środa, 9 kwietnia 2014

Way down



Nigdy byście nie uwierzyli w to, co przytrafiło mi się w zeszłym tygodniu. Ja też bym w to nie uwierzyła.

Z wyborami tak to już jest, że trzeba ponosić ich konsekwencje. Czuję jak zapada się pode mną ziemia. Okazuje się bowiem, że potrafię zdać te egzaminy, daję radę. Ale bardzo dużo mnie to kosztuje. Kilkudniowa regeneracja to za mało. Mam podkrążone oczy, robią mi się zmarszczki z niewyspania i prawie nic nie jem, bo poza owocami wszytsko inne wygląda mi podejrzanie tłusto, albo z dodatkiem warzyw modyfikowanych genetycznie, albo tłuszczy trans, albo innymi słodzikopodobnymi konserwantami.W Europie patrzysz na skład i wiesz, że jak coś zaczyna się na E, to znaczy, że nie jest dobre, tutaj musiałabym sprawdzać wszystko jak leci w internecie...Poza tym dochodzę do wniosku, że studiowanie czegoś, czym się człowiek nie pasjonuje to po prostu drogą przez mękę.

I jeszcze jedno: nie wystarczy tylko kogoś lubić i dobrze się z tym kimś bawić (od czasu do czasu za zamkniętymi drzwiami) , żeby chcieć z nim być.






Brak komentarzy: