środa, 1 stycznia 2014

Powitanie nowego roku miało w sobie coś niesamowicie symbolicznego tym razem. Stałyśmy z siostrą na Moście Dębnickim wraz z grupą znajomych, którzy w jakiś sposób są mi bliscy, chociaż nie można powiedzieć, że znamy się długo i dobrze. Tani rosyjski szampan otworzył się mi był o dobrych kilka minut za wcześnie, było zabójczo zimno a fajerwerków ani Wawelu wcale nie było widać, bo dookoła spowijała nas mgła (tudzież smog).2014. Tyle możliwości. Tyle najgorszych i najlepszych scenariuszy może się spełnić. Prawda jak zwykle będzie leżeć gdzieś po środku. Oby.

Wylatuję już w przyszłym tygodniu. Nie chce mi się w to wierzyć. Są chwile kiedy to do mnie dochodzi. Jak przy wigilijnym stole, kiedy rodzina tworzy uroczyście pogrzebową atmosferę jakbym miała ostatnią fazę raka. Albo kiedy żegnam się z ludźmi z pracy.

A może samolot spadnie gdzieś nad Atlantykiem i cały ten trud będzie mi oszczędzony?


Brak komentarzy: