wtorek, 29 grudnia 2009

wielka czarna kobieta


żeby uniknąć rok rocznych notek urodzinowych, w tym roku zapodaję notkę przedurodzinową i być może pourodzinową. ostatnie słowa pisane w 22 zimie życia. nic nie poradzę, że się roztkliwiam nad sobą przy takich okazjach.

doszło do tego, że idziemy z Łukaszem na przebieranego sylwestra. z obcymi ludźmi. przebierany sylwester z obcymi mi ludźmi. moje miernej jakości social skills będą funkcjonować na pełnych obrotach, kiedy wdawać się będę w miernej jakości konwersacje przebrana za germańską boginię Hel. bo motyw tej całej przebieranki to....religia. całkiem oryginalnie jak na religioznawców - jak stwierdziła Kaśka. z tej okazji będę się bawić w konstruowanie pseudo wikińskiego naszyjnika i malowanie ledwo widocznych paznokci na czerń.

wedle tego, co prawi Encyklopedia religii PWN:

Hel, mit. germ. bogini śmierci i podziemnego świata, córka Lokiego; była matką zmarłych, a także boginią miłości i przewodniczką w Nocy Walpurgi; jej podziemną siedzibę otaczała rzeka, mostu do niej wiodącego strzegła olbrzymka Modgud, a wejścia do siedziby pies Garm; przedstawiana jako wielka czarna kobieta; jej rośliną był rozmaryn.

środa, 23 grudnia 2009

smutno

kiedy uczysz się jazdy na rowerze i spadasz nie jest to nawet w polowie tak okropne jak kiedy wsiadasz na rower po dwóch latach przerwy i spadasz uprzednio zdobywszy wszystkie tytuły swiata i spadasz na najprostszej z prostych.

piątek, 18 grudnia 2009

querido papa noel...




skąd wiadomo, że nadeszła zima stulecia?
1. w parku krakowskim jest jasno nawet w nocy i prawie ładno i prawie niestraszno
2.nieważne czy mamy do przejścia 100 metrów czy 2 kilometry, bo płyny ustrojowe zamarzają od razu tak czy siak
3.15 minut zajmuje twarzy rozmrożenie do wcześniejszego stanu
4.herbata staje się nie do zniesienia, jeśli nie ma w niej cytryny.

szanowny św. mikołaju, gwiazdorze, gwiazdko, aniołku, dziadku mrozie, kochani mędrcy ze wschodu,
w tym roku chcę znaleźć pod choinką sforę psów zaprzęgowych (syberian husky lub alaskan malamut - w dowolnych kolorach) i stylowe saneczki jednoosobowe. jeśli na rynku występuje deficyt psów zaprzęgowych, zadowolę się też reniferem. do tego moglibyście dorzucić komplet skórek z foki (sztucznych oczywiście, bo nie godzi się na foki polować), żeby mnie ogrzewały na tych saneczkach. aha, i krem tłusty bambino.
besos, Ula

widziałam 'windą na szafot'. w końcu.nadal soczyste.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

egzotyczna rybka


widocznie to musiało się stać. przepełniła się czara goryczy a może po prostu nie wytrzymałam. moje usta wypuściły krótki komentarz wypowiedziany półgłosem o sile rażenia małej bomby atomowej. słowa czasem przypominają egzotyczne ryby - są jakby nie na miejscu, a jednocześnie nic innego nie miałoby sensu. znowu te cholerne oczekiwania. nieustanne robienie innym dobrze. rzygać się chce.

jem ostatnio dużo więcej. przypuszczam, że to przez ten chłód. morda mi się sama cieszy na widok śniegu. infantylnie i rzewnie, na modłę ścieżki do "Amelii"

czytam "buszującego w zbożu"

piątek, 11 grudnia 2009

wracam do świata


przez ostatnie dni przebywałam w szwedzkch sądach, więzieniach, piwnicach, domach letniskowych, lasach, łąkach, magazynach, aresztach i zakładach psychiatrycznych. doszło do tego, że zaczęłam się czuć wdzięczna losowi za to, że nikt nie próbował mnie zgwałcić, pobić, zamordować, ścigać. chcę sobie sprawic ogromny tatuaż ze smokiem na plecach, chcę być hakerem, chcę kolejny tom. a tu nic, koniec. dotarłam do kresu.i nie ma więcej.

eh, zepsuł mi sie humor na CAAAAŁY dzień.

poniedziałek, 7 grudnia 2009


no Mikołaj mnie w tym roku nie odwiedził, ale nie wpadam w panikę. dam szansę jeszcze Trzem Mędrcom ze Wschodu.

po niezwykle męczącym weekendzie, ustanowiłam dzisiaj sobie dodatkowy dzień wolny: luźny poniedziałek. i siedzę w tym zimnym i ciemnym pomieszczeniu. tylko mi oczy świecą od ekranu.

w łapy wpadła mi ulotka reklamująca ENH turnee. na początku stycznia w baranach będzie można zobaczyć m.in. tlen, plaże agnes, burrowing, las i inne filmowe dania polecane przez romana gutka.

na obiad pizza z cebulą. żegnajcie bakterie.

czwartek, 3 grudnia 2009

przed, po i w trakcie


czytam Bolaño i nie do końca jest to książka, której teraz potrzebuję, ale w planach była już od dawna, więc dzielnie znoszę przeciwności i czytam.

mam wrażenie, że mam gruźlicę. albo jakiś diabeł usiadł mi na piersi.

samotność to najsubtelniejsza odmiana szaleństwa. czy coś takiego. nie ja wymyśliłam.

na półpiętrze naszej kamienicy są balkony. dwa miesiące temu ktoś zawiesił na jednym z nich stary kożuch. za każdym razem, gdy wchodzę na górę mylę go z człowiekiem, który przechyla się przez barierkę i wymiotuje na podwórko.

gaba wpada na weekend. dobrze. goya, bronowice, schindler, shopping, mojitos, co grają w kinie?
song: the knife -

sobota, 28 listopada 2009

straszno

trochę śmieszno, trochę straszno. gdynia wolała rewers, ja wolę "dom zły". mniej wymuskany, ale też mniej błahy i nie zrobiony po to, żeby się trochę lepiej poczuć. smarzowski nie robi filmów jak tarantino, ani jak cohenowie. on je robi po swojemu i całkiem nieźle mu to wychodzi.
nie wiem czy wiecie, pewnie wiecie, ale teledysk do "to nie byl film" zrobil wlasnie smarzowski. widac motyw wizji lokalnej siedzial w jego glowie juz od dawna.

chce juz stad odejsc.

czwartek, 26 listopada 2009

entre

jestem jak zle postawiony przecinek. nie czuje sie na miejscu.

niedziela, 22 listopada 2009

die weisse band

honestly, dlaczego ludzie chodzą na późnowieczorne seanse? żeby zasypiać i chrapać? i to jeszcze na takim filmie, który trwa 2 i pol godziny i został zrobiony przez Hannekego, czyli nie ma co się spodziewać fajerwerków co 30 sekund! pan siedzący przede mną dostaje karne punkty za zepsucie mi piątkowego wyjścia do kina.

ogrom mojej niewiedzy mnie przeraża. znowu na seminarium mydlenie oczu trzeba bedzie uskuteczniać.

okablowaliśmy się z łukaszem na naszym poddaszu.syf jak stąd do Madrytu. ale przynajmniej można w uczciwych warunkach słuchać muzyki.

song of the day: the shins - new slang

wtorek, 17 listopada 2009

z dziurawej kieszeni.

wczoraj "Godzina wilka" dzisiaj wywiad z Bergmanem. ma 6 części i jest niesamowicie ciekawy. swoją drogą, proszę mi dać 150 euro. anyone? na Bergman Archives z wydawnictwa Taschen, seria limitowana, więc szybko szybko.

niedziela, 15 listopada 2009

awers

rozgrywam aktualnie walkę zapaśniczą na ringu z chorobą. na razie jest remis, ale ta wrednota wygrywa na punkty.

sobotni ranek przesiedziałam w czytelni. gdzie sie dowiedzialam, ze ksiazka, ktorej potrzebuje jest dostepna i owszem, ale w bibliotece PWST. jeszcze jeden artykuł o g. i umrę.
wieczorek przepędziłam na kazimierzu zapijając pasztet czerwonym winem. co przyniosło, jak zwykle zreszta, oplakane skutki. dzisiejszy dzien rowniez nalezy do straconych. nie zrobilam absolutnie nic.

i jeszcze te okropne obserwacje. dopiero 60 godzin ze 105!

na rewersie bylismy w piatek. zadne tam dzielo wielkie, ale dobrze sie oglada.

un dia matare a mis companeros de piso. y no sera mi culpa. sino la suya.

czwartek, 12 listopada 2009

nie trzeba wiele

nic się nie chce. nic nic nic.

refleksja datowana na dzień dzisiejszy (miejsce: Plac Wszystkich Świętych, godz. 10.00 Kraków). jestem czlowiekiem gotowym wysiac z tramwaju i specjalnie wstapic do piekarni po pysznego palucha od Pawlaka (z sezamem - chociaz najlepsze sa z ziarnami takimi innymi, z dyni?), nadkladam drogi, zeby wstapic czasem na Kleparz po swieze owoce. a inni cale zycie jedza zwykly chleb, sprzed dwoch dni z kefirka i ich to najzwyczajniej w swiecie jebie co jedza i czy osiagneliby troche wiecej przyjemnosci jedzac inny chleb. czarny, z ziarnami. albo ciabatę albo no nie wiem COKOLWIEK. tak samo jest ze sprawami kulturalnymi/kulturowymi chyba. po co maja wychodzic wczesniej z tramwaju skoro cale zycie jedli zwykly chleb. chleb to chleb.

nie trzeba wiele, zeby popasc w depresje. a biorac pod uwage jeszcze fakt, ze przed nami jeszcze kilka miesiecy (4) takiego syfu. zastanawiam sie ile wody wytrzyma nasz dach. ile tej wody wytrzymaja golebie z naszego dachu. ile wody wytrzymamy?

sobota, 7 listopada 2009



Po co ci ludzie tyle gadaja? Zeby jeszcze o czymkolwiek. Ale nie. Zupelnie o niczym. I jeszcze sie dziwia, kiedy nie odpowiadam.
No tak juz mam, ze wole obserwowac niz dzialac.



Podobno inteligentny czlowiek nigdy nie nudzi sie w swoim wlasnym towarzystwie. Warzywie sie dzisiaj spedzajac czas na internecie. Ogladam stare polskie filmy. I marzne bo ogrzewanie zechcialo wysiasc a na piate pietro (bez windy) jeszcze nie dotarlo.

środa, 4 listopada 2009

delta



czyli Grazia Torbicka poleca.

wtorek, 3 listopada 2009

sok z marchwi, jabłek i brzoskwiń


moj komp wreszcie wyglada jak czlowiek.a pulpit jego zdobia windowsowe pola.

na mysl o tym, ze jutro znowu musze wstac na tyle wczesnie, zeby udac sie na obserwacje chce mi sie rzygac. tiki nerwowe mi sie od stresu porobily.

nigdy nie moge sobie dobrac odpowiedniego nakrycia glowy. dlatego nie znosze tej pogody, kiedy trzeba wreszcie cos zalozyc, bo zimno. wlosy sie elektryzuja.

song: z radia Ian Brown - Stellify
napój: piwo tyskie
tik: drgajaca lewa brew


czwartek, 29 października 2009


jade na resztkach paliwa. na samych oparach wlasciwie juz. w gardle staja mi w rzadku magnez, cerutin i witamina C. czuje sie niemal chora od jakichs 3 tygodni. i jeszcze te groby, mogily, czekajace mnie lazenie po wiejskich cmentarzykach i wysluchiwanie od rodziny jak to niczego mi nie brakuje.

nie wiem jak wy, ale ja jestem czlowiekiem, ktory sie certuje. generalnie mam skrupuly, nie mowie od razu co mysle, jestem czesto wycofa,na, czaje sie. no slowem, nawet jesli mi ktos wchodzi w parade, czasem nie mam jaj, zeby z kims walczyc o moj kawalek padliny. okazuje sie jednak, ze tacy jak ja stanowia mniejszosc. dajemy sie wacje, a kiedy werszcie sie zbierzemy w sobie, cos wydusimy z siebie w koncu, zawsze dostajemy po glowie. pozdrawiam cieplo piranie - płotka.

niedziela, 25 października 2009

a mialo byc tak pieknie


czyli ja nie potrafie sie dietowac.toblerone biale ze mna wygralo. w promocji bylo!

ocenilam dzisiaj pierwsze kartkowki w moim zyciu. ciagle powtarzaja sie te same bledy. biedne dzieci. niedouczki.

word of the day: potlacz

środa, 21 października 2009


do cholery pisze z planety linux. i to nie dlatego, zeby pokazac fucka wszystkim tym swiniom z windowsa, ale dlatego, ze zaatakowal mnie wrog, podlozyl swinie (czyt. konia trojanskiego) i wybil mi systemik od srodka. poki co zatem zaznajamiam sie z linuxem i sztacham sie internetem.

wiecie, ze HitchCOCK ogladal Antonioniego, lubil Godarda i nawet w drugiej czy czwartej czesci swojego zycia zastanawial sie nad zmiana stylu? no nie do pomyslenia.

wszystkiego najlepszego z okazji imienin. gerbera z paprotka w folie pakowanego dla mnie!

sobota, 17 października 2009


I'm Ula and I'm addicted. od internetu.

zrobilam przez te 3 dni wiecej niz przez ostatnie 3 miesiace. zaczynam o 7.30 w poniedzialek obserwacje. obserwowac bede mlodziez licealna w stanie przyswajania wiedzy.

kafejki internetowe śmierdzą. i ludzie w tramwaju też.

się obejrzało w mikro młody rosyjski film. dwa wnioski: 1. jak dobrze, ze mie mieszkam w Rosji; 2. mozna w nim zobaczyc najgorzej skonstruowanego bohatera filmowego w historii kina.

sobota, 10 października 2009

kwaidan


widzialam film kobayashiego jakis rok temu, ale teraz przeczytalam ksiazke. przyjemnie sie czyta. jak basnie andersena, tylko moze troche bardziej pokrecone.

jestem w rz.: deszcz i kasjerzy wpatrujący się obsesyjnie w twoją twarz. niesłodkie ciastka ryżowe i niesłony gulasz. gabs przywiozla mi fajne kolczyki i kilo cukierkow z ukrainy.

30 rock.

wtorek, 6 października 2009


kogo wkurwia ten autystyczny różowy misiaczek na boku? no kurwa kogo?

przemierzam karmelicką w te i we wte jak jakis karaluch. polykam przy tym hektolitry spalin i marznie mi nos.

nie ma poczatkow roku akademickiego bez przykrych niespodzianek. na szczescie niebezpieczenstwo zostalo przynajmniej tymczasowo zazegnane.

juz wiem co bedzie leitmotivem tego roku w rozmowach z moją rodzicielką: jak tam praca magisterska?

sobota, 3 października 2009

los abrazos rotos


klisza goni kliszę a sztuczność goni sztuczność. ktoś kiedyś rzekł, że chciałby, zeby Almodóvar udekorował jego mieszkanie. to naprawdę nie byłby zły pomysł. "chicas y maletas" były lepsze niż "abrazos rotos".

czwartek, 1 października 2009

nothing's gonna change my world


całe życie staram się przepchnąć kwadratowy klocek przez okrągły otworek. i jeszcze wmawiam sobie, że nieźle mi idzie.

nic. nikogo. nigdy.

piątek, 25 września 2009

bezdomna


nie mam już domu. nie mam do czego wracac. moj pokoj zamienili w skladzik rzeczy, z ktorymi nie moga sie rozstac.

czwartek, 24 września 2009

aquellos ojos verdes



mam czerwone prawe oko. mija 5 lat.

Jackie Brown mnie delikatnie zawiodła. A po Easy Virtue pozostaje lekki niedosyt, który i tak rozpuszcza się w cichym chichocie.

Jutro na wschód mi jechać, żeby zobaczyć jak zaczyna się jesień.

poniedziałek, 21 września 2009


zaraz potem jak kasztan wydostanie się z kłującej łupki jest najprzyjemniejszy w dotyku. prawie żywy.

zaczyna śmierdzieć gnijącymi liśćmi, ale najbardziej w tym wszystkim gniję ja, od środka. jestem pełna czarnej, wstrętnej mazi.

idąc na aphexa nie miałam wielkich oczekiwać, więc w sumie się nie zawiodłam. tylko umyka mi sens organizowania występów na żywo, kiedy artysta ma zamiar totalnie ignorować publiczność.

czwartek, 17 września 2009

so what's the worth in all of this?


za dużo czasu to w moim przypadku zawsze za mało czasu. nigdy na odwrót.

nie mogę się wyspać. przewracam się z boku na bok i mam wrażenie, że łażą po mnie robaki. a kiedy już zasypiam, śnią mi się koszmary. znowu śniło mi się, że grałam na wiolonczeli. nigdy nie mam snów o indywidualnych lekcjach za zamkniętymi drzwiami. śni mi się tylko orkiestra i p.W. - dyrygent. może nawet nie potrafiłabym nic już zagrać. potworna myśl.

piosenka: Blur - Sing
owoce : winogrona białe ze zbyt dużymi pestkami
bohaterka dnia: moja uczennica Basia
key words: wieczór, mgła, błonia, kurwa, jesień

wtorek, 15 września 2009

za garść dolarów

Sergio Leone powiedział: I like Clint Eastwood because he has only two facial expressions: one with the hat, and one without it.

piosenka: The Cure - Jumping Someone Else's Train

juz niedlugo koncert Aphex Twin. spodziewam sie ścisku pod sceną, fajnych wizualizacji i gry świateł. no i że nie wrócimy stamtąd żywi.

kukurydze juz sie nie nadają do gotowania, bo w środku ziarenka zrobiły się już mączaste. tak w ogóle to mam smaka na soczyste jabłko.

sobota, 12 września 2009

bastardzi

na filmie tarantino jest jak na piwie z kumplem, który oglądał mnóstwo filmów
(większość z nich po kilka razy) i nie może przestać o nich rozmawiać. olewa to, czy ty wiesz o co mu chodzi i czy pamiętasz scenę, którą on ma teraz przed oczami. po prostu nawija i nawija.
"bękarty wojny" można obejrzeć jako sprytny kolaż z filmów wojennych, spaghetti westernów i azjatyckich filmów o zemście. można też jako jeden wielki żart z kina gatunków i naszych wyobrażeń. mój wniosek po seansie: Tarantino bawił się co najmniej tak dobrze robiąc Bastardów, jak ja podczas ich oglądania.
tylko może raz zastanowiłam się z czego tak naprawdę się śmieję: z grupy 300 ludzi ginących w pożarze. więc wszystko dzieje się, mimo wszystko, w granicach wysublimowanego poczucia humoru.

***
od kilku dni budzę się o godzinie 11.50. śniadanie jem ok. 13.oo a spać idę o 4 nad ranem.

nocne seanse w dniu premiery są świetne.

w ryanairze można kupić tanie bilety do Szwecji na początek grudnia. ale może rzeczywiście lepiej jechać tam na wiosnę, bo noce zimowe na północy są przecież okrutnie długie. (patrz: "Noc na Ziemii" J. Jarmuscha). tylko, że do tego czasu już na pewno mi przejdzie cała ochota, albo będę już zupełnie out of cash.

środa, 9 września 2009

czarny piotruś


mam ochotę zawinąć się w biały kokon, obudzić się w marcu.

sobota, 5 września 2009

ulik_ robi salto



i spada w przepaść.

jesień się jeszcze nie zaczęła a nade mną już wisi widmo jesiennej depresji. sama nie wiem dlaczego. mam mnóstwo wspomnień b. przyjemnych związanych z wrześniem. takie np. wylegiwanie się w słońcu na ławce na Wołtuszowej, albo kiedy wieczór robi się zimny i trzeba pożyczać sweter, albo opatulanie się szalikiem, wydzieranie płaszczy z dna szafy. ale te dni takie krótkie. ciemno się dzisiaj zrobiło już prawie o 19.

zamilkła playlista po prawej. i nawet nie wiem dlaczego, bo się w całości napis nie pojawia. beznadziejnie, lubiłam ten set. jestem leniwa, więc nie wiem kiedy to naprawię.

"Nie slyszę prawie od wojny" mówi G. Holoubek w "Salcie" Konwickiego. mało jest polskich filmów, które mi się podobają. jeszcze mniej starszych filmów polskich, które mi się podobają. "Salto" nie nudzi ani na chwilę i dowodzi, że Cybulski wielkim aktorem był.
książka: Tartak - D. Odija (ale nie wiem czy skończę)
gazeta: Kino (nr wrześniowy)
piosenka: Sonic Youth - Paper CUp Exit (mistrzostwo świata)

wtorek, 1 września 2009

out



byc moze juz niedlugo bedziemy sie musieli wyprowadzic z poddasza.

mam faze na skandynawski folk. leci ciagle w tle i normalnie bierze mnie na rezerwowanie lotow, bieganie po klifach i zapijanie sie szwedzkim piwem, finska wodka, norweskim czymkolwiek. albo zeby chociaz morze zobaczyc, takie zesztormiałe i szare.

kiedy bylam mala ogladalam jakis program o filmach. pokazywali w nim fragment Nosferatu z 1922. wampir skradal sie w ciemnosci i podchodzil do spiacej na lozku (jak na ofiarnym oltarzu) kobiety a na koncu wgryzal sie w jej szyje. od tamtej pory balam sie spac przy zgaszonym swietle, podciagalam koldre az pod brode, zeby upior nie mogl sie wgryzc, pocilam sie ze strachu na sama mysl o tym, ze czai sie za oknem. a wczoraj ogladalismy remake Nosferatu W. Herzoga. i wcale strasznie nie bylo. jesli juz to troche smutno.

jeszcze jeden film: Lady Snowblood, Nikotyna, Aaltra

wtorek, 25 sierpnia 2009


mieszkam na Łobzowie, przy Pl. Inwalidów. ulice tutaj noszą nazwy regionów, miast albo artystów. na mojej znajdowała się siedziba gestapo, gdzie torturowano i mordowano w czasie wojny setki, może nawet tysiące osób. teraz na górze budynku mieszczą się dwa hostele. jeden z nich nazywa się "freedom".


czuć jesień w powietrzu.

na ulicy wyspiańskiego stoją ładne, duże, stare wille.

sobota, 22 sierpnia 2009





bylismy w czwartek w zakopanem. slonce palilo niemilosiernie, a ja bylam na tyle nierozwazna, ze zalozylam, ze bede sie chronic przed nim w cieniu. tylko gdzie tu znalezc cien na krupowkach albo na gubalowce? wrocilam do krk z udarem.
niechaj przekleta bedzie zakopianka i jej wadliwa konstrukcja. droge z zakopanego do nowego targu (niespelna 20 km) nasz autokar pokonal w 50 min. nastepne 50 jechal do rabki zdr. sceny jak z "weekendu" godarda.
donosze, ze odkad ostatnim razem bylam na podhalu (czyli jakies 5 temu) wprowadzono nowe gatunki oscypkow. sa niezle: pikantne, maslane, mieszane, malosolne. wczesniej byly tylko wedzone i niewedzone. nic natomiast nie zmienilo sie jesli chodzi o to fatalne uczucie, ktore dopada mnie na krupowkach. uczucie, ze jestem ofiara jakiegos okropnego przedstawienia, w ktorym chodzi o to, zeby najpeirw wyludzic ode mnie jak najwiecej kasy a potem pozbyc sie mnie. turysta, ktory nie kupuje nie jest w tatrach pozadany.

kojarzycie takie self-made videos na jutjubie, gdzie anonimowe osoby bawia sie w recenzentow i dziennikarzy?

rodzina przyjechala do mojej rodziny. a mnie tam nie ma. na szczescie.

filmy: Rashomon, Krokodyl, Hanami - Kwiat wisni

niedziela, 16 sierpnia 2009


dobra. ostatnio było zbyt emowato.

ostatnio pewien młodzian wytknął mi, że nie znam słowa menażeria. otóż znam. okazuje się bowiem, że słowo to może mieć aż 3 znaczenia. pomieszczenie, w którym znajdują się zwierzęta różnych gatunków i ras, numer cyrkowy ze zwierzętami oraz te zwierzęta właśnie.

kończę czytać "sto butelek na ścianie". zabawne i nieźle napisane. żadna tam wielka literatura, ale przynajmniej nie mam wyrzutów, że marnuję czas.
w ogóle to dostrzegam brak poważanych pisarek w literaturze światowej. w ostatnim czasie jedyną w zasadzie autorką, o której mozna powiedzieć, że jej czytelnicy to ludzie obojga płci, to JK Rowling. a wcześniej? E. Bronte? J. Austen? były wielkie, ale przecież nie ma sił zmusić facetów, żeby to przeczytali. o co w tym chodzi? moze tylko A. Christie wyłamuje się nieco z tego schematu.

do mojego pokoju wleciala biedronka i mnie przestraszyla.

zdjęcie: plac nowy na krakowskim kazimierzu. dokładnie w tym miejscu stałyśmy wczoraj z gabs i zarłyśmy najwspanialsze zapieksy na świecie.

niedziela, 9 sierpnia 2009

wrażenia z samotnego spaceru



moje wymyślone problemy biorą się z tego, że mam za dużo wolnego czasu. ciągle nastawiona na odbiór, nawet nie przetwarzam tego, co widzę. zamieniam się w gąbkę, która zmęczyła się ciągłym wchłanianiem. nadeszła pora działania.
jestem gotowa też stwierdzić, że przyzwyczaiłam się do tego, że wiele rzeczy przychodzi mi zbyt łatwo. nie mam zdolności do podejmowania trafnych decyzji, ani nawet do postawienia się w sytuacji wymagającej ich podjęcia. gdyby tylko ktoś wyznaczył mi cel i dał plan działania, byłoby mi lżej.
dobrze się chodzi. się prawie nie myśli. się idzie. tylko od czasu do czasu źli ludzie rzucają kurwa w ciebie jakimiś niewyrośniętymi śliwkami nad Wisłą w okolicach Kazimierza.

ostatnio obejrzane: 12.08 na wschód od Bukaresztu, Piknik pod Wiszącą Skałą, Pora umierać
wystawa: Fotografie Włodzimierza Puchalskiego w Muzeum Historii Fotografii w Krakowie

czwartek, 6 sierpnia 2009


lektura: S. Sontag - O fotografii.

Jestem w krk. Zupełnie nie wiedziałam co czuć po wyjściu z pociągu. Istne pomieszanie zmyśłów. Zapomniałam, że tu tylu turystów. Zapomniałam, że czuć wszędzie jakieś żarcie. I że jest o kilka stopni cieplej. Wszystko to zapomniałam.
Siedzę teraz w pokoju na poddaszu pośród sterty ubrań, które same się nie chcą zawiesić na wieszakach ani poukładać w kostkę.
Dzisiejszy dzień jest biały i mglisty. Trochę duszny.
Jem papierówki. Są karłowate i poobijane. Ich sok zostaje na ustach.

środa, 29 lipca 2009


jestem nie do zniesienia, jeśli się nie wyśpię.

powstaje zapewne miliony podreczniow, ktorych autorzy mowia nam jak zachowac sie w danej sytuacji. szkoda,ze nie zadalam sobie trudu, zeby zagladnac do ktoregokolwiek z nich.

z okazji urodzin dla Gaby wszystkiego najlepszego.chociaz jest wrednym prosiakiem

środa, 22 lipca 2009



miałam dzisiaj 3 sny. pierwszy byl o tym, ze na moich nogach w lozku siedzi wielki zdechly pajak. drugi dotyczyl mojej rodziny, wiec nie bede opisywac. a trzeci byl o tym, ze urodzilam bliznieta. byly cudne. chlopiec i dziewczynka. kiedy sie obudzilam znalazlam ugryzienie komara na mojej stopie. moja mama uwaza, ze dziecko w snie to zly znak.

krakow najkorzystniej wyglada o swicie i o zmierzchu.

te dni sa geste jak krupnik, lepkie jak syrop z gruszek.

dzisiaj mijal mnie koles i powiedzial:
-cos pani wypadlo!
-co?
-szczescie dzisiaj wieczorem pani wypadlo.

poniedziałek, 20 lipca 2009

jak w zwierciadle


to lato jest lustrzanym odbiciem lata sprzed dwóch lat.

nektarynki ranią mi dziąsła

w tym tygodniu znowu wracam do domu. Gaba ma niedlugo OSIEMNASTKĘ. obiecałam jej też wyprawę do kina. jestem najlepszą siostrą na świecie. (gaba funduje bilety, bo ja jestem BEZ KASY).

naszego psa nazwiemy Smutek.

poniedziałek, 13 lipca 2009

albo druga w nocy, albo wpol do trzeciej



ide jutro do nowego lekarza. pojutrze do jeszcze nowszego. lekarze mnie krepuja. zawsze malo mowia i oczekuja, ze wszystkiego sama sie domysle. a ja nie zadaje pytan, bo nie wiem o co pytac. poza tym mam wrazenie, ze biora mnie za hipochondryka.

jakos nie potrafie sie cieszyc tymi wakacjami. blogostan przerywaja mi troski dnia codziennego, ktore w tym roku zwalily mi sie na glowe i przytlaczaja.

wtorek, 7 lipca 2009

firecrackers


lato mija pod znakiem entertainment trash. kto by tam ogladal jodorowskiego czy resnaisa, kiedy zadna kolejna burza nie przynosi wytchnienia od upalu? ale mam zapasy.

tak sobie pomyslalam, ze wiemy o sobie nawzajem tylko tyle ile sobie powiemy. ja najczesciej nie mowie nic.

kiedy wracalam dzisiaj do krk obsiedli mnie naokolo 14letni chlopcy wracajacy z kolonii. to byly jeszcze dzieci. a ja wydawalam sie sobie wtedy taka dorosla. ten wiek jest najgorszy z mozliwych. dobrze, ze minal.

song: kamp! - breaking a ghost's heart (edit)