niedziela, 15 września 2013

sądzić by można, że z wiekiem zdobywa się przynajmniej prawo do posiadania burdelu w szafie. otóż nie. dlaczego za każdym razem wizyta moich rodziców w krakowie musi przybierać rozmiary traumy? mam fantazję na upicie się do nieprzytomności whiskey albo żubrrrrrrrrówką paloną. 



nienawidzę chodzenia do fotografa. systematycznie,w odcinkach co kilkuletnich, każdy z nich udowadnia mi bowiem jak niefotogeniczna jestem. nie spodziewam się żadnych niespodzianek i tym razem.


do przemyślenia: ile razy można rzucać wszystko w cholerę i zaczynać od nowa? jak zachować ciągłość i jednocześnie ewoluować? jak jednocześnie kogoś nienawidzić i utrzymywać z nim poprawne stosunki? qui pro quo czy forgive and forget? a może forget ale nie forgive? albo forgive ale nie forget?




Brak komentarzy: