środa, 28 grudnia 2011

I have a doubt

dzisiejszej nocy gwiazdy wyglądają jak główki od szpilek. stresuje mnie końcówka tego roku. z czymś nie zdążę, czegoś nie załatwię, już to wiem. mam z tyłu głowy myśl o podsumowaniu i zrobieniu porzadnych postanowień na przyszly rok, ale boję się, że za rok o tej porze będą tylko smutnym świadectwem dobrych chęci i słomianego zapału.
zachowuję się przez ostatnie dni jak skończony stalker i tani prowokator. dobrze wiem dlaczego. nic nie robię konstruktywnego, więc od jednego kliknięcia do drugiego doprowadzam się do jądra ciemności. co mi to daje? złudne poczucie bliskości z kimś, kto nigdy blisko nie był ani nigdy nie będzie.
przez całe święta czułam brak, którego morze alkoholu nie potrafiło przytłumić. dziś jakby trochę lepiej. ten dziwny organ, który rozwinął się w moim ciele i produkuje enzymy zaburzające postrzeganie świata, sprawiał, że czułam się jak najsamotniejsza istota we wszechświecie. tak łatwo zapominam czy tak bezboleśnie przychodzi mi mydlenie sobie oczu i pocieszanie się w lepszych momentach?
Obejrzane: Rozstanie, Bella, Chłopiec na rowerze


piątek, 23 grudnia 2011

ginger bread

Mam mokre oczy w te dni. Boże Narodzenie mnie rozczula, natrętnie cisną mi się do głowy wspomnienia sprzed 15 lat i sprzed roku, kiedy wszystko, co mnie otaczało było zupełnie różne niż teraz. Chyba nie lepsze, bo w powietrzu unosił się już swąd rozkładu, którego ja zupełnie nie rozpoznawałam.
Wypełnia mnie jedzenie i pustka.Pierniki wyszły w tym roku przepyszne.

Skończyłam czytać dzisiaj rano reportaż Martina Pollacka pt. Śmierć w bunkrze, opowieść o moim ojcu, czyli historia o synu, próbującym zrozumieć dlaczego jego rodzina uległa magii narodowego socjalizmu. Nie czytuję reportaży, i w ogóle czytuję mało mądrych lektur ostatnio, bo mam nadal problemy ze skupieniem uwagi na dłużej niż 15 minut.

Do końca roku chciałabym móc uporać się z całym tym gównem, które przewaliło się przez mój żywot w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy. Wycisnąć z niego jakiś sens, zagospodarować te doświadczenia, żeby nie wzdrygać się z odrazą za każdym razem gdy pomyślę o...albo o...Nie chcę też dostawać zawału serca, kiedy wydaje mi się, że widzę...ani wtedy kiedy myślę o głupotach jakie wyrabiałam kiedy...
O, już wiem. Chcę stanąć przed lustrem takim dużym, w którym widać mnie dokładnie, takim jak w przebieralni w h&m, w niepochlebiającym mi zupełnie świetle białej lampy, i powiedzieć sobie: Je ne regette rien




sobota, 17 grudnia 2011

karaoke

nie jestem zbyt dumna z tego, że czekam dopiero aż rzeczywistość mnie przygniecie, żeby zdobyć się na podjęcie jakiejś mądrej decyzji. tak jakbym czekała aż wypełni się czara goryczy. teraz też nie jest za fajnie, ale widocznie nie jest też dość źle. a przede wszystkim nie czuję, żebym czegoś bardzo chciała, brak pomysłów. dawniej miałam jakieś marzenia, całkiem szalone, ale jakieś. teraz miewam jedynie ochoty i kaprysy.
tak jak np. kaprys pójścia na karaoke. zadanie wykonane. i wcale nie było tak jak sobie wyobrażałam, że będzie (nie żeby kiedykolwiek moje przewidywania się sprawdziły). ja zawsze byłam przekonana, że to zbiorowe ośmieszanie się, poklepywanie po plecach, wszystko, tylko nie konkurs śpiewaczy. myliłam się.
dochodzi 13, jest sobota a ja leżę w łóżku. odliczam dni do świąt idealizując czas odpoczynku, którego przecież tak nie znoszę. rozmyślam nad strategiami, nad podsumowaniami, nad strachem i smutkiem.

2 filmy: Portret Doriana Greya i ta nieszczęsna Midnight in Paris.

piątek, 9 grudnia 2011

de momento diciembre

Mocniej świeci słońce, gdy masz przyjść
Mocniej pachną kwiaty, gdy masz przyjść
Ciszej gada rzeka, gdy masz przyjść
Ciszej szepcą drzewa, gdy masz przyjść

Chciałabym to poczuć, tę ekscytację, napięcie, niepewność, które sprawiają, że nie jest się w stanie myśleć o niczym innym, że spędza się przed wyjściem tysiące minut w łazience, że w tramwaju się rumieni i się uśmiecha do własnego odbicia. Bo już nie chodzę po rozżarzonym piachu, ale w którymś momencie okazało się, że mam pod stopami trawę. Byłam tak zajęta byciem nieszczęśliwą, że nie zauważyłam kiedy to się dokładnie stało. Jestem trochę ja Kolumb: niemal pewna tego, że Ziemia jest okrągła, ale ciągle szukam kogoś kto mi uwierzy i zasponsoruje podróż do Indii.

Słucham płyty, którą G. złapała podczas koncertu, czyli podjadam folk w tle, podjadam grissini, w filmowym menu na dziś Midnight in Paris.


Takie myśli krążą mi po głowie, kiedy w piątkowy wieczór patrzę na kończącą się butelkę piwa i zwinięta w kłębek regeneruję się po kolejnym wyczerpującym tygodniu.

niedziela, 4 grudnia 2011


Powyżej efekt pięciominutowej zabawy programem graficznym Paint. Wczoraj na koncercie Kapeli i Żywiołaka wyskakałam się za wszystkie czasy. Zdziwiło mnie tylko jedno: publika. Nie wiedziałam, że tacy ludzie jeszcze istnieją: hipisi, metale, dziewczynki w długich spódnicach i rozwianym włosem. Prawie jakbym się przeniosła do lat 70tych. Co niektórzy stosowali też chyba kosmetyki z epoki, gdyż zupełnie nie działały. Szczególnie pozdrawiam kolesia, który przyszedł na ten koncert w bielusieńkiej sukmanie.

Trzęsie mnie ze złości, ale nie mogę się wydrzeć na tę osobę,która zawiniła więc zostawiam przypadkowe ofiary przy drodze.



czwartek, 1 grudnia 2011

I fix things only to the point of working

they fixed me only to the point of working.

szkoda, że prawdy nabyte nie są na zawsze. doszłam do czegoś mądrego we wrześniu a teraz ani śladu po tym. pamięć wykrzywia wszystko, zwłaszcza fakty.

zastanawiałam się ostatnio co by było gdybym spotkała siebie sprzed lat. taką zastraszoną 8-letnią dziewczynkę albo tego nieopierzonego pisklaka, któremu w wieku 15 lat wydawało się, że przełknął już morze goryczy i zamartwiał się tym czy grać jeszcze na wiolonczeli czy nie i ile osób jej nie lubiło. ta mała ja cofnęłaby się gdybym chciała dodać jej otuchy i objąć ramieniem, ta większa popatrzyłaby na mnie jak na idiotkę.

Staram się czytać milijon rzeczy naraz. Nabyłam ostatnio Wieczór trzech króli Shakespeare'a w tłumaczeniu Barańczaka. 19 zł a tyle radości. W ręce wpadła mi też książka Martina Pollacka. A na półce czeka jeszcze zaczęty Szczygieł i niedokończona Satrapi. Jestem beznadziejna.