadzić. na zewnątrz jest słońce, ale też nornice, turkucie podjadki, grad, przymrozki, mszyce...ok. you get the idea.

dlaczego nasz bałagan nie może uspokoić się chociaż na kilka dni?







sobota, 16 listopada 2013

ja sei

nie znoszę oszczędzać. staję się wtedy denerwująca, zrzędliwa i spięta. nie uważam, że posiadanie pieniędzy jest jakąś wartością samą w sobie, ale podoba mi się swego rodzaju pewność jaką dają. dlatego tak ciężko przychodzi mi życie na bardzo ograniczonym budżecie.


kolega napisał mi ostatnio wiadomość "w marcu widzę się ze znajomymi z Polski, może dołączysz". ja na to: "gdzie? w Rio?" on: "mhm". i uderzyło mnie to: tak, rzeczywiście, będę tam w marcu, a także prawdopodobnie w maju, czerwcu, wrześniu....

chyba wreszcie muszę zmądrzeć. zacząć wyciągać wnioski i nie pakować się w skomplikowane układy, które sprawiają, że stroną poszkodowaną jestem ja. jasne, zawsze mogę powiedzieć nie. jasne, temat jest stricte wirtualny. ale...czy aby do końca? bo w końcu jak często jesteśmy przekonani, że to właśnie to? nie wiem jak inni, ale ja naprawdę naprawdę rzadko.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Zarezerwowałam dzisiaj bilet. A zatem to już oficjalne. Jeśli dwa miesiące po wyjeździe wrócę z podkulonym ogonem, to oznacza, że nie udźwignęłam tego finansowo i nie udało mi się ani znaleźć pracy, ani uczniów, ani stażu. Dokąd jadę? Za morze. Dlaczego? Z grubsza dlatego, że mi się tak ubzdurało, uwidziało i wymarzyło. Poza tym, już dawno doszłam do wniosku, że chciałabym przed śmiercią pomieszkać za granicą. Nie podejrzewałam, że wiązać się to będzie z powrotem do szkolnej ławy, ale czy tak naprawdę cokolwiek można  w życiu przewidzieć? Mam duży apetyt na to, co nadejdzie.
Nazwijmy to eksperymentem. Przeprowadzam go na sobie. Temat brzmi: Czy można znaleźć szczęście tam, gdzie chce się je znaleźć i odwrócić swoje życie o 180 stopni?

poniedziałek, 4 listopada 2013

W którym momencie wsiadłam na tę karuzelę? Nawet nie wiem.


Stało się to, co się stać miało, ale z powodu ilości niewiadomych nie jestem w stanie się cieszyć. Poza tym, kiedy się dowiedziałam i pobiegłam z tym newsem na rodzinne łono usłyszałam: I za co ty tam dziecko pojedziesz? ...

What questions should be asked before the policy is introduced?

1. Ile jestem w stanie dla siebie zrobić?
2. A  ile poświęcić?
3. Czy chcę tego dla siebie czy po to, żeby udowodnić coś całemu światu albo, co gorsza, jakiejs konkretnej osobie ?
4. Czy wierzę w siebie na tyle, żeby stwierdzić, że chociaż nikogo tam nie znam, zostanę tam zaakceptowana i polubiona?
5. Czy podejmę to ryzyko?
6. Czy dadzą mi tyle kasy ile potrzebuję?

Nie, tak naprawdę to ważne jest tylko jedno pytanie: czy podejmę ryzyko i trud. Bo przecież to dopiero początek: wiza, ubezpieczenie, praca, pieniądze. I ten egzamin w Wawie, który potrzebny mi teraz jak dziura w głowie.

Chcę spać i obudzić się w świecie, w którym mam na koncie 30 000 euro, mam wspierającą mnie rodzinę i jasno wytyczony, zdrowy cel, który nie opiera się na fałszywych założeniach.