piątek, 15 stycznia 2016

I feel love every once in a while

widziałam wczoraj nowego Tarantino. i byl...malo dynamiczny. "przegadany" dla tych, ktorzy wyszli z kina znudzeni, bo spodziewali sie fajerwerkow. albo "oparty na niezlych dialogach" dla tych, ktorzy wiedzieli, ze akcja rozgrywac sie bedzie glownie w jednym wnetrzu i widzieli kilka wczesniejszych jego filmow. niemniej jednak, wole inne.

obrna mojego maszkarona wyznaczona zostala na piatek 5.02. czyli pierwszy dzien karnawalu. bo w brazylii karnawal trwa 5 dni ze sroda popielcowa wlacznie. bedzie rzez.

w paraty nie bylo tak zle jak sadzilam. ale niepredko zamowie ponownie gulasz z owocow morza.

czasami zadurzamy sie w osobach, a czasami zakochujemy sie w zyciu jakie prowadza. wydaje mi sie, ze jesli nie ma mowy o wzajemnosci, druga opcja jest zdecydowanie lepsza. przytrafilo mi sie to znowu ostatnio, ale na szczescie szybko zdalam sobie z tego sprawe i zaczelam byc bardziej aktywna fizycznie, bo to wlasnie jego aktywnosc tak mi sie w nim spodobala. lata praktyki w autoanalizie.

4 komentarze:

Cegieł pisze...

https://www.youtube.com/watch?v=SM88w9IsRjI

ulik_ pisze...

co za denerwujacy kolo!
mam nadzieje,ze to nie twoj jakis kolega. nie mam nic do opinii, ale ma jakas taka wprowadzajaca mnie w stan niepokoju maniere.

Cegieł pisze...

fajny komentarz ;) jest ciekawie dziwny. Szkoda, że nie mogę polajkować.

ulik_ pisze...

ja wiem, ja nie umiem sie po polsku porzadnie wyslawiac. zarejestrowalam lajk domyslny.