poniedziałek, 23 kwietnia 2012

beggars can't be choosers

wczoraj z ust mojej matki padło: ja to się zawsze zastanawiam dlaczego ja to jestem ja a nie ktoś inny. poczułam wówczas bardzo wyraźnie, że rzeczywiście mamy ze sobą coś wspólnego. może więcej niż sądziłam.


biegam jak popierdolona i zupełnie nie jestem gotowa na majowy weekend. po raz pierwszy od wielu lat zaplanowałam go sobie. jadę do Wiednia. za ostatni grosz, za ostatniego eurocenta.

off camera nie została przeze mnie jednak tak do końca zignorowana. obejrzałam dwa amerykańskie filmy: Terri i Electrick children. drugi z nich dostał nawet jakąś nagrodę, chyba FIPRESCI. oba średnie, ale ciekawe. zabawne i rozłażące się na wszystkie strony, ale niepoważne i sympatyczne. kilka podobnych przymiotników może posłużyć również do opisu Le Havre. ostatnio mój 8-letni uczeń stwierdził, że pasjonuje się alfabetem. no więc gdybym była Stasiem powiedziałabym, że pasjonuję się kinem Kaurismakiego. gdybym z kolei lubiła trywialne porównania, nazwałabym go fińskim Jarmushem.

w ogóle Staś to niesamowita postać. wyraził ogromną boleść kiedy okazało się, że koledzy z grupy nie pamiętają wcale alfabetu, skonstruował specjalnie dla nich tablicę z podstawowymi informacjami na temat literek po angielsku a na koniec popisał się swoją ogromną wiedzą na temat życia pingwinów wędrownych.

jeszcze a propos grup dziecięcych. mam zajęcia również z rozkosznymi 7-latkami. mają twarze jak aniołki, sto tysięcy niesamowitych pomysłów na minutę, a czar pryska, kiedy uchylają swoje usteczka i z diabelskim uśmiechem recytują w kółko: cycki, dupa, gówno. jak ja mam nie pękać ze śmiechu?

Brak komentarzy: