środa, 6 maja 2009

o festiwallach w krakowie

na wstepie chce zaznaczyc, ze nie jestem rozrywkowa osoba, wiec nie bylam NA WSZYSTKICH festiwalach, jakie organizowano w krk przez ostatnie 4 lata. jednak ostatnio byłam na dwóch i to był absolutny obciach. jasne, organizatorów stać na wyjebane w kosmos foldery, mapki, biura festiwalowe. jest mnóstwo wystaw i miejsc, gdzie można oglądać filmy. jest nawet zainteresowanie, bo zawsze znajdzie się jakiś snob, który stwierdzi, że dobrze gdzieś się pokazać, albo jakieś naiwne dziecko, które wczoraj zaczęło robić zdjęcia i uważa, że jeśli zdjęcie jest zamazane, to jest zajebiste. o co mi chodzi? o bezczelność z jaką traktuje się widza/zwiedzającego/amatora sztuki w tym mieście.
Made In USA Godarda obejrzałam w Pauzie siedząc na jakiejś dziwnej sofie, na tycim ekranie, który zniekształcał format filmu oraz z napisami polskimi, ledwo widocznymi, na samym dole. w dodatku na seansie było mało osób, a organizatorzy stwierdzili, że to super, że tak mało ludzi, bo przecież kino offowe nie jest dla wszystkich, więc przychodzi tutaj sama elita.za tą przyjemność zapłaciłam jak za normalny bilet do kina.15 zł.
kolejna scenka rodzajowa.
dzień:wtorek* (pierwszy dzień festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie)
miejsce akcji: klub caryca na wielopolu.
event: wystawa fotografii jakiejś p. Oli. wernisaż.
przedmioty pokazywane: 6 słabych zdjęć (słownie: sześć).
atrakcja wieczoru: obserwowanie ludzi, jak gromadzą się wokół stołu z żarciem i wyjadają chleb ze smalcem w tempie b. szybkim.
*tego dnia byliśmy jeszcze na dwóch wernisażach w pięknym psie i w jakiejś galerii, która była wielkości spiżarni w domu mojej cioci na wsi. liczba ludzi w stosunku do poziomu prezentowanych zdjęć była nieproporcjonalnie duża.

3 komentarze:

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Cegieł pisze...

offpop?

ulik_ pisze...

off:lack of good organisation.