mowia, ze nie ma nic zlego w tym, ze czlowiek nie wie czego chce i dokad zmierza.zaczynam sie obawiac, ze tylko tak mowia.i to tylko tym nielicznym, ktorzy podobnie jak ja, nie wiedza.
ciagle sobie powtarzam, ze zobacze, co bedzie. ale ludzie wokol mnie maja mniej lub bardziej skonkretyzowane plany. gdzies plyna. a moje cele sa poki co bardzo krotkoterminowe. no teraz moim celem jest zmycie z twarzy maseczki z zielonej glinki w przeciagu najblizszych kilku minut. zrzucenie 1 kg wagi w ciagu tygodnia. wyjscie na piwo w piatek. tworzenie bardziej dalekosieznych planow jakos mnie paralizuje, bo zawsze sie spinam, zeby je zrealizowac a to, czego chce najbardziej zalezec moze ode mnie zaledwie w 50%.i to w najlepszych mozliwych okolicznosciach.
czy wrocic? czy zostac?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz