Uswiadomilam sobie,ze nie ma tu nikogo na tyle bliskiego,zebym mogla temu komus powiedziec co jest nie tak. I dlaczego zle sie czuje i co nowego u mnie. Moje wspollokatorki zajmuja sie swoimi sprawami. Nie mamy wiekszych konfliktow, ale tez nie sa mi bliskie. Ludzie z uczelni albo mnie nudza albo im nie ufam.
Jedyna osoba, ktorej tak naprawde czulam, ze moge sie zwierzyc, wykorzystala to troche przeciwko mnie. Wiec mam bardzo mieszane uczucia...
Pojawila sie na chwile w tym calym zamecie pewna osoba. Przejazdem. Spacery po plazy i inne do bolu ograne gesty i pewnie tez rozmowy, ktore sprawily, ze zalamalam sie sama nad soba. Ja tego bardzo potrzebuje. Bliskosci z drugim czlowiekiem.
Oczywiscie nic z tego nie wyszlo. Bo ja juz nie jestem tym risk takerem, ktorym bylam dawno. Teraz mysle dwa razy albo dwadziescia dwa razy, gdyz dokladnie pamietam jak to bylo kiedy nic nie bylo, sie konczylo i sie i nie potrafilo zapomniec. A ta osoba nie lubi skomplikowanych sytuacji. Nikt nie lubi, badzmy szczerzy.
Kiedy pracowalam dla korpo codziennie widywalam sie z ludzmi, z ktorymi moze nie bylam baardzo blisko, ale ktorym moglam opowiedziec co nowego i jak minal mi dzien. Teraz sle jakies wiadomosci przez Atlantyk. I czasami tylko dostaje odpowiedzi w czasie rzeczywistym.
Owszem, moge isc na plaze. I zrobie to jutro. A w sobote pewnie pojade do Teresopolis. Ale...
Poza tym wyniki moich badan, ktore najpierw mnie uspokoily, teraz wydaja sie niepokoic moja lekarke. Mam jechac powtorzyc badanie. Tym razem dokladniejsze. Od razu panikuje. A co jesli to nowotwor albo cos w tym stylu? Profilaktycznie w niektorych przypadkach zaleca sie wyciecie, wylaserowanie, krioterapie tego czegos. Jestem prze ra zo na.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz