jestem zmęczona kakofonią cudzych oczekiwań względem mnie. może to tylko mój matrix...
wniosek z ostatniej sesji brzmiał więcej o tym co przede mną niż tego od czego uciekam.
czwartek, 25 lipca 2013
niedziela, 14 lipca 2013
piję malinowe piwo, wącham miętę. otaczam się szumem, ale i tak w środku jest pusto.
miejsce, osoba, zajęcie. trzy rzeczy, przez które chciałabym się zdefiniować.
boję się boję się boję się boję się boję się boję się.
nie chcę, żeby znów było bardzo źle, ale wszystko zmierza po równi pochyłej.
żeby się nie rozlecieć nakładam na siebie reżim. nie relaksuję się. nie mam oddechu. zamęczam ludźmi, alkoholem, pracą. zamęczam się nawet rozrywką. popłakuję tylko w łazience, kiedy prysznic zagłusza wszystkie inne odgłosy.
już chyba przestanę komukolwiek mówić, że prawdopodobnie chciałabym się wybrać gdzieś we wrześniu na kilka dni. prędzej w październiku. wyjechać tylko po to, żeby wykorzystać urlop. żeby znów się zmęczyć? nic mnie nie ciekawi, żadne miejsce. żaden człowiek. poza jednym. "jedziesz? chętnie pojadę z tobą. jesteś zaproszona". dzięki, już rzygam tymi wszystkimi Hiszpanami, którzy gdyby mogli, to by się od razu do mnie dobrali. sama ich prowokuję swoją biernością a potem staję okoniem albo śledziem albo co gorzej leszczem.
do niczego się nie nadaję.
obejrzałam Lore. sprowokowana recenzją i ładnymi fotosami w Kinie. ciekawe, ale przebóg, nie chce mi się brnąć w historyczne rozliczenia i niepoprawności polityczne. więc powiem tylko, że był to ładnie sfotografowany film o wchodzeniu w dorosłość. swoją drogą dlaczego ten właśnie moment jest tak bardzo przejmujący i nieustannie przerabiany przez reżyserów? nie ma innych? ja tutaj proponuję. pustka. zrób ktoś niebanalny film o pustce.
miejsce, osoba, zajęcie. trzy rzeczy, przez które chciałabym się zdefiniować.
boję się boję się boję się boję się boję się boję się.
nie chcę, żeby znów było bardzo źle, ale wszystko zmierza po równi pochyłej.
żeby się nie rozlecieć nakładam na siebie reżim. nie relaksuję się. nie mam oddechu. zamęczam ludźmi, alkoholem, pracą. zamęczam się nawet rozrywką. popłakuję tylko w łazience, kiedy prysznic zagłusza wszystkie inne odgłosy.
już chyba przestanę komukolwiek mówić, że prawdopodobnie chciałabym się wybrać gdzieś we wrześniu na kilka dni. prędzej w październiku. wyjechać tylko po to, żeby wykorzystać urlop. żeby znów się zmęczyć? nic mnie nie ciekawi, żadne miejsce. żaden człowiek. poza jednym. "jedziesz? chętnie pojadę z tobą. jesteś zaproszona". dzięki, już rzygam tymi wszystkimi Hiszpanami, którzy gdyby mogli, to by się od razu do mnie dobrali. sama ich prowokuję swoją biernością a potem staję okoniem albo śledziem albo co gorzej leszczem.
do niczego się nie nadaję.
obejrzałam Lore. sprowokowana recenzją i ładnymi fotosami w Kinie. ciekawe, ale przebóg, nie chce mi się brnąć w historyczne rozliczenia i niepoprawności polityczne. więc powiem tylko, że był to ładnie sfotografowany film o wchodzeniu w dorosłość. swoją drogą dlaczego ten właśnie moment jest tak bardzo przejmujący i nieustannie przerabiany przez reżyserów? nie ma innych? ja tutaj proponuję. pustka. zrób ktoś niebanalny film o pustce.
poniedziałek, 8 lipca 2013
highway to Hel
Zaliczyłam pierwszego w życiu mym Open'era, na którego pewnie bym się nigdy nie zdecydowała, gdyby nie fakt, że w tegorocznym line-upie znalazł się Blur. Ich koncert był przeżyciem wręcz spirytualnym. Żadne słowa nie oddadzą, co czułam, kiedy Damon śpiewał Beetlebum (specjalnie dla mnie), kiedy wykrzykiwałam do utraty tchu "and agree to marry me so we could start all over again". Mogliby nie schodzić ze sceny. Nigdy. Orgasmus fangerlus totalus.
Pozostałe koncerty też świetne. Głównie dlatego, że jechałam bez specjalnych oczekiwań przygnieciona nowymi okolicznościami. Nowymi? Nie do końca. Po raz kolejny zadziwia mnie moja zdolność ignorowania oczywistych oczywistości. Potęga fantazji jest ogromna. Jedyny pożytek z tego taki, że teraz widzę wszystko wyraźniej, moje motywacje również. I nadal chcę tego, czego chciałam. Przede mną jeszcze masa pracy. A jeśli się nie uda? Śmierć przez rozpacz.
Najbardziej emocjonujący koncert: Blur
Najciekawszy polski koncert: Maria Peszek
Największy oblech: angielski turysta szczający w tłumie do butelki i po chwili rozlewający te szczyny ludziom pod stopami
Najczystszy fun: Arctic Monkeys
Najbardziej nieozekiwany fun: Kaliber 44
Najlepszy ruch bioder: Devendra Banhart
Najlepsze miejsce w Gdyni: Infobox
Najlepsze miejsce na wybrzeżu: Helski Cypel
Nowa złota myśl: każda chwila powinna być jak ostatnie 5 minut fantastycznego koncertu, wykorzystana w 150%
Pozostałe koncerty też świetne. Głównie dlatego, że jechałam bez specjalnych oczekiwań przygnieciona nowymi okolicznościami. Nowymi? Nie do końca. Po raz kolejny zadziwia mnie moja zdolność ignorowania oczywistych oczywistości. Potęga fantazji jest ogromna. Jedyny pożytek z tego taki, że teraz widzę wszystko wyraźniej, moje motywacje również. I nadal chcę tego, czego chciałam. Przede mną jeszcze masa pracy. A jeśli się nie uda? Śmierć przez rozpacz.
Najbardziej emocjonujący koncert: Blur
Najciekawszy polski koncert: Maria Peszek
Największy oblech: angielski turysta szczający w tłumie do butelki i po chwili rozlewający te szczyny ludziom pod stopami
Najczystszy fun: Arctic Monkeys
Najbardziej nieozekiwany fun: Kaliber 44
Najlepszy ruch bioder: Devendra Banhart
Najlepsze miejsce w Gdyni: Infobox
Najlepsze miejsce na wybrzeżu: Helski Cypel
Nowa złota myśl: każda chwila powinna być jak ostatnie 5 minut fantastycznego koncertu, wykorzystana w 150%
sobota, 29 czerwca 2013
czwartek, 20 czerwca 2013
Dlaczego życie jest jak Eurobiznes?
Z tego prostego powodu, że nie jest jak Tanki ani Mario Bros.
Zasady są bardziej skomplikowane i nie ma kolejnych szans. Spierdolisz, siedzisz w więzieniu. Stawiasz domki i jeśli bardziej skupisz się na grze, masz szansę na hotel. Wtedy można powiedzieć, że ci się powiodło. Można powiedzieć, że gra nadal trwa. niektórzy gracze wyprzedzili mnie o kilka długości a ja mam kilka domków rozsianych tu i ówdzie, jakieś linie kolejowe, ale w zasadzie nie wiadomo dokąd zmierzam. It's time to get serious. I to właśnie przeraża mnie najbardziej.
niedziela, 16 czerwca 2013
Każdy weekend zaczynam z postanowieniem odzyskania straconego snu i nigdy nic z tego nie wychodzi. .
Zrobiłam listę rzeczy, których chcę. Może powinnam powiesić ją nad łóżkiem, żeby nie zapominać w codziennym kieracie o tym, że istnieje coś jeszcze poza trasą dom-praca. Jest masa takich rzeczy. M.in. to, że chcę zdać certyfikat z angielskiego, nauczyć się portugalskiego i wysłać całą dokumentację do Rio. Czuję, że muszę spróbować, w przeciwnym razie, kiedyś tego pożałuję.
Dni są długie, gorące, wreszcie takie jak trzeba. Ani myślę narzekać na temperaturę. Tak właśnie jest najlepiej. A jak komuś nie pasuje, niech sobie przypomni początek kwietnia i temperatury minusowe i ostatni atak zimy. Lepiej?
Mam ochotę na:
- koktajl bananowy
- kompot z rabarbaru
- wodę z kokosa
- sorbet truskawkowy
- gofry z malinami
- smażone krewetki w sosie słodko-kwaśnym
- caipirinhę na Copacabanie
- nową spódnicę z Oysho
- noc świętojańską w Szwecji
- palmito
- açai
Zrobiłam listę rzeczy, których chcę. Może powinnam powiesić ją nad łóżkiem, żeby nie zapominać w codziennym kieracie o tym, że istnieje coś jeszcze poza trasą dom-praca. Jest masa takich rzeczy. M.in. to, że chcę zdać certyfikat z angielskiego, nauczyć się portugalskiego i wysłać całą dokumentację do Rio. Czuję, że muszę spróbować, w przeciwnym razie, kiedyś tego pożałuję.
Dni są długie, gorące, wreszcie takie jak trzeba. Ani myślę narzekać na temperaturę. Tak właśnie jest najlepiej. A jak komuś nie pasuje, niech sobie przypomni początek kwietnia i temperatury minusowe i ostatni atak zimy. Lepiej?
Mam ochotę na:
- koktajl bananowy
- kompot z rabarbaru
- wodę z kokosa
- sorbet truskawkowy
- gofry z malinami
- smażone krewetki w sosie słodko-kwaśnym
- caipirinhę na Copacabanie
- nową spódnicę z Oysho
- noc świętojańską w Szwecji
- palmito
- açai
wtorek, 4 czerwca 2013
you can't live in tomorrow. you can only live in today.
you can't live in tomorrow. you can only live in today. powtarzaj aż się nauczysz, debilu.
mam deja vu. wychodzę z pracy i wydaje mi się, że znów jest wrzesień właśnie wróciłam ze szwecji. wchodzę na internet i czytam o powodzi. i mam wrażenie, że przecież znów jest kwiecień 2010. o co chodzi? czas się jakoś zapętlił.
jak przestaje się szukać to się znajduje. jak się szuka to jest się nieszczęśliwym, że jeszcze nie znalazło.
lekcja portugalskiego na dziś: uma faca = nóż
dzisiaj moja psycho miała fajny tekst, więc go tutaj przytoczę: jaki jest pożytek z księcia na białym koniu, który zapewnia, że zabije smoka, ale nie podzieli się z księżniczką kanapką, kiedy ta jest głodna?
mam deja vu. wychodzę z pracy i wydaje mi się, że znów jest wrzesień właśnie wróciłam ze szwecji. wchodzę na internet i czytam o powodzi. i mam wrażenie, że przecież znów jest kwiecień 2010. o co chodzi? czas się jakoś zapętlił.
jak przestaje się szukać to się znajduje. jak się szuka to jest się nieszczęśliwym, że jeszcze nie znalazło.
lekcja portugalskiego na dziś: uma faca = nóż
dzisiaj moja psycho miała fajny tekst, więc go tutaj przytoczę: jaki jest pożytek z księcia na białym koniu, który zapewnia, że zabije smoka, ale nie podzieli się z księżniczką kanapką, kiedy ta jest głodna?
Subskrybuj:
Posty (Atom)