Po wielu miesiącach ględzenia, kupiliśmy wreszcie bilety lotnicze na zagraniczny wojaż. Nie szukajcie mnie zatem na Koletek pod koniec stycznia, prędzej na Ramblach. Albo na lotnisku w Oslo, bo tam skończymy, jeśli ziści się najgorszy z moich koszmarów.
Wreszcie skończyłam czytać Mdłości. Z Sartrem bym sobie mogła przybić piątkę, ale już dość mam ględzenia i chcę akcji akcji akcji. Dlatego noszę teraz w torebce Pantaleona i wizytantki, co skutkuje chichotem w środkach komunikacji miejskiej wszelkiej maści.
Odkąd odkryliśmy w naszej przepastnej piwnicy sanki (a było to wiosną), w głowie mej zalęgła się myśl, by puścić się na nich ze wzgórza wawelskiego, ale nie mam śmiałości, bo o dziwo dzieciaki z okolicy jeszcze na to nie wpadły. Ktoś zna fajne miejsca w centrum Krakowa gdzie można bez przeszkód oddawać się tej rozrywce?
Felek marznie okrutnie i już nawet nie ukrywa powodu, dla którego łasi się o nasze nogi. Po prostu bezwstydnie ryje się do przedpokoju całym swym kocim ciałem.
Kochany Mikołaju, nic mi nie przynoś, tylko zabierz troszkę kilogramków.
2 komentarze:
"-i co, ile wazysz?
-bywalo o kilka kilogramow lepiej"
zimie nalezy dac w pape, zimo, gierary hirr. szkoda mi felka, choc to prawy bies jest i tlusty.
ejże, nie ma nic złego w zjeżdżaniu z kaczyńskiej mogiły..
ze dwa roki temu chłopaki z lodowiska k/Hali przywieźli przyczepką kupę śniegu w połowie maja - rozsypali sobie na zboczu i zjeżdżali mniej więcej na wysokości szkoły na Bernardyńskiej..
eśli nie bojasz wpaść do Vistuli, to można od strony Skałki dać szusa..
bo inaczej najbliżej to albo Zakrzówek albo Park Podgórski - ni ma górków w miastu za zbytnio
Prześlij komentarz