nienawidzę chodzenia do fotografa. systematycznie,w odcinkach co kilkuletnich, każdy z nich udowadnia mi bowiem jak niefotogeniczna jestem. nie spodziewam się żadnych niespodzianek i tym razem.
do przemyślenia: ile razy można rzucać wszystko w cholerę i zaczynać od nowa? jak zachować ciągłość i jednocześnie ewoluować? jak jednocześnie kogoś nienawidzić i utrzymywać z nim poprawne stosunki? qui pro quo czy forgive and forget? a może forget ale nie forgive? albo forgive ale nie forget?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz