wtorek, 26 listopada 2013

tudo vai dar certo, ne?

może nie mam racji, ale dochodzę do wniosku, że znalezienie mieszkania w Rio na odległość jest niemożliwe.

tak samo jak niemożliwe ogarnięcie tego wszystkiego, co mnie jeszcze czeka. normalnie w takich sytuacjach robię sobie listę, żeby się uspokoić, ale jak ostatnio zaczęłam ją tworzyć, okazało się bardzo szybko, że nie zmieści się nawet na jednej kartce. a to sprawiło, że zaczęłam sie stresować jeszcze bardziej.

jest masa rzeczy w Krakowie, które są jak mój security blanket: książęce pszeniczne, siłownia, na którą czasami chodzę, książki, kina, znajomi. boję się, bo nie wiem do czego będę uciekać się tam. 

hmm to trochę tak jakbym do tej pory była krzaczkiem pomidora, który spędził całe swoje życie w szklarni i nagle, sam z siebie, zdecydował się przesadzić. na zewnątrz jest słońce, ale też nornice, turkucie podjadki, grad, przymrozki, mszyce...ok. you get the idea.

dlaczego nasz bałagan nie może uspokoić się chociaż na kilka dni?







Brak komentarzy: