wtorek, 28 grudnia 2010

tytułem podsumowania




Najważniejsze odkrycie roku 2010:
> piwo miodowe marki Ciechan
runner-ups: to, że jestem za stara na namiot, Kraftwerk, Natalia Lafourcade, J-P Sartre

Najlepsza książka roku 2010:
>Pocałunek kobiety-pająka
runner-ups: Mdłości, Matka Joanna od Aniołów i Un asesino solitario

Najważniejsze wydarzenie kulturalne:
>Maciejowski w Narodowym
runner ups: Selector, WPF, festival szopenowski

Najlepszy fylm obejrzany w 2010 (tu będzie ciężko, bo nie pamiętam wszystkich, ale...w czołówce):
>Weekend i Powiększenie, które rozłożyłam na czynniki pierwsze w tym roku
>Chłopcy z ferajny i Nocny Kowboj
>Gorzkie mleko
>Basen
>Oczy szeroko otwarte
>El secreto de sus ojos
>Autor widmo

Największy tegoroczny dół:
>po obronie
runner-ups: przed obroną

Największy fun:
>ekspresowa kąpiel w lodowatym Bałtyku między jedną burzą a drugą
runner-ups: koncert Bloody Beetroots, spotkanie z Marjane Satrapi

Największy fail:
>PKP
runner-ups: milijon niezrealizowanych planów, CO w naszej kuchni

Postanowienia na rok kolejny:
1. mniej dram
2. jedna książka naraz
3. podyplomowe
4. do wyra i z wyra pół godziny wcześniej
5. ograniczenie imaginacji

niedziela, 19 grudnia 2010

Z roku na rok jest coraz gorzej. Mam na myśli święta. Nie to, że nie jestem przygotowana. Mam prezenty, mam pierniczki (śliczna, abstrakcyjna dekoracja cieszy oczy i nasze łase krtanie). Ale nie mam ochoty na to całe przeżywanie, na migotanie świeczki, na niezręczne momenty, kiedy dzielimy się opłatkiem i nie wiemy co powiedzieć, na Lulajże Jezuniu, od którego powinien drżeć głos, a nie drży.

Jak to się dzieje, że faceci mają taki problem z komunikacją werbalną? Zamknie się to jak ostryga i nic. I to ja jestem ta zła, bo dręczę. Pfff.

W Meksyku jest strasznie. Wszyscy wiedzą, że jest strasznie w Korei Północnej, że niezbyt przyjemnie jest na Kubie, że w krajach islamskich kamieniuje się kobiety za zdrady. Ale podczas gdy w tych krajach stoi za przemocą jakaś idea (chora, ale jednak), w Meksyku stoją za przemocą kasa i hipokryzja. Zabija się ludzi bez powodu. Po kilkunastu naraz, w egzekucjach, zostawia się ich zmasakrowane ciała okryte w koce, nagrywa się na kamery ochrony brutalne morderstwa wyegzekwowane w biały dzień, w nocy, w miejscach publicznych, w domach i udaje się, że problemu nie ma. Ciotka mojej koleżanki była tam ostatnio na wakacjach. Mówiła, że było świetnie. Dzisiaj wyczytałam, że wczoraj zginęła Marisela Escobeda. Kobieta znana w Meksyku z tego, że przez ostatnie dwa lata domagała się ukarania morderców swojej córki. Zginęła na schodach pałacu gubernatora stanu Chihuahua od strzału w głowę. Wkurwiło mnie to, chociaż o istnieniu tej kobiety dowiedziałam się dziś. Witki mi opadły z niemocy.



Tam powyżej Natalia Lafourcade. Z Meksyku również. Żywa i ładnie grająca.

niedziela, 5 grudnia 2010

kurwa, nienawidzę zimy


Po wielu miesiącach ględzenia, kupiliśmy wreszcie bilety lotnicze na zagraniczny wojaż. Nie szukajcie mnie zatem na Koletek pod koniec stycznia, prędzej na Ramblach. Albo na lotnisku w Oslo, bo tam skończymy, jeśli ziści się najgorszy z moich koszmarów.
Wreszcie skończyłam czytać Mdłości. Z Sartrem bym sobie mogła przybić piątkę, ale już dość mam ględzenia i chcę akcji akcji akcji. Dlatego noszę teraz w torebce Pantaleona i wizytantki, co skutkuje chichotem w środkach komunikacji miejskiej wszelkiej maści.
Odkąd odkryliśmy w naszej przepastnej piwnicy sanki (a było to wiosną), w głowie mej zalęgła się myśl, by puścić się na nich ze wzgórza wawelskiego, ale nie mam śmiałości, bo o dziwo dzieciaki z okolicy jeszcze na to nie wpadły. Ktoś zna fajne miejsca w centrum Krakowa gdzie można bez przeszkód oddawać się tej rozrywce?
Felek marznie okrutnie i już nawet nie ukrywa powodu, dla którego łasi się o nasze nogi. Po prostu bezwstydnie ryje się do przedpokoju całym swym kocim ciałem.
Kochany Mikołaju, nic mi nie przynoś, tylko zabierz troszkę kilogramków.

czwartek, 18 listopada 2010


pierwszy przymiotnik, niezbędny przy opisywaniu mojej osoby - lenistwo. sądzę, że gdybym przyszła na świat jako australopitek z lenistwa wstrzymałabym ewolucję. czasem nawet nie umie mi się chcieć więcej, poprzestaję na małym. tak jak teraz. mam jakąś rozmowę jutro i już wymyśliłam sobie milion kontrargumentów, wg. których w ogóle nie będzie mi się opłacało tam jeździć.
1. za daleko - przesiadka na Borku Fałęckim???
2. na pewno nie będą mi chcieli zapłacić tyle, ile będę chciała
3. okaże się, że zajęcia będą w dni, które później pokryją się z zajęciami dla UM, które jakimś dziwnym trafem dojdą do skutku
4.grupa będzie składała się z dorosłych i niemowląt ergo będzie niemożliwa do prowadzenia

Nasze mieszkanie, pod względem oświetlenia, zaczęło ostatnimi czasu przypominać dość widną piwnicę.

poniedziałek, 15 listopada 2010

las-sen


Pod Baranami pokazywali ostatnio przegląd filmów azjatyckich. Nie było tych, które chciałam obejrzeć najbardziej, czyli Sen, Poezję i Wujka jakiegośtam, który cośtam. Ale to się nadrobi w zaciszu domowym, skoro wiatr w oczy.
Zaczęłam od Snu Kim Ki Duka. Kluczem do interpretacji jest zapewne opowiastka o chińskim mędrcu, który zastanawia się czy to jemu śnił się motyl, czy też on jest snem motyla. Samozwańczy guru z filmwebu i innych portali już rzucają błotem w Kim Ki Duka, że zrobił film nielogiczny i nietrzymający się kupy. Głupie dzieci, którym nawet nie chce się zrobić researchu.
Dla kontrastu obejrzeliśmy w ten sam wieczór Boso, ale na rowerze - uczucie skrajnego obrzydzenia na zmianę ze śmiechem.

Jestem fanką Lasu Wolskiego, do którego wybrałam się raz pierwszy dopiero wczoraj. W ogóle nie znam chyba miasta, w którym mieszkam.

niedziela, 7 listopada 2010


nie wiem dlaczego, ale od mniej więcej dwóch tygodni próbuję coś tutaj napisać i nie potrafię.

nie ma nawet 16 a w moim pokoju praktycznie już ciemno. jeśli jesień nie jest depresyjna to nie wiem co jest. wisi nade mną jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia a ochotę mam tylko na szarlotkę i kakao.

byłyśmy dzisiaj z gabą na targach książki. wróciłyśmy z torbami. pełnymi książek. ale i tak nie przebijemy lubego, który przybył z worami. na półce pyszni się Wampir M. Janion kupiony w megaokazyjnej cenie. zaraz obok Pantaleon i wizytanki a jeszcze dalej Persepolis z dedykacją cudownej, dzielnej, mądrej i pięknej pani Marjane. okryć się pledem, pić grzane wino, usadowić się za piecem i czytać. byłoby idealnie.

czwartek, 14 października 2010

bezdeń

oto czarna dziura. która porywa mnie do środka całą, rozrywa, rozwierca, nawet najmniejsze atomy w mojej głowie. nie mogę i nie chcę oddychać.

poniedziałek, 4 października 2010

para aclarar algunas cosas


co robię? a czego ja nie robię, proszę państwa?! wszystko!
jeżdżę na rowerze, rozwalam zapięcia od rowerów, wkurwiam się w mpk krakowskim i na moją siostrę, która zaczęła ze mną mieszkać, piję herbatę, robię zakupy, biegam na autobus, marznę w porannym chłodzie, dzwonię do mojego chłopaka i przeszkadzam mu w pracy, jem batoniki musli, oddycham, trawię, ruszam głową do muzyki, spaceruję.
ale przede wszystkim: uczę hiszpańskiego, odbywam staż w biurze tłumaczeń i tłumaczę swoją pierwszą książkę.

byliśmy w sobotę po raz drugi na kopcu Krakusa. wcześniejszej wizyty prawie nie pamiętałam, bo to po pijaku było i po ciemku i po sylwestrowemu. w dodatku wyrąbałam się byłam na jezdni i skończyło się to gigantycznym siniakiem. ale teraz było widno, choć wietrznie. i zmrok zapadał jesienny i były te jesienne mgły jak z plfoto.com i odkryliśmy stary kamieniołom, w którym Łukasz chce sesyję fotograficzną zrobić.

cele następnych wycieczek krakoznawczych: góra Lasoty, kopiec Wandy

czwartek, 30 września 2010

who knew


sama nie wiem czy nie wkopałam się w jakąś głupotę. ludzie przecierają oczy ze zdumienia, kiedy wypadam z każdym moim kolejnym pomysłem. już właściwie powoli się do tego przyzwyczajam.
jem zieloną gruszkę z hipermarketu. nie ma smaku. tak jak ta jesień, która już pachnie podejrzanie zimą.
muzyka w moich głośnikach: digitalism, crystal castles
na ekranie: człowiek, który wiedział za dużo, upperdog, nocny kowboj

piątek, 17 września 2010

Czytam "Mdłości" i mam co chwilę mam ochotę wytatuować sobie na piersi jakiś cytat z tej książki. Jest boska. I ja też mam te mdłości i czuję się jak wtedy, kiedy czytałam "Buszującego w zbożu", bo utożsamianie się z bohaterem przychodzi mi bez trudu.

czwartek, 9 września 2010

em gie er


mów mi magister. mów mi wykształciuch. ale z uwagi na wadę konstrukcyjną nie czuję radości, bardziej strach. a w zasadzie obie te rzeczy na raz. plus jeszcze wycieńczenie spowodowane zatruciem alkoholowym.

byliśmy na Czeskim błędzie ostatnio. przyzwoicie i interesująco, ale Łukasz i tak zasypiał. z filmów jeszcze Pocałunek kobiety-pająka, Lola i seks, Europa, Język motyli i Pragnienie. Ten ostatni świetny i pokręcony. Płażewski nie widzi potrzeby robienia takich filmów, ale to starej daty purysta, więc chuj z nim.

aby zjeść najlepszą pizzę w Krakowie trzeba jechać teraz aż na Kurdwanów, bo myly mój się przeniósł i szefuje kuchni a mnie rozpieszcza w domu wspaniałymi, dietetycznymi daniami własnego pomysłu. dzisiaj był kurak w sosie koperkowym z grilla.

przed obroną musiałam wreszcie się przemóc i przeczytać Miłość w czasach zarazy. polskie tłumaczenie jest fatalne, natomiast Florentino Ariza to idiota, pogoniłabym taką mendę gdzie pieprz rośnie. nawet nie byłam ciekawa jak to się skończy, więc rzuciłam książką o ścianę na 20 stron przed końcem. i tak wiem, że w końcu się ze sobą pieprzyli. splendid.

zrobiła nam się jesień. na osłodę mamy winogrona i opowiadania Manuela Rivasa.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

"ulik_" czyli tak i z powrotem


Nasz pociąg-widmo odjeżdżał o 4:50. Nawet nie próbowaliśmy uprzednio spać. Całą noc spędziliśmy na pakowaniu, które ujawniło pewien niepokojący fakt: stałam się osobą bardziej zależną od przedmiotów niż kiedyś. Dawniej wystarczyło, że spakowałam mydło, szczoteczkę i pastę. A teraz wylazła ze mnie baba, która nie ruszy się bez swojego kremiku, żelu i balsamu o mleczku do demakijażu nie wspominając. Ale mimo wszystko ta baba się bez tego ruszyła (żel do mycia twarzy wyjąwszy).
Przemierzyliśmy Polskę wzdłuż, zatrzymując się dość często z powodu remontów linii kolejowej Warszawa - Gdynia (Euro 2012) znosząc ludzi przeróżnej maści i wchłaniając batoniki musli na przemian z brzoskwiniami. Szybko stało się jasne, że pogoda nie jest po naszej stronie (nigdy nie jest, cholera!).
W sympatycznym mieście Gdynia zmokliśmy doszczętnie i zgorszyliśmy się cenami komunikacji miejskiej. Pocałowaliśmy też darowany nam na jedną noc kawałek podłogi oraz zostaliśmy obdarowani przez niezwykle gościnną Anię S. rosołkami i cytrynówką (mniam i dziękujemy).
Następnego dnia blady świt zastał nas w porcie karmiących stadko wróbli i oczekujących na tramwaj wodny. Szkoda, że nie ma takich w Krk.
Na Helu rozbiliśmy się na jedynym możebnym polu namiotowym (zainteresowanym chętnie udostępnię namiary) i ruszyliśmy na plażę. Zażywaliśmy kąpieli wodnych na przemian ze słonecznymi kiedy się tylko dało, przechadzaliśmy się do Juraty i wypróbowaliśmy kawę chyba we wszystkich możliwych lokalach a ja zjadłam mnóstwo ryb (jak na mnie).
Niezachęcające prognozy wygnały nas w niedzielę do Gdańska, gdzie siedzieliśmy do poniedziałku rano. Szału nie ma, bardziej podobał mi się Toruń, ale ten zegar z bazyliki, no pikny, ty wąziutkie uliczki i te cuda na Jarmarku Dominikańskim (zakupiliśmy 3 zajefajne DVD, he-he) wystarczyły, żebym się zamknęła i przestała narzekać.
Na koniec tylko jedno: nienawidzę pkp i moich dzisiejszych współpasażerów

niedziela, 1 sierpnia 2010

Keep It Clean









czasami żałuję, że tyle osób wie, że ja to ja. mogłabym sobie na nich tutaj ponarzekać, powiedzieć, że mnie wkurzają a tak nie mogę. ten blog to jak przebieranie się przy szeroko otwartym oknie. byle nikt nie zauważył.

mały ptaszek powiedział mi w sekrecie, że we wtorek ruszamy w podróż nad Bałtyk. jeśli ktoś zechce napisać tutaj, że to głupi pomysł, od razu mówię, że mu przytaknę. pogoda ma być zła, polskie wybrzeże jest drogie a ludzie sikają do wody (żródło: http://www.emetro.pl/emetro/1,85648,8194591,Na_plazy_czlowiek_sie_prazy__a_siku_robi_do_Baltyku.html). no ale i tak pojedziemy. jesteśmy zdeterminowani, by zanurzyć się w morzu, marznąć w namiocie, zostać ofiarami turystycznego wyzysku oraz popatrzeć na fale i promy zmierzające ku Szwecji. ja liczę również, jak zawsze nad morzem, na zauważenie morświniej płetwy.

przy okazji planowania tego typu wyjazdu dowiedzieliśmy się kilku cennych rzeczy o podróżowaniu PKP. ekspresy intercity są mega drogie a z oferty Superbilet (przejazd IC za 5 dyszek) można skorzystać, owszem, ale jeśli sobie wykupisz bilecik na miesiąc przed. dlatego też my, któzy robimy wszystko w ostatniej chwili, jedziemy teelkami. w tym jedną teelką nocną. spodziewam się, że zostanę wyrzucona przez okno na tory w okolicach Piły.

P.S. Jestem przekonana, że J.L. Borgesowi (fanowi labiryntów, mitologicznych odniesień i zwolennikowi teorii Berkeleya) spodobałaby się Incepcja.

do kupienia przed wyjazdem: balsam do opalania, japonki, strój kąpielowy (fuck!), "Z zimną krwią" T. Capote (9 zł w Taniej Książce na Grodzkiej), namiot.

poniedziałek, 19 lipca 2010



Gab kontynuować będzie tradycję i od października, jako kolejna z rodziny, przestąpi progi Paderevianum. Oficjalnie gratulujemy.
Powoli przyzwyczajam się do zasypiania z pustym żołądkiem, moja "dieta" trwa. Zmiana nawyków żywieniowych nie przychodzi łatwo, ale jednak dokonuje się. Staje się również faktem to, że siłą rzeczy poszerzam moje umiejętności kulinarne. Ostatnio w menu: pulpeciki w rosołku warzywnym (zdrobnienia, zdrobnienia).
Z cyklu filmy za 6 zł: Przyjeżdża orkiestra i Serafina. Oba bardzo przyzwoite.
Idąc tym tropem, piosenka ubiegłego tygodnia: Boney M - Sunny.

Póki co męczymy Kraków.

niedziela, 11 lipca 2010

plusy i minusy



Teoretycznie mam się bronić popojutrze, ale szczerze w to wątpię. Wysiłek nadludzki na ostatniej prostej chyba na nic się nie zdał, ale pocieszam się, że przynajmniej pojadę sobie gdzieś z Krakowa i odpocznę.

Jestem na diecie. Serio, i mam nadzieję wytrzymać i może to nie jest nawet najgorsza strona diety (owo wodzenie na pokuszenie) ile to, że trzeba się nauczyć gotowania nowych potraw, które są umieszczone w jadłospisach i trzeba szukać produktów dotąd mi nieznanych i niejadanych (por, fuu).

Na osłodę oglądnęłam Skins (wszystkie sezony w 2 dni). Polecam. Taki brytyjski serial o nastolatkach tłumiących swój weltszmerc i problemy rodzinne za pomocą alkoholu, seksu i narkotyków, ale przy tym bardzo zabawny i wciągający. Poza tym, krakowskie kina rzucają perły przed wieprze (a czasem na odwrót) i bilety na letnie seanse potaniały o ponad połowę. Dobra okazja, żeby nadrobić zaległości albo obejrzeć w kinie coś na co szkoda mi było kasy wcześniej. Euforia i Sherlock Holmes zaliczone, a to dopiero początek.

czwartek, 24 czerwca 2010


zdałam prawdopodobnie ostatnią sesję w moim życiu i czuję się z tym dziwnie. piszę pracę jak szalona. oczywiście nie idzie mi tak szybko jak niektórym, ale pocieszam się, że może jeszcze innym idzie jeszcze wolniej. w dodatku napełniłam żoładek lodami o smaku tiramisu i zupełnie mi się odechciało dalszej pracy na dziś.
czerwiec jest strasznie przygnebiajacy.po pierwsze dlatego, ze chociaz dni sa dlugie, ja juz wiem, ze zaraz zaczna sie skracac. a po drugie dlatego ze nie ma szans na to, zeby sie rozkoszowac letnim słońcem z tego prostego powodu, że słońce siedzi za chmurami ( o pisaniu nawet nie wspominam, swoją drogą tworzę paszkwila).
moja nowa wspollokatorka ma ponad 30 lat, jest psycholozka i praktycznie z nami nie mieszka. moze to i lepiej.

piątek, 18 czerwca 2010

unthinkable surprise


z mojego doświadczenia wynika, że nie ma sprawiedliwości jako takiej.

lato wbija się jak może przez okno a ja słucham Bjork ostatnio więcej i już się nawet trochę do posiadania neta 24/7 ponownie przyzwyczaiłam. truskawki na moim stole, wino chłodzi się w lodówce i wiem, że nie zasługuję.
Feluch oberwał ostatnio w brzuch przez przypadek. Feluch jest kotem prawie naszym, wygrzewającym się całymi dniami i żebrzącym bezczelnie o żarcie. nie ma on wstydu, ale ma futerko do głaskania.
A ja czuję się jak osiołek z piosenki: Muse czy Mum? uhh
nie, nie zmieniłam zdania w sprawie wyborów. nie pojde, nie pojde, nie pojde.

środa, 9 czerwca 2010

nowa zelandia


pakuję misia w teczkę i jadę na wycieczkę a tam...remont łazienki. w domu mym rodzinnym panuje syf wprost nie do opisania. dość rzec, że dzielę pokój z deską do prasowania, żelazkiem, 5kg proszku Vizir oraz pralką. rowerku do ćwiczeń nie wspominam, bo to stały element dekoracyjny wątpliwej wartości.

nie będę głosowała na prezydenta. chyba, że któryś obieca mi roczne stypendium w Nowej Zelandii oraz śmierć wszystkich komarów. serio, nie ma na kogo głosować. sami idioci albo wariaci na listach. albo jeszcze monarchiści (M. Jurek, swoją drogą wtf?)

ten upał sprawia, że wszystko staje się dużo mniej realne. jak na przykład tony błota popowodziowego na Plantach. dzisiaj przechodziłam tamtędy, więc moje stopy są czarne.

w zeszly weekend zaliczylismy Selectora. recenzja bedzie wkrotce na we-know-best. było świetnie.

słucham: pj harvey
myślę o: plotkującym L. i rękawkach do pieczenia kur w piekarnikach
chcę: trochę wody

środa, 26 maja 2010

zniewolona


złamaliśmy się i podpisaliśmy umowę z monopolistą, ale nie oddaliśmy pola bez walki. nic nie dało się zrobić, bo na każdym kroku napotykaliśmy kolejnego niekompetentnego człowieka. Lao Tsy powiedział, że im mniej zakazów i nakazów tym życie staje się łatwiejsze. Lao Tsy nie mylił się. Moja myśl, którą sformułowałam w wieku 15 lat brzmiała: nie trać czasu na młoty. Szkoda, że tych młotów jest tak wiele.

stan pracy mgr.: 30 stron, zmierzamy ku dobremu/lepszemu

wtorek, 18 maja 2010


Tak, macie rację, tego mi tylko brakowało: powódź. Na mojej ulicy ustawili plajstikowe zapory przeciw wodzie a ja będę starała się mieć lekki sen w nocy i spakowaną walizkę w pogotowiu. Najgorszy jest brak dostępu do informacji, jestem skazana na radio.

Piwo Smocza Jama Dark: znajduję je wyborne. Podają m.in. w Kolanku no. 6 na Kazimierzu, najlepsze ciemne piwo jakie piłam kiedykolwiek.

W noc muzeów odpadły mi prawie stopy. Polece w banał i powiem, że wystawa Maciejowskiego jest zajebista.

środa, 12 maja 2010

co?


Od dnia 26 maja (info od pana z ha artu) będzie można kupić w księgarniach "Pasja. Filmy Jean-Luca Godarda" autorstwa E. Mazierskiej. I będzie to pierwsza po 30 latach w całości poświęcona mu książka wydana po polsku.

Czytałam ostatnio trochę Iwaszkiewicza. Szkoda że dopiero teraz. Zauważyliście, że w większości jego opowiadań ktoś ma te skłonności? Zawsze jest jednak dwuznacznie.

Mam wrażenie, że moja współlokatorka obwinia mnie o całe zło tego świata. Szkoda tylko, że ja nie mam sobie nic do zarzucenia, poza może tym, że uwierzyłam w dobre obyczaje Netii. Powoli zaczynam jej nie znosić. Czy zawsze tak jest jak z kimś się mieszka że na sam jego widok wzbiera irytacja?

W piątek noc muzeów. Plan: na 3-go maja, do archeologicznego, do etnograficznego.

wtorek, 4 maja 2010

do jasnej cholery


potrzebuje wyjeeechaaaaaaać. jestem na samym krajuszku wytrzymałości.
tak, wlasnie tak, jestem najmniejsza, najbiedniejsza i to ja mam teraz najgorzej!


stan piecyka: nie działa
stan pracy: 23 strony
stan internetu:brak (nadal)

czwartek, 29 kwietnia 2010

ciekawość



klawiatura się nawet ode mnie odzwyczaja

filmy: A Serious Man, 12 Małp
pytania, na które nikt nie odpowie: czy te kaczki, po Wiśle pływające, czy one czasem śpią?
książki: Matka Joanna od Aniołów Iwaszkiewicza. Lepsze niż film, kto by pomyślał a Iwaszkiewicz nie jest starym nudziarzem.
wystawy: "Chiny" Bogdana Konopki w Mangghdze. Warto.

niedziela, 25 kwietnia 2010

paint ball

wnioski wyciągnięte z dnia wczorajszego:
1. paint ball nie jest taki straszny
2. uderzenie boli nie tylko z odległości 2 metrów. z większej też boli. zwłaszcza w głowę i w udo i w brzuch i w stopę. słowem: wszędzie.
3.nigdy nie należy ustalać granic ludzkiej głupoty, bo te nie istnieją
4.piwo z sokiem limonkowym w gorący dzień jest napojem idealnym
5.kontuzje kolana bolą jak szlag.


wtorek, 20 kwietnia 2010

polovirus


za tym pojęciem nie kryje się li i jedynie tytuł płyty zespołu Kury. od dziś w polu semantycznym znajdują się: zimne płytki w łazience, domniemany wyciek gazu, domniemana pleśń, domniemane przedawkowanie, łóżka na kółkach i 2 litry czystego tlenu.

w krk rozpoczynają troszkę później niż zamierzali festiwal filmowy. nie ma cudów.

dobija mnie fakt, że naród nadwiślański łączyć umie się tylko pośród modłów, tragicznych modłów, miliona wypalonych świeczek i retoryki a la jp2.

dzisiejszy odcinek sponsoruje mało znana brytyjska grupa muzyczna Blur wraz z nowowydanym singlem. do obczajenia.




wtorek, 13 kwietnia 2010

ellis island/norwegian wood



rozlazi mi sie wszystko i ciezko jest sie zmobilizowac do konkretniejszych dzialan.
czuje sie troche jak roslina, ktora przesadzili ze szklarni do przydomowego ogrodka

usiluje zlikwidowac biale plamy w historii mojej rodziny. przeszperalysmy z siostra strone Ellis Island: tysiace ludzi, ktorzy nie znali slowa po angielsku, i z ktorymi nie wiadomo co sie pozniej stalo. nie rozumiem jak pokolenie mojej matki i jej siostr moglo zyc w polprawdach przez tyle lat.

film: Shutter Island. na brzegu fotela znalazlam sie raz, ale ironiczny usmieszek na mojej twarzy zagoscil wiecej razy.
ksiazka: Norwegian Wood. Murakami potrafi mnie rozlozyc czasem na lopatki (patrz: opowiadanie o pieczonych rozkach!), potrafi tez leciec w banaly parzystokopytne. Niewazne, i tak zjada sie ksiazke w calosci.

czwartek, 8 kwietnia 2010

czeszcz


-czeszcz
-czeszcz

powiedziala Japonka do Hiszpanki na korytarzu Centrum Jezyka Polskiego w Krk przy ul. Grodzkiej. Przychodze tu na internet, bo parszywa Netia leci w kulki i nie raczyla sie pojawic na naszym progu.

wreszcie wrocilo slonce. moze nawet strace wkrotce trupiobladosc.

piątek, 2 kwietnia 2010

una mierda es una mierda


ojczulek zrobił sobie z mojego pokoju szklarnię. dzięki niemu sypiam z pomidorami i muszkami owocowymi. dzięki niemu również przez liście wpada do pokoju zielone światło całkiem przyjemne.

czarno-biała babka gotowa, projekty pisankowe w fazie tworzenia dopiero.

przeprowadziliśmy się na Koletek, zapraszam. istna wieś w środku miasta. nasi sąsiedzi mają ciągle otwarte drzwi na oścież, na podwórku wyleguje się ich tłusty kot, ktoś uprawia marchewkę za płotem.

w ogóle nie było czasu na oglądanie filmów. widziałam tylko Casino - ciąg dalszy epickich opowieści o gangsterach. Troszkę przestylizowana ta odsłona, ale i tak dobrze się ogląda. Scorsese- opowiadacz historii (mniej lub bardziej interesujących).

w związku z festiwalami letnimi, wygląda na to, że będę na Selektorze. bo kiedy wesołe miasteczko przyjeżdża do miasta, wszystkie dzieci idą.

polecam: animacje Mariusza Wilczyńskiego - cichego bohatera tvp kultura.

piątek, 26 marca 2010

mały smok

"Chłopcy z ferajny" zapewnili nam przyzwoitą rozrywkę na wtorkowy wieczór. Joe Pesci jest przerażająco zabawny, ale trochę drażni widok R. de Niro w roli Irlandczyka, bo przecież ta włoska twarz zupełnie się do tego nie nadaje.

Little Dragon słucham, łapię słońce, jem jabłka.

niedziela, 21 marca 2010

update


moje nowe mieszkanie jest bogate w pająki i chłód.
moja nowa współlokatorka zapchała lodówkę hiszpańskimi produktami. bo moja współlokatorka jest Hiszpanką.
mój nowy rower ma różowy błotnik i nie nadałam mu imienia, żeby się nie przywiązywać.

kto topi marzannę? ja nie. bo zima i tak wróci :/

niedziela, 14 marca 2010

in-out


pochmurny niedzielny poranek. przemierzam dystans od Jubilata do Palcu Inwalidów - jakieś 20 minut szybkim krokiem. w pewnym momencie (w okolicach kina Kijów) zorientowałam się, o ilu rzeczach zdążyłam pomyśleć. to było zdumiewające odkrycie, ale jeszcze bardziej zadzwiło mnie to, że nie jestem w stanie odtworzyć tego ciągu skojarzeń i skrótów myślowych. zaczęło się zapewne od analizowania naszej kiepskiej sytuacji mieszkaniowej. wcale nie dziwię się Proustowi.

na ostatnich ćwiczeniach z psychologii okazało się, że mam problemy z asertywnością. no i chyba mam. czasem. bycie sobą jest trudne, jeśli nie niemożliwe. widać to zwłaszcza w towarzystwie ludzi, którzy znają mnie przelotnie. wyrobili sobie jakieś zdanie i oczekują, że w kolejnej odsłonie okażę się taka sama. i często mają rację - postępuję tak jak tego chcą.

wszyscy wokół mnie są tacy dorośli. podejmują mądre decyzje, są za nie odpowiedzialni i nie boją się PRACY, RODZINY, PRZYSZŁOŚCI. oni o tym wręcz MARZĄ.fuck them.

mężczyzna na zdjęciu to Horacio Quiroga, autor świetnych, krótkich opowiadanek (makabrycznych i zabawnych), urodzony w Urugwaju.


środa, 10 marca 2010

Casio on a plastic beach


podobno zwyczaj wręczania kwiatków nauczycielom pod koniec roku ewoluował w stronę dawania odkurzaczy, biżuterii i dywanów. ja chętnie bym otrzymała dywan, tyle, że latający.

nowa płyta Gorillaz jest ciekawą historią. nie ma może gigahitów i zgadzam się z każdym, kto powie, ze po pierwszym przesluchaniu album wydaje się niespójny. ale w tym szaleństwie jest metoda, moim zdaniem. wszyscy siedzimy na tej plastikowej plaży, po której idąc potykamy się o zegarki Casio i Orkiestrę Libańską a z daleka macha nam Lou Reed.









sobota, 6 marca 2010

no future for me

filmów, na które chodzę do kina zazwyczaj nie pokazuje się w czy-de (zapis krakowski). dlatego też dopiero wczoraj zobaczyłam film przy użyciu śmiesznych i niewygodnych okularów. efekty były niezłe (wzdrygałam się przyjemnie, kiedy Alicja spadała w dziurę albo kiedy lazła gdzieś przez chaszcze) ale poza piękną Heleną i stroną techniczną nic mnie nie porwało.


jestem wyzuta z sił.

wtorek, 2 marca 2010

ten tydzien


Ten tydzień już jest i będzie okropny.

jak ja mam sobie znalezc nowe mieszkanie, kiedy mnei sie nie chce nawet ogloszen czytac, a co dopiero z kimkolwiek gadac, gdziekolwiek dzwonic i cokolwiek ogladac.
jak ja mam na festiwal letni pojechac, kiedy nie wiem na który!
jak ja mam przeżyć ten tydzień, kiedy najchetniej, zamiast biegac po empikach, uczyc i emitowac glos, utobilabym raz a dobrze tą wredną Marzannę.


zjedzone dzisiaj: obwarzanek spod Bagateli, jogurt, kanapka, trochę surówki z marchewki
przesłuchane dzisiaj: nowa płyta Gorillaz pt. "Plastic Beach" http://www.npr.org/templates/story/story.php?storyId=124114812
stan pracy magisterskiej: nietykana

piątek, 26 lutego 2010

Jak się czuje?


kiedy te rzeczy, nad którymi nie panuję sprzeciwią się mnie i czynią na przekór jest najgorzej. ale zawsze wtedy zdarzy sie cos zabawnego: jak smieszne zdjecie dziennikarza g.w., ktory czuje w obowiązku pozować czyli łapać się sztucznie za grube oprawki okularow.

"Prorok" jest świetny. I gdybym była członkiem jakiegoś jury, które miałoby nagrodzić jeden film a do wyboru miałoby: "Proroka", "Białą wstążkę" i "Gorzkie mleko" to wolałabym sobie w łeb strzelić niż decydować.

"Jak się czuje?" - od tego pytania zaczyna mój ginekolog wywiad z pacjentką. To od razu kojarzy mi się z dziewiętnastowieczną służącą, która zaniemogła na kilka dni, wraca do pracy a Pani przy śniadaniu pyta: "Jak się Marcysia czuje?". Jak słyszę to pytanie, udaję, że nie widzę w tym dziwnego, wpatruję się przez chwilę w jego plamy wątrobowe, po czym odpowiadam: "Dobrze".



Na koniec coś egzotycznego,meksykański pop:

niedziela, 21 lutego 2010





skoro godzinny spacer to jak pol godziny na rowerze, to 7minutowy wirtualny spacer po Tokio równy jest 14minutowej wirtualnej jezdzie rowerem po Tokio.


strona:posadzdrzewo.pl
piosenka:the knife - marble house
filmy: el secreto de sus ojos i autor widmo. oglądając pierwszy ma się wrażenie obcowania z czymś na kształt argentyńskiego tanga: stylowe, melancholijne e inquietante. ghost wirter to perfekcyjnie opowiedziana, wciągająca historia, którą Polanski udowadnia,ze nawet jesli nie kreci swoich najlepszych filmow, nadal jest jednym z najlepszych. tylko, ze po wyjściu z kina nic nie zostaje, nie porusza to tak jak Wstręt czy Chinatown.

czwartek, 18 lutego 2010

akwarium


gdyby ten film nakręcili bracia Dardenne to pewnie bohaterce odpadłaby noga, jej matka popełniłaby samobójstwo a ona skończyłaby pełznąc przez wrzosowiska. na szczęści Fish Tank zrobiła Andrea Arnold nie przekreślając Mii do końca.

kolejne wirtualne kwoty zniknęły z mojego portfela, zanim jeszcze zdążył tam dotrzeć. zawinił Matras, który z okazji likwidacji stoiska w GK urządził wyprzedaż. nasz regał nie wytrzymuje, a Eduardo Mendoza zabawia mnie alternatywną wersją początków chrześcijaństwa. zaraz pochwalę macochę z Vargasem - Llosą.

póki co dobranoc.

niedziela, 14 lutego 2010

pieklo? ziemia jest pieklem, wiezieniem.

czytam to, co powyżej widać. polecam. co prawda p. szczepanski nie ma az takiego daru wyslawiania sie jak t. lubelski albo j. plazewski (ktorych ksiazki uwielbiam - zob. historia filmu francuskiego i nowa fala, czyli przygoda kina francuskiego czy jakos tak), ale "zwierciadlo bergmana" jest kopalnia informacji na temat filmografii, dorobku literackiego oraz zycia osobistego ingmara (tak, jestem z nim na ty). no wiec dowiedzialam sie np., ze bergman uprawial seks po raz pierwszy w wieku 14 lat.i bylo to przezycie raczej dla niego traumatyczne, ze gdyby sie przez przypadek nie zalapal na filmowca to pewnie bylby niedocenianym rezyserem teatralnym i wyszydzanym literatem i ze zrobil reklame mydla. znaczy ja wiedzialam juz o tej reklamie, ale poszukalam na tubie i znalazlam to:



obeznany z bergmanem widz na pewno wylapal od razu motyw teatru, kompozycji szkatulkowej, szyderczego dystansu do opowiadanej historii etc. ale na pierwszy plan wybijaja sie Brud i Bakterie wycinające zabawne hołubce na skórze kobiety o aparycji węgorza :D

zmieniłam tabletki i czuję się beznadziejnie. w dodatku mam nawrot choroby w. allena (nie pamietam nazwy fachowej) i wydaje mi się że mam raka i zaraz umre i to w ogóle jest tylko kwestia czasu. i boli mnie głowa.

tytuł notki ze strindberga

czwartek, 11 lutego 2010

to chyba już koniec


istnieją szanse, ze moja marna egzystencja wkrotce powroci na swoje nudne tory. praktyki sie skonczyly, wracam do krk, mam nadzieje,ze zrobilam co trzeba.

na koniec musialam oczywiscie zostawic po sobie zle wrazenie. inaczej nei bylabym soba.
i wszystko nawet nie byloby takie do konca beznadziejne, gdyby nie to, ze juz sama nie wiem czego chce.

z okazji tłustego czwartku zycze sobie i wam pysznego, niekalorycznego pączka, po którym nie utyjemy.

poniedziałek, 8 lutego 2010

mind - blowing

ręce mam suche od kredy





mocne story w stylu gore

sobota, 6 lutego 2010


dopadla mnie nauczycielska choroba, boli mnie gardlo. nie moge mowic. ubiegły tydzien byl okropny i to nie tylko dzieki praktykom.

na nieszczescie znam juz wszystkie sekrety pokoju nauczycielskiego, postawiłam pierwszą pałę i w zasadzie, chociaz wiem ze to plytkie, zle i niepedagogiczne, poczułam się po tym trochę lepiej.

mieszkanie z rodzina jest wiecej niz stresujace.

jeszcze tylko 5 dni tej męki.






piątek, 29 stycznia 2010

I'm not the complaint department



w ostatnim czasie umarli E. Rohmer i J.D. Salinger. w polskich mediach oczywiście ledwo szeptem ktoś z kąta nieśmiało o tym wspomniał.

mam białe majtki w czerwone czaszki i serduszka. rozkoszuję się moim emo - ja i usilnie staram się nie dać się zdołować temu, co mnie tutaj otacza: komunistycznym wieżowcom ciągnącym się aż po horyzont, kupie śniegu, kiczowatym melodyjkom, włosom, które śmierdzą mrozem i suchym dłoniom.

piosenka: japoński pop Koda Kumi - 1000 words/Lykke Li - Complaint Department







poniedziałek, 25 stycznia 2010

informatycy posiądą ziemię


właśnie przeczytałam na necie (zamiast pisać pracę.............) o Norweżce i Amerykaninie, którzy samotnie, bez wsparcia psów, ni zadnego specjalistyczne sprzetu przeszli cały biegun.
http://www.humanedgetech.com/expedition/an2009/geo.php tutaj mozecie sobie poczytac o wyprawie. ale niewazne, to, co mnie zbulwersowalo to fakt, ze w jednej z notekz podróży wspominaja, ze poza namiotem jest -28 stopni. to przeciez praktycznie tyle co teraz w Polsce!


a w Warszawie wystawa japońskiego dizajnu. fajnie byloby sie wybrac i nakrasc troche tych fajnych obiektów. no patrzcie tylko na nóżki tej pomarańczowej lampy. kawaii :D


sobota, 23 stycznia 2010

zaćmienie





przebrnęłam przez uczelniany zimowy syf. pozostaje mi jeszcze tylko napisanie czegokolwiek z mojej pracy, żeby to w jakimś przyzwoitym terminie.

świat ulika w liczbach:
1 pełen bojler w naszej łazience wystarczy na 3 osoby, albo jednego Wszarza
1 dobra czekolada belgijska gorąca przy -15 stopniach w dzień kosztuje 7 zł z ulotką na Grodzkiej
Na 1 Katyń Wajdy przypadają 3 piwa

Z cyklu Grazia T. poleca: Gorzkie mleko i Zaćmienie
Z cyklu Grazia T. odradza: Katyń (zwłaszcza w 12 częściach na youtube :P)








wtorek, 19 stycznia 2010

myśleć można tylko po grecku i po niemiecku


Cholera jasna, jeszcze jeden sen o ciąży a postradam zmysły, rzucę się na podwórko z 5 piętra i wyrwę sobie jajniki gołymi rękami. To już nie jest śmieszne i gówno mnie obchodzi co to znaczy. Chcę, żeby to się skończyło! Programator snów by się przydał.

Dla porządku odnotowuję, że w zeszły piątek widziałam Wszystko co kocham. Tytuł jest więcej niż tragiczny, ale film nie za bardzo. Tylko ja zbyt krytyczna jestem,zbyt sadystyczno - sarkastyczna na takie bajki.

Heidegger był naziolem :P

sobota, 16 stycznia 2010

absorbcja


Kiedy twój współlokator zaczyna wyjadać ci jedzenie to zły znak. Jeszcze gorszy kiedy twój inny współlokator wypija twoje piwo, odkupuje je i znów wypija.

Egzam z psychologii poszedł bardzo tak sobie i średnio.

Ostatnio przeczytałam artykuł w NY Times o Japończykach, którzy zakochują się w poduszkach, które mają na sobie nadrukowane postaci z gier i anime. Love w 2-D. Noszą ze sobą te poduszki do restauracji, "chodzą z nimi". Miłość jak każda inna.

Na zdjęciu Tina Fey, która też na pewno czytała ten artykuł i wykorzystała ten motyw w 30 Rock.

czwartek, 14 stycznia 2010

ta notka jest tylko pretekstem



tylko pretekst, żeby chociaż przez chwilę nie patrzeć na parszywe notatki z psychologii. a Anna Karina jest śliczna, piosenka skoczna, film wspaniały, więc cieszcie się i bierzcie z tego wszyscy.

środa, 13 stycznia 2010



Ten rok zaczął się wyjątkowo beznadziejnie, ale teraz to już nieważne. Teraz trzeba znowu biec i ślizgać się i ledwo zdążać. W piątek egzamin z psychologii, która dopadła mnie dopiero na ostatnim roku studiów. Z notatek: "Sublimacja>>przykład>>osoba z tendencjami sadystycznymi zostaje chirurgiem"


Straciłam całą cierpliwość do śniegu wstretnego zmieszanego z solą. Kraino wiecznej wiosny zejdźże wreszcie na ziemię.

Zapłaciłam bajońskie sumy za przetrzymanie książek w bibliotekach wszelkiej maści. Do końca roku zamierzam się już pilnowac.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

bulwersacje


Kiedy mam coś do załatwienia przemieniam się magicznie w kłębek nerwów zafiksowany na punkcie tego czy coś to uda mi się załatwić. Tak mniej więcej się teraz czuję. Ale razy 3. I jeszcze dobija mnie fakt, że nic nie zależy ode mnie.

Jakiś czas temu miałam sen. Szłam nieznaną mi bliżej asfaltową drogą. Musiałam iść ostrożnie i uważać, by nie wejść w strumienie krwi sączące się z ciał padłych tchórzy leżących po lewej stronie jezdni.. Było ich mnóstwo, setki albo i tysiące. Aż po sam horyzont.