piątek, 27 września 2013

teoria powieści

Załóżmy, że to wszystko jest powieścią. Wiesz kim jestem? Tą postacią epizodyczną, która wkracza tylko na chwilę, być może opisana jest w trzech zdaniach. W opinii autora zdaję się zasługiwać na to, by opowiedzieć swoją historię, ale czytelnik nigdy nie dowie się co się ze mną działo. Nawet go to właściwie nie obchodzi, bo pojawiłam się na zbyt krótko, by ktokolwiek mógł się do mnie przywiązać. Jestem jak kometa, widoczna raz na długi czas i bardzo samotna.


Nie wiadomo co będzie. Może okazać się, że co miało się stać, to się stało. Że nic więcej mnie nie czeka. Znikam z pola widzenia głównego bohatera i nie ma mnie.

W takim razie spytać można kto jest głównym bohaterem, skoro nie jestem to ja.


Jest 5 nad ranem w sobotę a ja nie spałam ani minuty.


Sądzę, że może jesteś to ty.



sobota, 21 września 2013

el tiempo todo calma

jeśli zdecyduję się czekać na odpowiedni moment, nigdy tego nie zrobię.

niedziela, 15 września 2013

sądzić by można, że z wiekiem zdobywa się przynajmniej prawo do posiadania burdelu w szafie. otóż nie. dlaczego za każdym razem wizyta moich rodziców w krakowie musi przybierać rozmiary traumy? mam fantazję na upicie się do nieprzytomności whiskey albo żubrrrrrrrrówką paloną. 



nienawidzę chodzenia do fotografa. systematycznie,w odcinkach co kilkuletnich, każdy z nich udowadnia mi bowiem jak niefotogeniczna jestem. nie spodziewam się żadnych niespodzianek i tym razem.


do przemyślenia: ile razy można rzucać wszystko w cholerę i zaczynać od nowa? jak zachować ciągłość i jednocześnie ewoluować? jak jednocześnie kogoś nienawidzić i utrzymywać z nim poprawne stosunki? qui pro quo czy forgive and forget? a może forget ale nie forgive? albo forgive ale nie forget?




sobota, 7 września 2013

llllllllllllllllllllllllllllllllllllorona

Ona sobie poradziła. Zdała. Nie można było nie zdać. Ale zdała bardzo dobrze. Lepiej niż sądziła. Nie jest z siebie dumna, sądzi raczej ,że miała szczęście.

Ona jedzie znów sama na wakacje. Jaka żałosna. Nie potrafi znaleźć sobie nikogo. Nawet osoby współtowarzyszącej do podróży. Owszem mogłaby jechać do Brukseli albo Dortmundu albo może do Freiburga, na Podole... Tylko, że uparła się jechać tam, gdzie chce a nie tam gdzie może.

Ostatnie stadium przygotowań: napisać dłuższy tekst o tym jaka jestem wspaniała i jak ogromny drzemie we mnie potencjał. Nie martwmy się na zapas.

Welcome back in 2004. Stoję kilka dni temu przed drzwiami do sekretariatu w instytucie. Chcę odebrać dokument, który ktoś dla mnie zostawił, ale grzecznie stoję 20 minut w kolejce mając w pamięci jak denerwujące były osoby w stylu "ja tylko chcę odebrać dokument, który ktoś dla mnie zostawił, mogę wryć się przed ciebie, chociaż stoisz już tutaj godzinę". Stoi też ze mną dziewczę w nietwarzowej garsonce i gryzie paznokcie. "Egzamin?". "Noo, z hiszpańskiego,ustny." "Ojej, trudny?" "Trochę mi nie poszło" "Z kim miałaś zajęcia?" "Z Pal., z Paw. i U." "Noo, Pal. jest straszna." "A ty? Też z pierwszego roku?" "Nie, ja byłam z Paw. na roku parę lat temu". Koniec konwersacji.