nie po raz pierwszy przeklinam w moim życiu wartość, za którą milijony oddawały życie. wybory między dobrym i lepszym, dobrym i tym, co się powinno, złym i jeszcze gorszym. chyba dokonuję ich cały czas. i za każdym razem mam z tym problem. gdyby ktoś inny pokierował moim życiem, byłoby mi lżej. albo gdyby po prostu scenariusz raczył ułożyć się sam.
w moich snach pojawia się ostatnio dużo agresji. zastanawiam się skąd się bierze, bo kazdy mówi, że moją obecną sytuację znoszę wcale nieźle. wyglądam jakbym zachowywała spokój. może tylko z wierzchu sprawiam takie wrażenie? w podświadomości ciągle padam ofiarą jakiejś przemocy. dlaczego zawsze w roli oprawcy pojawia się jedna, konkretna osoba i dlaczego sprawia mi to we śnie przyjemność? czyżbym lubiła być ofiarą?
są takie filmy, piosenki i książki, które mówią o mnie. albo, które przekazują doskonale znajomą mi emocję czy sytuację. coś co znam z autopsji, coś tylko dla mnie. przywłaszczam je sobie.np. "Kto tam u ciebie jest?". inaczej jest z klasykami i arcydziełami. często wzbudzają podziw, rzadko przywiązanie.kończę już Imię róży i zamyślam się nad warsztatem, erudycją i umiejętnością naśladowania Eco. kocham księgi tak jak on.
czwartek, 29 marca 2012
czwartek, 22 marca 2012
Mieszkamy na 4 piętrze starej kamienicy, na samej górze. Nasz "apartament" został wydzielony ze strychu już jakiś czas temu. Teraz wiemy, że po wojnie. Skąd to wiemy? Mniej więcej tydzień temu znalazłyśmy we framudze drzwi, pod warstwą starego tynku, który odpada od ściany, szczątki Gazety Krakowskiej z czerwca 1944 r. Fascynująca lektura, albo raczej puzle, które składają się na przedziwny obraz świata, jaki wtedy istniał. Ludzie zajmowali się szukaniem zagubionych kenkart, sprzedawali książki na Adolf Hitler Platz, ekscytowali się doniesieniami z frontu wschodniego, szukali służących mówiących po niemiecku oraz byli informowani o tym, że "nasze" czołgi, czyli czołgi Rzeszy są najlepsze na świecie.
Dzisiaj na przystanku tramwajowym w okolicach Wawelu jakiś całkowicie niewinnie wyglądający starszy pan w ortalionie w przeciągu niespełna 30 sekund złożył mi aż trzy niemoralne propozycje. Zdziwiłam się, bo zawsze wyobrażałam sobie potencjalnego sponsora jako mężczyznę w drogim garniturze.
Kulę się z zimna i trzęsę w środku. Jak bohater Pachnidła chciałabym zakopać się w ziemi i być może narodzić na nowo.
Dzisiaj na przystanku tramwajowym w okolicach Wawelu jakiś całkowicie niewinnie wyglądający starszy pan w ortalionie w przeciągu niespełna 30 sekund złożył mi aż trzy niemoralne propozycje. Zdziwiłam się, bo zawsze wyobrażałam sobie potencjalnego sponsora jako mężczyznę w drogim garniturze.
Kulę się z zimna i trzęsę w środku. Jak bohater Pachnidła chciałabym zakopać się w ziemi i być może narodzić na nowo.
niedziela, 18 marca 2012
nieznajomość prawa jest chujowa
zostałam najzwyczajniej w świecie bez pracy. nie byłam w takiej sytuacji od dłuższego czasu. a najgorsze jest to, że nie wiem czy dostanę to, co mi się należy i zupełnie nie mam planu na przyszłość. podczas gdy ja znów będę musiała prosić rodziców o pomoc, ludzie w moim wieku mają już żony, mężów i domy i dzieci. o nie o nie , znów to samo: nie mam nic, nie mam nikogo.
będę musiała najprawdopodobniej zrezygnować z tego, co umiem i lubię. czekają mnie (jeśli dobrze pójdzie!) dziesiątki rozmów w gabinetach z przeszklonymi drzwiami, jakieś teksty w stylu, "za dziesięć lat wyobrażam sobie siebie...", "moją największą wadą jest perfekcjonizm...", "uwielbiam pracować w zespole..."...........................................................................................................
w sobotę o 5 rano ładnie świtało, kiedy wyposażona w plastikowy hak wracałam z udanego spotkania z ludźmi, których prawie wcale nie znam.
będę musiała najprawdopodobniej zrezygnować z tego, co umiem i lubię. czekają mnie (jeśli dobrze pójdzie!) dziesiątki rozmów w gabinetach z przeszklonymi drzwiami, jakieś teksty w stylu, "za dziesięć lat wyobrażam sobie siebie...", "moją największą wadą jest perfekcjonizm...", "uwielbiam pracować w zespole..."...........................................................................................................
w sobotę o 5 rano ładnie świtało, kiedy wyposażona w plastikowy hak wracałam z udanego spotkania z ludźmi, których prawie wcale nie znam.
środa, 14 marca 2012
czwartek, 8 marca 2012
bagałan, nie bałagan
bo to już nawet nie jest bałagan. to jak rak z przerzutami.a ja stoję w obliczu tej klęski jak sparaliżowana. psychologowie nazywają to niemożnością zebrania się. bo ja przecież wiem dobrze, co należy zrobić. ale te dłonie takie ciężkie, tyle innych rzeczy potrafię sobie wynaleźć do roboty...
pierwszy przykład z brzegu: mogę przysiąść i wziąć do ręki Imię róży. Parę lat temu miałam krótki romans z tą powieścią. ale skończyło się po jakichś 90 stronach. przy obecnym podejściu idzie mi już dużo lepiej, znacznie sprawniej i jestem po prostu zachwycona elokwencją Eco. swoją też, bo wykminiłam sama jedna aluzję do Borgesa w postaci Jorgego z Burgos.
przykład z drugiego brzegu: osoba od kamyczków. w takich sprawach najważniejszym czynnikiem jest dobry timing. więc co z tego, że...,skoro... a poza tym zupełnie tracę rezon w obecności drobnych brunetek, które w dodatku są instruktorkami salsy. na pewno jeszcze ma wysokie libido. brr boję się takich i uaktywniają się moje wszystkie kompleksy.
edit: goździk dla kobiet i dziewczyn. ale nie dla drobnych brunetek, instruktorek salsy i tych wszystkich, którym zazdroszczę :)
pierwszy przykład z brzegu: mogę przysiąść i wziąć do ręki Imię róży. Parę lat temu miałam krótki romans z tą powieścią. ale skończyło się po jakichś 90 stronach. przy obecnym podejściu idzie mi już dużo lepiej, znacznie sprawniej i jestem po prostu zachwycona elokwencją Eco. swoją też, bo wykminiłam sama jedna aluzję do Borgesa w postaci Jorgego z Burgos.
przykład z drugiego brzegu: osoba od kamyczków. w takich sprawach najważniejszym czynnikiem jest dobry timing. więc co z tego, że...,skoro... a poza tym zupełnie tracę rezon w obecności drobnych brunetek, które w dodatku są instruktorkami salsy. na pewno jeszcze ma wysokie libido. brr boję się takich i uaktywniają się moje wszystkie kompleksy.
edit: goździk dla kobiet i dziewczyn. ale nie dla drobnych brunetek, instruktorek salsy i tych wszystkich, którym zazdroszczę :)
czwartek, 1 marca 2012
Kiedy jedna rzecz się nie układa, można to jakoś przeżyć. Ale kiedy wszystkie na raz? Obecnie udaję, że jeszcze nie muszę panikować. Co za kretynka ze mnie.
Dawno już nie oglądałam fimu opartego tak całkowicie na sile i magnetyzmie jednego aktora. A taki jest Wstyd z Fassbenderem. Trudno się było od niego opędzić w tym roku, ale nie narzekam, bo jestem jego piszczącą fanką. Wstyd sprawia, że widz zaczyna się zastanawiać nad rolą seksu i samotności również w jego własnym życiu, ale jest to też jeden z setek innych filmów o uzależnieniu, więc w tym kontekście sprawa już tak bardzo nie podnieca.
Kinowy tydzień zakończyłam Artystą. I nie wydaje mi się, żeby można było cokolwiek na ten temat powiedzieć. Ani nie wzruszył, ani nie ubawił. Przepatrzyłam go, przejadłam, pozbyłam się.
Nie mogę natomiast pozbyć się tego nieprzyjemnego smaku w ustach. Wiecie co to jest? To rozczarowanie. Powinnam się już dawno do niego przyzwyczaić, albo nauczyć się skutecznego poprzestawania na tym co jest. Ja natomiast jestem zachłanna, chcę wszystko albo nic. Wczoraj na koncercie myślałam, że wyjdę z siebie, że ze złości zacznę tłuc szklanki i wrzeszczeć. Wszystko przez...
Dawno już nie oglądałam fimu opartego tak całkowicie na sile i magnetyzmie jednego aktora. A taki jest Wstyd z Fassbenderem. Trudno się było od niego opędzić w tym roku, ale nie narzekam, bo jestem jego piszczącą fanką. Wstyd sprawia, że widz zaczyna się zastanawiać nad rolą seksu i samotności również w jego własnym życiu, ale jest to też jeden z setek innych filmów o uzależnieniu, więc w tym kontekście sprawa już tak bardzo nie podnieca.
Kinowy tydzień zakończyłam Artystą. I nie wydaje mi się, żeby można było cokolwiek na ten temat powiedzieć. Ani nie wzruszył, ani nie ubawił. Przepatrzyłam go, przejadłam, pozbyłam się.
Nie mogę natomiast pozbyć się tego nieprzyjemnego smaku w ustach. Wiecie co to jest? To rozczarowanie. Powinnam się już dawno do niego przyzwyczaić, albo nauczyć się skutecznego poprzestawania na tym co jest. Ja natomiast jestem zachłanna, chcę wszystko albo nic. Wczoraj na koncercie myślałam, że wyjdę z siebie, że ze złości zacznę tłuc szklanki i wrzeszczeć. Wszystko przez...
Subskrybuj:
Posty (Atom)