a teraz przez moment o dogmatach. najpierw sądziłam, że są, że muszą być jakieś prawdy ustalone, bo bez nich świat pogrąży sę w chaosie. potem mi przeszło. potem znów wróciło...nie mam tu na myśli istnienia sił wyższych, aż tak daleko mój płytki umysł nie lubi się zapuszczać. chodzi raczej o pewne ideały, pomysły, wytyczne. np. to, że trzeba się rozwijać. mało jest rzeczy, w które wierzę tak jak w to. że nie wolno się zatrzymywać, że constans jest zły i szkodliwy. ale okazuje się, że są ludzie, którzy o nim marzą, którzy nie oczekują niczego więcej. i nie mogę źle o nich myśleć. ale zapytuję samą siebie: czy to może ja się mylę? to autodoskonalenie się, które wpojono mi w dzieciństwie, może to nie moje, może powinnam porzucić wielkie pragnienia i zacząć cieszyć się tym, że chleb z Liszek jest taki chrupiący a w kinach grają fajne filmy za 7 zł? niee...chyba jednak nie.
obejrzane: przesłodki Mój sąsiad Totoro i niedorzeczna bajeczka o zabarwieniu feministycznym czyli The Countess
przeczytane: kolejne strony podręcznika dla przygotowujących się do TOEFLa (niektóre pytania obrażają moją inteligencję a inne są pełne ciekawostek. dowiedziałam się np. jak tworzy się grad, skamielina, jaki jest największy zbiornik słodkiej wody na świecie...)
zjedzone: pizza z cukinią i boczkiem domowej roboty
usłyszane:
jak dużo wody musi upłynąć, żeby pojawiła się nowa łódka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz