piątek, 24 stycznia 2014

pamietacie te wierutne bezdety w stylu: kiedy Pan Bóg zamyka drzwi, otwiera okno?

o nie, wcale tak nie jest. jestem żywym, jeszcze oddychającym dowodem.


bo jak się jebie to po całości. jestem chora (kto wie, może mam nawet raka, albo zaraz będę mieć - same thing), jestem w obcym kraju. zabrali mi paszport, mam popieprzoną sytuację uczuciową, finansową a szkoła jest tak trudna, że powinnam właściwie ciągle siedzieć w bibliotece i nie robić nic innego tylko szukać pracy i czytać.



a jest piątek i zamiast tego użalam się nad sobą, tęsknię i trawię w tym parszywym gorącu.


jak mi jeszcze ktoś powie, że I am getting emotional, to po prostu wezmę ten duży nóż, który leży w kuchni i zabiję.


zapraszam na brazylijskiego bloga. gdzie nie będzie o tym jak mi źle, tylko o tym jak bardzo ten kraj jest dziwny, popieprzony i fascynujący.

piątek, 17 stycznia 2014

no blogu cisza bo nie mam prawie wcale pozytywnych doniesień...

środa, 1 stycznia 2014

Powitanie nowego roku miało w sobie coś niesamowicie symbolicznego tym razem. Stałyśmy z siostrą na Moście Dębnickim wraz z grupą znajomych, którzy w jakiś sposób są mi bliscy, chociaż nie można powiedzieć, że znamy się długo i dobrze. Tani rosyjski szampan otworzył się mi był o dobrych kilka minut za wcześnie, było zabójczo zimno a fajerwerków ani Wawelu wcale nie było widać, bo dookoła spowijała nas mgła (tudzież smog).2014. Tyle możliwości. Tyle najgorszych i najlepszych scenariuszy może się spełnić. Prawda jak zwykle będzie leżeć gdzieś po środku. Oby.

Wylatuję już w przyszłym tygodniu. Nie chce mi się w to wierzyć. Są chwile kiedy to do mnie dochodzi. Jak przy wigilijnym stole, kiedy rodzina tworzy uroczyście pogrzebową atmosferę jakbym miała ostatnią fazę raka. Albo kiedy żegnam się z ludźmi z pracy.

A może samolot spadnie gdzieś nad Atlantykiem i cały ten trud będzie mi oszczędzony?