Czy kazdy ma swoja nemesis?Pewnie juz wszyscy z tego wyrosli...Ok, ale ja mam nadal. I zawsze sadzilam, ze bedzie to osoba, ktora bede tak podziwiac, ze az jej nie znosic. Ale nie, jest to ktos, kogo po prostu nie trawie i nie jestem w stanie pojac jak to mozliwe, ze swiat jeszcze nie przejrzal na oczy...
zastanawiam mnie jak skutecznie bronic sie przed stresem. w czwartek mialam spotkanie, ktore wypadlo zaskakujaco dobrze, ale ktore wyczerpalo mnie psychicznie do tego stopnia, ze nie moglam spac. od kilkunastogodzinnego napiecia uwolnila mnie dopiero jakas niezdarna proba medytacji do pseudorelaksujacej muzyki i lezenie krzyzem. sluchanie odglosow ruchliwej rua das laranjeiras i powolne roztapianie sie w nich. tak zeby nie wracac do wydarzen minionej doby i wszystkuch momentow w moim zyciu, kiedy czulam, ze musze cokolwiek komukolwiek udowodnic.
bo nie mam pojecia dlaczego, ale ciagle czuj,e ze prawie kazda interakcja dla mnie zaczyna sie na poziomie -1. i musze zrobic wszystko, zeby zasluzyc na szacunek osoby, z ktora rozmawiam. nie skompromitowac sie. moze to dynamiczne zycie, ktore wiode nie jest dla mnie?moze czulabym sie szczesliwsza w jakims powolnym rytmie na obrzezach wydarzen. a moze po prostu powinnam spiac dupe i brnac dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz