wtorek, 9 lutego 2016

moja pierwsza obrona byla troche sciemniana
po pierwszxe dlatego, ze prof f. nie byl chyba zbyt trzezwy. i po drugie dlatego, ze znalam wczesniej prawie wszystkie pytania, ktore komisja mi zadala

dlatego z perspektwy czasu wydaje mi sie, ze moj pierwszy mgr nie kosztowal mnie tyle, ile ten najnowszy.  chociaz to nieprawda, bo przeciez, zeby go dostac musialam przejsc przez wiele kregow piekla: wyprowadzic sie z domu, nauczyc sie hiszpanskiego, wyjechac na erasmusa.

cos w tym jest, ze nie pociagaja mnie rzeczy latwe. dlatego wytrwalam tu tyle. mimo wszystko. obrona byla dosc traumatyczna, bo tutaj nikt pytan nie zadaje. tutaj komisja komentuje, ergo wytyka bledy w pracy. poza tym przyszly mgr musi zaprezentowac prace przed publicznoscia, ktora akurat tamtego dnia dopisala. z jednej strony bylo to mega mile, bo sporo ludzi przyszlo specjalnie, zeby mnie posluchac i udzielic moralnego wsparcia. z drugiej - kazdy krytyczy komentarz mial wymiar publiczny i pewnie jeszcze bede dlugo przezywac cale wydarzenie.

stracilam jedno stypendium i zyskalam posade TA (teaching assistant). poki co nie wiem jednak ile bede zarabiala, wiec znajduje sie obecnie w dolnych rejonach odwiecznej sinusoidy. chociaz tak niedawno planowalam zakup biletow do europy. teraz moge sobie poki co pomarzyc co najwyzej o foz de iguacu...

karnawal sie juz konczy. przeszedl obok mnie w tym roku ze wzgledu na jakas absolutnie perfidna infekcje krtani, ktora pewnie teraz ewoluowala w zapalenie pluc albo w gruzlice, bo momentami czuje sie jak jakas postac z xix wiecznejj rosyjskiej powiesci. to pewnie dlatego, ze ogladalam ostatnio wojne i pokoj.


Brak komentarzy: