Po raz pierwszy od bardzo dawna byłam w filharmonii na evencie dla gawiedzi, która nigdy tam chyba nie przychodzi. był to recital fortepianowy za dychę, który mnie zanudził niemal na śmierć za wyjątkiem może ostatniego solisty z impresjonistycznym repertuarem.
ta słoneczna jesień, ten kicz, te kasztany, te liście grubą warstwą pokrywające chodniki, polonezy Chopina.lampka wina i koce i herbaty. kto nam to sprzedał? i kiedy? te wstrętne melancholie
Dawniej chyba mówiłam co myślałam. Nie zależało mi na sile rażenia, jaką czasem mają rzeczy, które mówię. Teraz chowam je do środka. Nie kłamię, bo moja twarz jest organicznie niezdolna do kłamstwa i widać je zaraz jak na dłoni. Czy kogoś aby nie urażę, czy nie będę niedelikatna? Zawsze wynajdę sobie jakieś okoliczności łagodzące dla tego, żeby przypadkiem nie powiedzieć prawdy.
Paraliżuje mnie ostatnio brak pewności siebie. Ok, to zabrzmiało jakbym kiedykolwiek była pewna siebie. Nigdy nie byłam. Po drodze jednak miało miejsce pewne niefortunne zdarzenie, które sprawia, że tylko czekam, aż ktoś przekona się, jaka to ja jestem nudna, nieciekawa, obsesyjnie zazdrosna, pozbawiona pasji i celu, niesamodzielna i wybrakowana w tylu tylu miejscach. Pierdolona niska samoocena.
Przypomniało mi się jeszcze coś. To w ogóle jest notka obfita w treść, bo czuję, że dawno tutaj nie pisałam. Lemingi mi się przypomniały. O których modnie jest teraz mówić i trendy się jest z nich śmiać. Podpadam pod definicję leminga. I widuję lemingi w biurze co rano. Ale tak naprawdę to wszystko to ściema.
Współdzielimy przestrzeń biurową, mówimy do siebie obrzydliwą mieszanką polskiego i angielskiego, jemy obiady w stołówce na dole i czasami, jak nie chce nam się iść na dół, kupujemy żarcie z maszyny. Tylko tyle nas łączy.
Obejrzane ostatnimi czasy (mam ochotę napisać: jak mało jak mało jak mało - ale chuj z tym)Kochanek królowej i Co wiesz o Elly.
A słucham teraz raczej rockowych rzeczy.
ta słoneczna jesień, ten kicz, te kasztany, te liście grubą warstwą pokrywające chodniki, polonezy Chopina.lampka wina i koce i herbaty. kto nam to sprzedał? i kiedy? te wstrętne melancholie
Dawniej chyba mówiłam co myślałam. Nie zależało mi na sile rażenia, jaką czasem mają rzeczy, które mówię. Teraz chowam je do środka. Nie kłamię, bo moja twarz jest organicznie niezdolna do kłamstwa i widać je zaraz jak na dłoni. Czy kogoś aby nie urażę, czy nie będę niedelikatna? Zawsze wynajdę sobie jakieś okoliczności łagodzące dla tego, żeby przypadkiem nie powiedzieć prawdy.
Paraliżuje mnie ostatnio brak pewności siebie. Ok, to zabrzmiało jakbym kiedykolwiek była pewna siebie. Nigdy nie byłam. Po drodze jednak miało miejsce pewne niefortunne zdarzenie, które sprawia, że tylko czekam, aż ktoś przekona się, jaka to ja jestem nudna, nieciekawa, obsesyjnie zazdrosna, pozbawiona pasji i celu, niesamodzielna i wybrakowana w tylu tylu miejscach. Pierdolona niska samoocena.
Przypomniało mi się jeszcze coś. To w ogóle jest notka obfita w treść, bo czuję, że dawno tutaj nie pisałam. Lemingi mi się przypomniały. O których modnie jest teraz mówić i trendy się jest z nich śmiać. Podpadam pod definicję leminga. I widuję lemingi w biurze co rano. Ale tak naprawdę to wszystko to ściema.
Współdzielimy przestrzeń biurową, mówimy do siebie obrzydliwą mieszanką polskiego i angielskiego, jemy obiady w stołówce na dole i czasami, jak nie chce nam się iść na dół, kupujemy żarcie z maszyny. Tylko tyle nas łączy.
Obejrzane ostatnimi czasy (mam ochotę napisać: jak mało jak mało jak mało - ale chuj z tym)Kochanek królowej i Co wiesz o Elly.
A słucham teraz raczej rockowych rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz