środa, 11 stycznia 2012

switch

z chorobami jest tak, że kiedy się trafiają, uświadamiają nam, że jesteśmy wyposażeni w coś tak idiotycznego jak ciało. moje przeszkadza mi już drugi dzień. kichający i przeklinający pod nosem lektor to zły lektor.

nadejście nowego roku sprawiło, że wydarzały się rzeczy. w ciągu tygodnia obeszłam wszystkie niemal meetingi językowe i towarzyskie w Krk, byłam na proszonym obiedzie, łyżwach, imprezie tańczonej (która okazała się zupełnym fiaskiem) oraz na spid dejtingu. wczoraj natomiast spotkałam na swoje drodze, w ciemności tłustego szczura, który bez pardonu wspinał się przede mną po schodach mojej kamienicy. jedynym trwałym efektem tego natłoku zdarzeń może okazać się zmiana mieszkania i kolejna próba tandemowa. teraz już w wersji light, czyli rączki mamy na stole.

jak zwykle o tej porze w kinach jest mnóstwo filmów, które chciałabym zobaczyć, ale zwyczajnie nie stać mnie na to, żeby oddawać się tej przyjemności. ostateczny wybór zależy od tego, kto akurat będzie w stanie mi towarzyszyć. w ten weekend padnie najprawdopodobniej na Fincherowskiego Larssona, chociaż bardzo bardzo chętnie obejrzałabym też Le Havre...

idę do łóżka z aspiryną.

Brak komentarzy: