trochę śmieszno, trochę straszno. gdynia wolała rewers, ja wolę "dom zły". mniej wymuskany, ale też mniej błahy i nie zrobiony po to, żeby się trochę lepiej poczuć. smarzowski nie robi filmów jak tarantino, ani jak cohenowie. on je robi po swojemu i całkiem nieźle mu to wychodzi.
nie wiem czy wiecie, pewnie wiecie, ale teledysk do "to nie byl film" zrobil wlasnie smarzowski. widac motyw wizji lokalnej siedzial w jego glowie juz od dawna.
chce juz stad odejsc.
sobota, 28 listopada 2009
czwartek, 26 listopada 2009
niedziela, 22 listopada 2009
die weisse band
honestly, dlaczego ludzie chodzą na późnowieczorne seanse? żeby zasypiać i chrapać? i to jeszcze na takim filmie, który trwa 2 i pol godziny i został zrobiony przez Hannekego, czyli nie ma co się spodziewać fajerwerków co 30 sekund! pan siedzący przede mną dostaje karne punkty za zepsucie mi piątkowego wyjścia do kina.
ogrom mojej niewiedzy mnie przeraża. znowu na seminarium mydlenie oczu trzeba bedzie uskuteczniać.
okablowaliśmy się z łukaszem na naszym poddaszu.syf jak stąd do Madrytu. ale przynajmniej można w uczciwych warunkach słuchać muzyki.
song of the day: the shins - new slang
ogrom mojej niewiedzy mnie przeraża. znowu na seminarium mydlenie oczu trzeba bedzie uskuteczniać.
okablowaliśmy się z łukaszem na naszym poddaszu.syf jak stąd do Madrytu. ale przynajmniej można w uczciwych warunkach słuchać muzyki.
song of the day: the shins - new slang
wtorek, 17 listopada 2009
niedziela, 15 listopada 2009
awers
rozgrywam aktualnie walkę zapaśniczą na ringu z chorobą. na razie jest remis, ale ta wrednota wygrywa na punkty.
sobotni ranek przesiedziałam w czytelni. gdzie sie dowiedzialam, ze ksiazka, ktorej potrzebuje jest dostepna i owszem, ale w bibliotece PWST. jeszcze jeden artykuł o g. i umrę.
wieczorek przepędziłam na kazimierzu zapijając pasztet czerwonym winem. co przyniosło, jak zwykle zreszta, oplakane skutki. dzisiejszy dzien rowniez nalezy do straconych. nie zrobilam absolutnie nic.
i jeszcze te okropne obserwacje. dopiero 60 godzin ze 105!
na rewersie bylismy w piatek. zadne tam dzielo wielkie, ale dobrze sie oglada.
un dia matare a mis companeros de piso. y no sera mi culpa. sino la suya.
sobotni ranek przesiedziałam w czytelni. gdzie sie dowiedzialam, ze ksiazka, ktorej potrzebuje jest dostepna i owszem, ale w bibliotece PWST. jeszcze jeden artykuł o g. i umrę.
wieczorek przepędziłam na kazimierzu zapijając pasztet czerwonym winem. co przyniosło, jak zwykle zreszta, oplakane skutki. dzisiejszy dzien rowniez nalezy do straconych. nie zrobilam absolutnie nic.
i jeszcze te okropne obserwacje. dopiero 60 godzin ze 105!
na rewersie bylismy w piatek. zadne tam dzielo wielkie, ale dobrze sie oglada.
un dia matare a mis companeros de piso. y no sera mi culpa. sino la suya.
czwartek, 12 listopada 2009
nie trzeba wiele
nic się nie chce. nic nic nic.
refleksja datowana na dzień dzisiejszy (miejsce: Plac Wszystkich Świętych, godz. 10.00 Kraków). jestem czlowiekiem gotowym wysiac z tramwaju i specjalnie wstapic do piekarni po pysznego palucha od Pawlaka (z sezamem - chociaz najlepsze sa z ziarnami takimi innymi, z dyni?), nadkladam drogi, zeby wstapic czasem na Kleparz po swieze owoce. a inni cale zycie jedza zwykly chleb, sprzed dwoch dni z kefirka i ich to najzwyczajniej w swiecie jebie co jedza i czy osiagneliby troche wiecej przyjemnosci jedzac inny chleb. czarny, z ziarnami. albo ciabatę albo no nie wiem COKOLWIEK. tak samo jest ze sprawami kulturalnymi/kulturowymi chyba. po co maja wychodzic wczesniej z tramwaju skoro cale zycie jedli zwykly chleb. chleb to chleb.
nie trzeba wiele, zeby popasc w depresje. a biorac pod uwage jeszcze fakt, ze przed nami jeszcze kilka miesiecy (4) takiego syfu. zastanawiam sie ile wody wytrzyma nasz dach. ile tej wody wytrzymaja golebie z naszego dachu. ile wody wytrzymamy?
refleksja datowana na dzień dzisiejszy (miejsce: Plac Wszystkich Świętych, godz. 10.00 Kraków). jestem czlowiekiem gotowym wysiac z tramwaju i specjalnie wstapic do piekarni po pysznego palucha od Pawlaka (z sezamem - chociaz najlepsze sa z ziarnami takimi innymi, z dyni?), nadkladam drogi, zeby wstapic czasem na Kleparz po swieze owoce. a inni cale zycie jedza zwykly chleb, sprzed dwoch dni z kefirka i ich to najzwyczajniej w swiecie jebie co jedza i czy osiagneliby troche wiecej przyjemnosci jedzac inny chleb. czarny, z ziarnami. albo ciabatę albo no nie wiem COKOLWIEK. tak samo jest ze sprawami kulturalnymi/kulturowymi chyba. po co maja wychodzic wczesniej z tramwaju skoro cale zycie jedli zwykly chleb. chleb to chleb.
nie trzeba wiele, zeby popasc w depresje. a biorac pod uwage jeszcze fakt, ze przed nami jeszcze kilka miesiecy (4) takiego syfu. zastanawiam sie ile wody wytrzyma nasz dach. ile tej wody wytrzymaja golebie z naszego dachu. ile wody wytrzymamy?
sobota, 7 listopada 2009
Po co ci ludzie tyle gadaja? Zeby jeszcze o czymkolwiek. Ale nie. Zupelnie o niczym. I jeszcze sie dziwia, kiedy nie odpowiadam.
No tak juz mam, ze wole obserwowac niz dzialac.
Podobno inteligentny czlowiek nigdy nie nudzi sie w swoim wlasnym towarzystwie. Warzywie sie dzisiaj spedzajac czas na internecie. Ogladam stare polskie filmy. I marzne bo ogrzewanie zechcialo wysiasc a na piate pietro (bez windy) jeszcze nie dotarlo.
środa, 4 listopada 2009
wtorek, 3 listopada 2009
sok z marchwi, jabłek i brzoskwiń
moj komp wreszcie wyglada jak czlowiek.a pulpit jego zdobia windowsowe pola.
na mysl o tym, ze jutro znowu musze wstac na tyle wczesnie, zeby udac sie na obserwacje chce mi sie rzygac. tiki nerwowe mi sie od stresu porobily.
nigdy nie moge sobie dobrac odpowiedniego nakrycia glowy. dlatego nie znosze tej pogody, kiedy trzeba wreszcie cos zalozyc, bo zimno. wlosy sie elektryzuja.
song: z radia
napój: piwo tyskie
tik: drgajaca lewa brew
Subskrybuj:
Posty (Atom)