piątek, 12 września 2008

lady with unicorn


Jakiż niepokój bije z tego obrazu! Rafael Santi, znany renesansowy malarz włoski, sportretował na tym płótnie piękną Magdalenę Strozzi. Dziewczyna, czy też młoda kobieta ( wedle uznania), trzyma na kolanach mityczne zwierzę. Tytuł obrazu sugeruje, że jest to jednorożec. Czy jednak z dzisiejszej perspektywy nie dopatrywalibyśmy się w nim raczej narwala? może jest to również postmodernistyczna wersja baranka, który ma odkupić grzechy ludzkości? Co za pech, że Santi nie miał pojęcia o postmodernizmie i w tym momencie nasza hipoteza upada jak mury Bastylii w pierwszy dzień rewolucji. Jakiekolwiek nie byłoby to jednak zwierzę, jego róg jest symbolem wybitnie fallicznym. Czy zatem malarz chciał przedstawić walkę płci? Zaniepokojenie dziewicy w kontakcie z czystą męską siłą? Czy rumieńce dziewczyny sugerują wstyd? A może emocje? Moze tak naprawdę Magdalena miała nieskromne myśli... Napięcie sceny rozgrywającej się na pierwszym planie niweluje spokojny włoski pejzaż w tle. Pozbawiony szczegółów, pozwala nam skupić się na kobiecie, która sprawia wrażenie, że zaraz odrzuci, trzymanego na rękach mutanta i wybiegnie z tarasu.

inspiracja: Cortazar - "Jak rozumieć trzy sławne obrazy - instrukcja"

***


W jego oczach odbiła się nagle cała pustka wszechświata. Łagodny wiatr od morza uderzył go w twarz nagłym podmuchem. Zabrakło mu tchu, żeby wciągnąć w nozdrza specyficzną woń soli i wodorostów, zdechłych ryb i kotwic, mewich odchodów i wilgotnego piasku. Granatowe niebo sugerowało, że deszcz niedługo spadnie.
Bez entuzjazmu ruszył ulicą. Słońce było blade i nie odbijało się nawet w kałużach, które zajmowały większą część chodnika. Jego buty wydawały równomierny, spokojny odgłos przypominający mu dźwięk młyńskiego koła w momencie, gdy dotyka po raz kolejny wody.
Na końcu ulicy, w starym budynku z malowniczej czerwonej cegły, która prezentuje się prześlicznie na pocztówkach, znajdowała się piekarnia. Przez niewielkie, jakby miniaturowe okno można było dojrzeć puste półki, szare pajęczyny i znudzone spojrzenie otyłej ekspedientki w białym fartuchu.
Spojrzał na zegar – wskazywał jedenastą. Zacisnął pięści, kiedy przestępując próg piekarni usłyszał odwieczny dźwięk dzwonka, który wystraszył drzemiącego na parapecie kota.
- Razowy – jego głos był zduszony i obcy.
- Trzy złote – jej natomiast wysoki i jasny.
Wyciągnął z kieszeni pomiętą, poplamioną, poszarpaną, powykręcaną, przeklętą stuzłotówkę. Ekspedientka popatrzyła na niego ze zgrozą. Milczała dłuższą chwilę, po czym powiedziała:
- Nie mam wydać.


***
umyłam wczoraj okna a później, jak na złość, spadł deszcz i na nowo je ubrudził. do szyby poprzylepiały się puszki z latawca.



to z okazji wczorajszego wypasu na youtube.com

3 komentarze:

gabączek pisze...

jest 15:35 wiec gaba.nie wstyd,a gangrena hehehe.wczorajszy wypas byl czad czad czad komando.czemu nie wspomnialas o madame tutli putli?

gabączek pisze...

i w ogole o muto?

ulik_ pisze...

bo to miał być secret.który juz nim nie jest.