Dzięki wizytom u psycho nigdy jeszcze w moim życiu nie byłam tak samoświadoma jak teraz. I co z tego? Tylko to, że potrafię nazwać każdą emocję jaką w sobie mam. To nie pomaga ani trochę.
Czekam, gadam do siebie, prowadzę w głowie rozmowę, ciągle tę samą, której nie mogę przeprowadzić naprawdę.
Po raz pierwszy od wielu dni użyłam tuszu do rzęs. Za wcześnie, bo znowu cały się rozmazał.
Dzisiaj wizyta u lekarza. Chciałabym receptę, ale podobno nie daje każdemu.
Każda sekunda jest smutkiem całkiem nowym i całkiem innym niż wcześniejszy. A świat widzę w szarościach.
czwartek, 24 lutego 2011
piątek, 18 lutego 2011
niedziela, 6 lutego 2011
Co w sobie mam?
Mam w sobie śmierć i strach, zło i ciemność. Szklany klosz, który nade mną wisiał, przygniótł mnie zupełnie. Chciałabym mieć wiertło, żeby wwiercić się w czaszkę i wyciągnąć z niej jeden jedyny plik - coś jakby gif: jedna scena, w kółko ta sama.
Mądrość ludowa głosi, że czas płynie i zabija rany. Pocieszające. Ale tak na dobrą sprawę frazes ten nie oddaje agonii jaką staje się każda sekunda, która odpływa zbyt wolno, zawsze zbyt wolno.
Nie potrafię gotować, nie nauczę się nigdy francuskiego, ani pewnie nie będę nigdy nawet przyzwoicie mówić po włosku, nie umiem popełnić samobójstwa. Chcę umieć wybaczyć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)